wtorek, 4 marca 2025

Sześć kolorów - praca zbiorowa

Na wstępie zaznaczam, że to mój błąd, iż wcześniej nie sprawdziłam redakcji i składu autorek (bo, zgodnie z zasadą równości, żadnych autorów płci męskiej oczywiście nie zaproszono do współpracy), toteż nie powinnam mieć pretensji do nikogo innego prócz siebie samej. No i mam, bo na tę szmirę zmarnowałam cały miesiąc. Ale do rzeczy.

Na zbiór składa się sześć opowiadań. Nie przepadam za tą formą literacką, chociaż w wykonaniu Neila Gaimana wypadła świetnie, więc czemu by nie dać szansy i tym? Przy pierwszej historii mój optymizm się skończył. Przy kolejnych było już tylko gorzej, pomijając obiecującą historię numer dwa, która ostatecznie też mnie rozczarowała. 

A dlaczego tak srogo? 

W dużej mierze wszystkie opowiadania sprowadzały się do tandetnej literatury z gatunku romansów mafijnych oraz kryminałów kobiecych (jeden był jakby fantasy, ale ubogi strasznie). Już to powinno mnie zaalarmować, ale jak zaznaczyłam wyżej, nie zainteresowałam się tym wcześniej. Jak łatwo się domyślić, omijam te "gatunki" szerokim łukiem. 

A oto dlaczego.

W ani jednym opowiadaniu nie poczułam chemii między bohaterami/bohaterkami. Historie przedstawione są płytkie i banalne, poruszane problemy przejaskrawione, a strony konfliktów do bólu skrajne. Wulgaryzmy występują w nadmiarze i nierzadko psują byle jak sklecony klimat, wprowadzone jakby z przymusu, by podkreślić "siłę" twardziela/twardzielki. Ale niewybredne słownictwo to nic w porównaniu ze scenami aktów cielesnych suchymi i opisowymi jak scenariusz niskobudżetowego porno, gdzie słowo "cipka" i "kutas" nie spotykają się z synonimami ani rozpalającymi wyobraźnię zmiękczeniami. Żeby było zabawniej, tytuł spod szyldu LGBTQ+, a osoby biseksualne przedstawiono jako zdradzieckie, rozpustne i lubieżne zagrożenie czyhające na niewinne lesbijki i gejów. No uśmiałam się. Jak gdyby statystyka zdrad zależała od orientacji a nie samego człowieka, ale co ja tam wiem (podejrzewam że więcej niż autorki, zakładając, że wszystkie są pure hetero).


Podsumowując, powyższa pozycja to zwyczajny chwyt na LGBTQ+. Niestety, ja dałam się schwytać, ale książka już dostała nakaz eksmisji z regału. Nie tego oczekiwałam - mój umysł wyjałowił się, poddawany regularnym odmóżdżającym torturom, które niemożebnie przeciągałam w czasie. Miesiąc. Cały styczeń. A w przeciągu 28 dni lutego przeczytałam trzy pozycje o wiele grubsze, ciekawsze i pełniejsze, bardziej sycące oraz wymagające zaangażowania. Nawet pisanie recenzji przeciągałam, taki to koszmar...



P.S. Nie mam nic do romansów i erotyków, ale takich z prawdziwego zdarzenia, soczystych, bujnych i ociekających emocjami. Uwielbiam kiedy atmosfera między bohaterami budowana jest stopniowo, a nastrój towarzyszący ich zbliżeniom tkany z pasją. Czuję wtedy przepływ emocji między uczestnikami sceny, pogłębianie ich relacji i zacieśnianie więzi 🤍

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz