Jako że aktywnie przechodzę jeden z większych kryzysów twórczych, postanowiłam zanudzić Was postem o jednym z moich hobby. Mam na myśli haft diamentowy lub też mozaikowy, rodzaj wyklejanki polegającej na umieszczaniu niewielkich różnokolorowych diamencików/dżecików na specjalnie przygotowanym płótnie z warstwą klejącą. Nigdy się tym nie chwaliłam, uważając tego typu rozrywkę za coś dziecinnego i bezwartościowego. Ot, doskonała czynność by nieco się odprężyć, zrelaksować i odzyskać cierpliwość. Nic wielkiego, a jednak...
...tak mnie pochłonęła, że nie zliczę, ile już mam wyklejonych obrazów, a ile jeszcze czeka w kolejce. Na ścianach zaczyna brakować miejsca, a co ważniejsze, żadna z osób mnie odwiedzających nie uznała tego za tandetę czy dziecinadę. Wręcz przeciwnie, obrazy 50x70 robią wrażenie. A jak się mienią w sztucznym oświetleniu... 🤩 Co prawda ostatnia wyklejanka nie należała do największych, ale i tak zajęła mi dwa miesiące. I dała mnóstwo przyjemności. Widoczne efekty dają mi jej najwięcej, jednocześnie mocno mnie motywując do dalszej pracy. Zwłaszcza w chwilach, gdy Wena wybywa gdzieś daleko. Zakładam wtedy słuchawki, włączam muzykę i biorę się za wyklejanie, popuszczając wodze fantazji...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz