czwartek, 18 sierpnia 2022

Quaerite et invenietis - Szukajcie, a znajdziecie

 

    Szukać można różnych rzeczy - zgubionych kluczy, rzuconego gdzie bądź pilota od telewizora, blistra bateryjek, który tak dobrze schowało się przed dzieckiem, że samemu nie pamięta się kryjówki. Ale też szukać można siebie samego - swojego miejsca w świecie, drugiej połówki, sensu życia. Szukać można wewnętrznej siły, utraconej motywacji, odwagi. Pozytywnych aspektów we wszystkim, co nas otacza, jak i wiary w ludzi. Jednakże nie każdy znajduje to, czego szuka. Czasami znajduje to, czego potrzebuje. Czasami znajduje własne lęki. A czasami znajduje wyłącznie rozczarowanie.
 
    Tak opisać można motyw przewodni Białego Elfa, czyli pierwszego tomu Elegii o Nieśmiertelnym. Czego szuka zagubiony w świecie ludzi niezwykły chłopak? Czy w ogóle czegoś szuka? A jeśli tak, to czy możliwym jest, aby to znalazł? Przekonajcie się sami...
 
 👇
 ***

"Zakapturzony elf rozejrzał się po obszernym pomieszczeniu pełnym wysokich regałów. Po same brzegi zapełniały je grube księgi o skórzanych grzbietach oraz posążki przedstawiające zwierzęta - te baśniowe, jak i te całkiem zwyczajne. Prześlizgując się wzrokiem, dostrzegał trofea zdobiące ściany oraz wielki kominek wysoki jak on sam, za którego okratowaniem radośnie trzaskał ogień. Zauważył okrągły stół, na którym plansza w kratkę zajmowała honorowe miejsce, teraz pusta, pozbawiona figur. W końcu skupił się na czterech fotelach obitych bordową skórą i wyłożonych futrami w łaty, cętki oraz pasy.

Na jednym z nich zasiadał on. Ogromnymi plecami zwrócony był do okna, posępnym, zarośniętym obliczem skierowany ku wejściu. Mierzył Maga od stóp po głowę, jakby nie dowierzając własnym oczom.

- Aż tak ci, Magu, spieszno przed oblicze twego przywódcy, że nawet nie przebrałeś się w suche odzienie po podróży? - W grzmiącym głosie wiele było z zabarwionego serdecznością cynizmu. - Zaiste, dobre muszą być to wieści, skoro pokwapiłeś się do mnie natychmiast z drogi.

Dreszcz przeszedł Estalavanesa tak solidnie, że aż połyskujące z ciemnej gęstwiny włosów oczy przywódcy skupiły się na nim, na nieprzypadkowej ofierze. Spojrzenie tak nieprzejednane, że prędzej sforsowano by mury tej warowni, aniżeli złamano wolę tego wielkiego człowieka.

Chłopak przełknął ślinę, widząc, jak masywne cielsko z niedźwiedzią manierą unosi się z miejsca. Wysoki na niemal dwa metry przywódca okryty był grubym futrem lśniącym w świetle roztańczonego ognia. Gęsta broda pokrywająca bez mała całą twarz zdawała się naturalnym uzupełnieniem stroju, podobnie jak ciemnobrązowe, długie do ramion włosy najeżone na wszystkie strony. Nawet ogorzała skóra przywodziła na myśl zwierzęcą, jaka skrywa się pod bujną sierścią. Ten mężczyzna był tak charakterystyczny, że Est nie pomyliłby go z nikim innym. Podobnie jego głos i ciężki krok, którym zbliżał się do zakapturzonego przybysza. Miażdżył oponentów już samym niedźwiedzim majestatem.

Przerażony elf mimowolnie wycofał się kilka kroków. Dostrzegając zuchwałość w swym zachowaniu, oderwał wzrok od Niedźwiedzia i wbił go we własne przemoczone buty. Teraz już rozumiał, skąd ta niewyszukana nazwa kompanii. Ich przywódcy niczego nie brakowało, aby zawstydzić te potężne zwierzęta.

- Także cieszę się, widząc cię w dobrym zdrowiu, Niedźwiedziu. - Mag płynnym ruchem wszedł przed przywódcę, odcinając mu drogę do swojego roztrzęsionego ucznia. - A wieści mam zaiste dobre, znaleźliśmy bowiem to, czego tak długo poszukiwaliśmy.

Ciemne oczy skryte w głębi dzikiego oblicza jeszcze chwilę taksowały kulącego się pod płaszczem chłopaka, aż wreszcie odpuściły, kiedy ich posiadacz zainteresował się słowami doradcy. Olbrzymi mężczyzna z ociąganiem obrócił się w kierunku swojego fotela i podszedł do niego w dwóch długich krokach. Opadając ciężko na siedzisko, nakazał Magowi czynić podobnie, świadomie ignorując pozostałą dwójkę przebywającą w pomieszczeniu.

Na jedno skinienie mistrza Est zajął miejsce tuż za oparciem jego fotela. Z opuszczoną głową jedynie nasłuchiwał, w duchu wdzięczny, że nie musi patrzeć.

- Mów więc, co też znaleźliście. - Wyszczerzone białe zęby zdradzać mogły zarówno zadowolenie, jak i szaleńczy grymas, kiedy przywódca pochylił się nad stolikiem do gry. - Lub pokaż, jeśli istnieje taka możliwość.

- Przyznać muszę, Niedźwiedziu, iż odnalazłem zupełnie co innego, niż spodziewałem się odkryć. - Nieprzejęty mokrym odzieniem Mag wpatrywał się w zwierzchnika znad złączonych w piramidkę palców, z cichą satysfakcją przyjmując bliskość ognia. - Odnaleźliśmy legendarny Grobowiec Zaklinacza, toteż mogę potwierdzić, że istnieje on naprawdę. Lecz nie znaleźliśmy artefaktu.

Mina Niedźwiedzia zrzedła. Wyglądał jak drapieżnik, którego zwierzyna czmychnęła po udanej zmyłce. Nagle ciemnozielone oczy zmrużyły się groźnie, a lekko rozchylone usta wykrzywiły gniewnie.

- Chcesz więc powiedzieć, że powracasz w chwale i glorii, mimo że nic nie znaleźliście? - Olbrzymie dłonie ściskające podłokietniki fotela zwinęły się w pięści. - Niedorzeczność, której chyba nie pozostawisz bez wyjaśnienia, co?

       - Otóż nie, mój panie. Nie powiedziałem wszak, że niczego nie znaleźliśmy. Powiedziałem, iż nie znaleźliśmy przedmiotu."
 - "Biały elf", rozdział 5, str. 218-221.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz