czwartek, 22 lipca 2021

Obiecanki-macanki, a głupiemu radość...

     Tak jak jeden z głównych bohaterów, tak i ja nienawidzę składać obietnic. A to z tego względu, że potem muszę je spełniać. I jako się rzecze, tako się robi...

    Obiecałam sobie, że kiedy Neth dobije dwudziestego rozdziału, to zacznę wprowadzać poprawki i przygotowywać całość (prolog + 24 rozdziały) pod wysyłkę do wydawnictw. Wszystko pięknie ładnie, ale ten czas niespodziewanie szybko nadszedł, niemiło mnie zaskakując. A wszystko przez to, że ostatnie kilka rozdziałów Neth dosłownie pochłaniał na pojedynczych posiedzeniach (jeden rozdział to średnio 25 stron), co w jego przypadku jest praktyką niebywałą. Z drugiej jednak strony akcja mocno przyspieszyła i podejrzewam, że biedaczek traci poczucie czasu.

    Dobra tam. Mamy końcówkę lipca. Jestem aktualnie przy końcu drugiego tomu. Mając wiatr w żaglach z początkiem sierpnia wprowadzę ostatnie szlify do pierwszego i... aż mnie żołądek rozbolał od myślenia. Zdecydowanie za dużo myślę i niepotrzebnie się nakręcam. Zbędny stres. Będzie, co ma być. Na spokojnie doklepię 7 tom. Może w międzyczasie otrzymam z wydawnictwa satysfakcjonującą mnie odpowiedź (humor się mię czyma), a jak nie, to... w sumie nie wiem, co dalej. Neth powstrzymuje mnie przed macoszeniem na blogu, a ja po prostu nie chcę, żeby historia wraz z moimi dzieciątkami marnowała się nieprzeczytana. Ale wszystko po kolei. Wątpliwości na bok, podobnie nieprzyzwoity entuzjazm.

    Ło bogowie, znów zaczynam wszystko nadmiernie przeżywać... znając życie, zanim Neth wróci z pracy, zdążę przeżyć 83 stany emocjonalne...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz