poniedziałek, 13 listopada 2023

#2

Dopiero jakoś pod koniec dniówki w pełni do mnie dotarło, że Natalia i ja będziemy mieć dziecko. Kiedy koleżanki z działu controllingu zaczęły wymieniać się spostrzeżeniami na temat swych dwu- i pięcioletnich berbeci, poczułem, że muszę wyjść do toalety. Zaczęły mi się pocić dłonie, a serce łomotało jak po wypiciu pięciu espresso. Nie poszedłem jednak do łazienki. Zamiast tego przespacerowałem się klatką schodową z dziesiątego piętra na parter i z powrotem. Spokojnie. Pomału. Bez pośpiechu i wylewania potu. Podczas niezobowiązujących czynności ruchowych angażujących większość mięśni myślało mi się najlepiej.

            Dotarło do mnie, że klamka zapadła, a drzwi się zamykają. To będzie koniec szlajania się po klubach i koncertach, nocowania u kumpli i nie tylko kumpli. Trzeba będzie wcielić się w rolę porządnego ojca, który zawsze jest w domu i troszczy się o najbliższych. Nie jestem przekonany, czy zdołam utrzymać iluzję wzorowej katolickiej rodziny bez szkody własnej, bo jak to w ogóle brzmi?! Pedał spodziewa się dziecka. Swojego. Bo jego, haha, żona, haha, wykorzystała spermę, haha, którą schlany do nieprzytomności szczodrze jej ofiarował, gdy miała dni płodne. A gdzie tam seks! Z kobietą nie dałby rady, nawet po pigułach! Gdzie tam in vitro, pani prezes kochana! Tu mamy wyższy level - kobiecą pomysłowość! Nigdy nie pytałem jej, w jaki sposób osiągnęła najwyższe stanowisko w wieku trzydziestu czterech lat, ale teraz jestem pewien, że byłoby to absolutne małżeńskie faux pas.

Rozgoryczony pokonałem ostatni stopień i zatrzymałem się przed drzwiami na swoje piętro. Mechanicznym ruchem przyłożyłem identyfikator do czytnika. Rozległ się pisk, zabrzęczał zamek i pod mocnym szarpnięciem drzwi się poddały. Zupełnie jak ja na myśl, że od tej pory z niewyobrażalną częstotliwością będą się do nas zjeżdżać nadopiekuńcze mamusie. Zaczną kontrolować swoje dorosłe pociechy pod pretekstem odwiedzin u wnuczęcia, rzucając debilnymi pytaniami o drugie i trzecie, o żłobki, przedszkola i szkoły. A najgorsze będą te niekończące się dobre rady sprzed trzydziestu lat i historie, jak to za komuny było ciężko z dwójką dzieci, a my mamy wszystko jak na tacy, dobrobyt aż się przelewa i w dupach nam się przewraca. No i te telefony o każdej porze dnia i nocy…

     Niezdolny do podjęcia się dalszej pracy wracam do swojego biurka, mijając oszklone sale konferencyjne. W chill roomie ktoś naparza w Mortal Kombat. W innych okolicznościach z ochotą bym się przyłączył, ale tym razem wolę cieszyć zmęczone oczy żywą, bujną zielenią roślin. Siadając na krześle odblokowuję laptopa i udając, że przeglądam maile, garbię się nad biurkiem, grzebiąc w smartfonie.

Zeszłej nocy ostro zabalowałem. Przydybałem niezłe ciacho w klubie i niemal stanąłem na rzęsach, żeby go zdobyć. I udało mi się. Co prawda był tak napruty, że z ledwością stał na nogach, za to co innego stało mu na baczność, gotowe pomóc mi rozładować napięcie i wzrastający testosteron. Pamiętam, że zmyliśmy się do jego kawalerki, a po wszystkim wymieniliśmy numerami. Nie był to mój najlepszy seks, ale wystarczający, by cel uznać za osiągnięty. Do domu wróciłem przed czwartą nad ranem.

Aktualnie było przed piętnastą, a on nie odpisał na żadną wiadomość, jaką mu wysłałem. Przestałem więc pisać i czekałem. Po prawdzie mam już dość przygodnych namiętności, wolałbym znaleźć kogoś na stałe, z kim mógłbym zabawiać się bez gumy i bez lęku o syf, jaki może mi sprezentować z chwilą przyjemności. Chcę mieć prawdziwego przyjaciela, bo w miłość między dwojgiem mężczyzn nie wierzę. Ponoć na “zdemoralizowanym” Zachodzie tacy istnieją, żyjący w monogamicznej zgodzie jak prawdziwe - a może raczej zwyczajne - małżeństwo. Dla mnie brzmi to jak bajka Disneya pełna rozśpiewanych zwierzątek albo inna magia, nierzeczywista, prezentowana szerszej publiczności z nieznanego mi powodu. Bo przecież facetom zawsze zależało tylko na seksie. Wsadzić, spuścić się i wiśta wio z powrotem. Miło było, nara! Kto następny? Wiele moich koleżanek i znajomych skarżyło się na to. Nawet moja matka wciąż to powtarzała, strofując ojca: tylko baby i filmy ci w głowie! Robiła to ustawicznie, tak jak on ustawicznie wycinał piersiaste panienki ze świerszczyków i przyklejał na okładki kaset magnetofonowych i video. Bynajmniej nie czuł się zażenowany, kiedy jako dzieciak brałem te kasety, by obejrzeć jakiś film. W końcu jestem facetem, a wówczas zależało mi na zachowywaniu pozorów. Nadal zależy. Chyba nawet bardziej niż wtedy.

Mija piętnasta. Zamykam excela i wyłączam laptopa. Wpychając go do torby, żegnam się z koleżankami i kolegami, którzy zostają do szesnastej. Zgarniam z wieszaka kurtkę i wciągam ją na ramiona, nie zwalniając kroku.

Stojąc w nieskazitelnie białej windzie, zerkam na wyświetlacz samsunga. Właśnie otrzymałem wiadomość, ale nie chcę czytać jej przy kamerach i pracownikach centrali tłoczących się wokół mnie. Przechwytuję wzrokiem tylko tyle, na ile pozwala powiadomienie.

I robi mi się niedobrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz