czwartek, 8 lipca 2021

Strachy na lachy, ale jakieś tam były

     Wena wróciła! A już wczoraj wpadałam w popłoch... Przez ostatnie dni absolutnie nie potrafiłam się skupić, albowiem koncentracja wyparowała wraz z falą upałów oraz z wolna wyciszającą się czerwoną rzeką. Jednak kurczowo trzymałam się płodnej wyobraźni, która ani na moment mnie nie zawiodła. Stworzyłam dwa genialne (moim skromnym zdaniem) motywy i niestety prędko nie wcielę ich w życie. Jeden wjedzie w czwartym tomie. Drugi na pewno zahaczy o trzeci, lecz rozwinie się dopiero później, na przestrzeni zdarzeń. A jeszcze jeden, o którym nie mówię głośno, wyląduje w tomiku opowiadań, hehe. I teraz już sama nie wiem, komu kibicować... Pochrzaniło im się wszystko pod moją nieobecność. 


    Aby na przyszłość uniknąć strachów, lęków oraz ogólnie przyjętej zasady kontrolowanej paniki postanowiłam odnotowywać w kalendarzu aktualny poziom nawenienia. I przy okazji zaznaczać na jakim etapie pracy jestem. Liczę, że wyjdzie mi z tego całkiem interesująca krzywa wydajności. I może potwierdzą się moje przypuszczenia, jakoby cykl miesięczny miał ogromny wpływ na stabilność połączenia ze światem równoległym.

    Niech zatem się dzieje! 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz