sobota, 8 stycznia 2022

Komplement #5

     Przechodzę kolejny kryzys twórczy. Co prawda z dniem wczorajszym ogarnęłam łącznie 25 stron III tomu, zamykając rozdział 11 i otwierając 12, ale... to wciąż rozdziały, które napisałam rok temu. A są o tyle dobre, że nie wymagają zbyt wielu poprawek. I na tyle emocjonujące, żebym sama chciała przeżywać je na nowo. Stąd tak znaczna prędkość. W związku z tym boję się, że nie będę w stanie utrzymać tempa. Moja zmora deprymująca do tego stopnia, że boję się przysiąść do pisania myśląc, że potwierdzę swoje paranoiczne przypuszczenia.

    Chyba zmęczyłam materiał ostatnią szarżą i teraz nie potrafię sklecić sensownego zdania. Wszystko brzmi jakoś tak... płytko. Nie po mojemu. Uwielbiam głębokie metafory i plastyczne opisy, ale jakoś tak nie potrafię ich teraz z siebie wykrzesać. Przeraża mnie to. Łącznie do napisania od zera mam połowę tomu. Rzeźnia emocjonalna, przynajmniej dla mnie. Chodzę sfrustrowana i nerwowa, a wszystko przez to, że połączenie ze Światem Wymyślonym stabilizuje się tylko po to, żebym wypisała kolejne notatki i rozwinęła kolejne wątki. Mój umysł (patrz: mem w poprzednim poście) wygrał. Czytam sobie z rozkoszą Straż Nocną Terry'ego Pratchetta i jestem zachwycona. Jak zresztą wszystkimi jego dziełami. Są niebywale błyskotliwe i pełne tak niepoprawnego humoru, że ciężko oderwać się od lektury. Aż żal serce ściska, że Terry nic więcej już nie napisze...

    Och, no tak, komplement. Neth kończy czytać II tom. I wyraźnie widzę, że interesuje go to, co czyta, albowiem - uwaga! - zadaje mi pytania! Jak nigdy tego nie robił, tak teraz rzeczywiście docieka! Pyta odnośnie pewnych wydarzeń, próbując zweryfikować swoje przypuszczenia. Jak rany, ale mnie to podbudowuje! Oczywiście nie mogę ich zdradzić, ponieważ niebawem się wyjaśnią, ale już sama myśl, że się wciągnął, bardzo poprawia mi nastrój.

  Swoją drogą:

    Paladynka poprosiła mnie dziś, żebym jej opowiedziała bajkę. Koniecznie o księżniczce Alusi! No więc dobrze, zaczęłam opowieść...

    Dawno, dawno temu, w pięknym zamku na krańcu świata mieszkała Księżniczka Alusia. Była śliczną dziewczynką, prawdziwą pociechą swych rodziców, którzy zajęci królewskimi obowiązkami nie mogli poświęcać jej wiele czasu. Toteż dziewczynka większość czasu spędzała w swoich komnatach uchodzących za najwspanialsze sale zabaw, jakie nosił ten świat.

    - Och, ale się nudzę - westchnęła Księżniczka Alusia, wpatrując się w deszcz padający za oknem. - Pobawiłam się już wszystkimi zabawkami, zagrałam we wszystkie znane mi gry i nie mam już co robić! A mama i tata jak zwykle są zajęci!

    Przerywam bajkę by podpytać Paladynkę, co powinno się wydarzyć.

    - Pojawia się potwór! - odpowiada podekscytowana, wywołując u mnie niemałą konsternację. No dobrze, niech ma potwora. Ale to, co dodaje chwilę później, zdumieniem unosi moje brwi wysoko pod linię włosów. - I zjada Księżniczkę Alusię!

    Wtem tuż za Księżniczką Alusią, nie wiadomo skąd, pojawia się wyjątkowo duży potwór o wyjątkowo szerokiej paszczy i połyka niczego nieświadomą dziewczynkę. W całości przełyka wierzgającą księżniczkę i oblizując się z zadowoleniem porywa ją do swojego leża, z dala od mamy i taty mogących uchronić ją od przykrego losu...

    - I wtedy Księżniczka Alusia rozcina brzuch potwora! - brutalna sprawa, nie ma co. 

    Teraz już jestem skonsternowana, co za bajka zapadła tak Paladynce w pamięć. Podejrzewam Czerwonego Kapturka, ale przecież w domu tego nie czytamy (przedszkole może?). W domu niepodzielnie króluje sugestywny Disney, którego tak uwielbia. 

    Dzielna Księżniczka Alusia odnajduje w obszernym żołądku ostry przedmiot, jaki mógłby pomóc jej w wydostaniu się z trzewi nieuprzejmego potwora. Rozpruwa go od wewnątrz i w jednym kawałku wydostaje się na zewnątrz...

    -  Jest w brzuchu potwora - wchodzi mi w słowo.

    - Ale już się z niego wydostała - oponuję, wspominając jej rozwój sytuacji, który sama zresztą wymyśliła. Już mnie nie słucha, dopowiadając sobie niebywale krwawą resztę.

    Teraz już rozumiecie, dlaczego pisanie bajek dla Paladynki skończyło się na pisaniu mojej własnej septalogii..? Może za jakieś dziesięć lat przeczyta, co mamusia wymodziła. Liczę na to.

      A tak próbuję się zmotywować:


🎵Back On My Feet - Phil Rey🎶

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz