poniedziałek, 14 lutego 2022

Bezproduktywność

     Ostatnio jestem dziadowsko bezproduktywna, mimo że coś tam dziergam w Głównej Powieści. Nic mi się nie chce. Najchętniej, to siedziałabym i czytała, zupełnie nic innego nie robiąc. Druga korekta autorska już dawno wyszła do Wydawnictwa, a od tamtej pory jakoś tak... sama nie wiem. Patrząc po analizie weny, to wcale nie jest źle, ale sama czuję, że stać mnie na więcej. Co prawda nadal drążę i poprawiam uprzednio napisane rozdziały III tomu, ale koniec coraz bliżej. Nawet usystematyzowałam sobie notatki dotyczące dalszych wydarzeń, jakie przyjdzie mi w tym tomie opisać. Zobaczymy, jak to wyjdzie. Na razie samokrytyka łoi mnie niestrudzenie, a brak wiary w samą siebie tylko czeka, żeby dokopać leżącej. No i to rozkojarzenie...

    W każdym razie, nie poddaję się. Może wyczuwam wiosnę w powietrzu i leń z tego tytułu bierze mnie w posiadanie. A może przyda mi się powiew świeżości i znów napiszę jakiś losowy rozdział z dalszych tomów. Cienka jest granica między hobby, a obsesją. Jeszcze jej nie przekroczyłam, ale czasami jestem bardzo blisko, o czym Neth na czas mnie informuje. Jest nadzieja...

    Ech, oderwana od rzeczywistości jestem... i ani to nie siedzę w moim Świecie Wymyślonym, ani w tym rzeczywistym. Tak pomiędzy. W wyniku czego nie wiem, co mam ze sobą zrobić. 

    Oooo, dziś Walentynki. Czy celebruję? Nie. Serdecznie nie lubię Walentynek. Za dzieciaka uważałam się za kompletnego przegrywa, bo nikogo nie miałam, nie dostawałam serduszek jak moje koleżanki, ani nikt do mnie nie wzdychał. Taka byłam o, szara myszka, ni to ładne, ni ciekawe. A potem, kiedy weszłam w "dorosłość", zaczęłam uważać Walentynki za lutową upierdliwość (misie z wielkimi napisami "Kocham Cię", podusie w kształcie serduszek i tym podobne bzdety mocno napędzają rynek, ale serio, to ma być dowód miłości?! Miła i sympatyczna tradycja? O bogowie...). Mam odmienne spojrzenie na pojęcie miłości niż jest to społecznie przyjęte, więc uznałam, że mnie to nie dotyczy. Jeśli kogoś kocham, to okazuję to przez cały rok. Zresztą, jak dupa zwrócona rowem do góry może uchodzić za symbol miłości? Aaaaaa, a to ci przewrotność! Może. I rzeczywiście, doskonale się w tej roli odnajduje. Podobnie jak dwa skrzyżowane palce, z którymi przez większą część życia kojarzyła mi się "miłość"...

🎵Approaching the Summit - Mark Petrie, Andrew Prahlow🎶

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz