środa, 7 czerwca 2023

Niedokończone opowieści...

Zaczęły mnie już boleć plecy i gdyby nie strzyknięcie w krzyżu - zapewne słyszalne w sąsiednim pokoju - siedziałabym tak kolejną godzinę, garbiąc się nad klawiaturą. Na domiar złego nadgarstek ścierpł mi od podtrzymywania brody. Nawet przez myśl mi nie przeszło, by spojrzeć w lustro - marszczenie czoła było nawykiem, z jakim dawno już przestałam walczyć. Innymi słowy, byłam obrazem pozbawionej weny nędzy i rozpaczy...
    - Ósme westchnienie w przeciągu niepełnego kwadransa - oznajmił siedzący na brzegu rogówki minutnik. - Zaledwie jedno, a ustanowisz nowy rekord.
    Zirytował mnie. Westchnęłam, przymykając oczy. Nie było sensu wyładowywać frustracji na kimś, kogo i tak by to nie obeszło. Nie było sensu wyładowywać frustracji na kimkolwiek, dlatego opadłam plecami na miękkie obicie fotela i odjechałam od biurka, odrywając się od świata, z którym nie do końca potrafiłam się porozumieć.
    - Gratulacje, właśnie pobiłaś swój rekord o cztery i dwie setne sekundy.
    Skwapliwość tej istoty była wprost proporcjonalna do jej braku pojęcia o życiu ludzkim. Spojrzałam na Wenę od niechcenia, nie mając na czym zawiesić zmęczonych oczu. Był wdzięcznym obiektem obserwacji - jego oblicze zmieniało się w zależności od kąta patrzenia, choć najczęściej nie miał żadnego. A przynajmniej żadnego, jakie mogłabym zidentyfikować ograniczonymi zmysłami. Nie przypominał nikogo, kogo bym znała, ani tym bardziej nikogo, kogo chciałabym znać. Niesamowite, odrobinę koszmarne wrażenie. Zupełnie jak to, które prześladowało mnie już od długiego czasu...
    - Wolałabym dokończyć Elegię o Nieśmiertelnym - poskarżyłam się, krzyżując ramiona na piersiach. Zsunęłam się po oparciu i ni to leżąc, ni siedząc, gapiłam się na przygarbioną sylwetkę wyrysowaną na tle okna. - Nie opuszcza mnie wrażenie, że póki nie dokończę septalogii, nie skończę żadnej innej historii.
    - Spisujesz czwartą księgę, czy nie tak? - zapytał Wena, jak człowiek przechylając głowę. - Wiesz również, co wydarzy się później. Jaki będzie koniec... wszystkiego.
    Odwróciłam wzrok. Koniec wszystkiego odnosił się do tego, co nazywałam "trylogią wieńczącą". Och, nie, mam dla niej nazwę, ale na tym etapie powiedziałaby Wam zbyt wiele. Niechętnie przyznaję, że ja sama nie mam pewności co do przebiegu historii, którą aktualnie spisuję. Estalavanes stał się... cokolwiek nieprzewidywalny. Trudno mi za nim nadążyć, a to, co teraz się wydarzyło... Żal ścisnął mi serce, a nieproszone emocje utrudniają dalsze pisanie. Co gorsza, żałuję żywych, a nie martwych.
    - Koniec końcem, ale mogłabym przecież napisać coś do Nimbu Tarlatahru czy Powiedz mi, co widzisz - marudziłam bez przekonania. - Oparte na jednej kanwie, łączące się z Elegią są już w pełni zarysowane, a niektóre sceny opisane na gotowo. Wystarczyłoby, żebym przysiadła i stworzyła z tego pełnoprawny tekst, ale ten ciągle mi umyka...
    Nadgarstkiem przetarłam powieki. Gdy znów spojrzałam na kanapę, nikogo już tam nie było. Zdążyłam zauważyć, że Wena znikał z widoku zawsze, gdy miał wiele do powiedzenia.
    - Obowiązkiem Kronikarki jest spisywanie bieżących dziejów - przypomniał gdzieś zza moich pleców. Oprócz wysokiego oparcia fotela, miałam za sobą wyłącznie ścianę. - W rzeczy samej, historia Ziffanta i Orotheneusa początek swój ma w obecnej erze, lecz nie jest na tyle istotna, by przyćmiewać architektów. Niemniej nie bagatelizuję ich wkładu w kształtującą się przyszłość.
    - A nie chodzi aby o to - wtrąciłam ostrożnie, dopatrzywszy się szansy na przerwanie dywagacji rozgadanego rozmówcy - że więź łącząca mnie z Estem jest coraz silniejsza, a decyzje, jakie podejmuje, nierzadko kłócą się z moimi przekonaniami?
    - Słabością was obojga są emocje.
    Tym suchym spostrzeżeniem zamknął mi usta. Rzeczywiście, gdy teraz o tym myślę, zarówno Est, jak i ja, jest impulsywny, temperamentny i ogólnie ujmując - w gorącej wodzie kąpany.
    Westchnęłam po raz ostatni, a gdy zamknęłam oczy, na powrót znalazłam się w miejscu, którego nie chciałam już więcej widzieć: pośród drżących ruin, pełgającego po zgliszczach ognia i krwawych szczątków niegdyś będących ludźmi, których kochałam...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz