Po raz kolejny Neth woła mnie na przysłowiowy dywanik, którym jest jego laptop. Wskazuje na ekran, a dokładniej na zaznaczony pomarańczem tekst. Raz i drugi czytam opis przeżyć emocjonalnych głównego bohatera, ale jak dla mnie jest w porządku. Tak jak być powinno. Z poszanowaniem zasad ortografii i gramatyki.
Zerkam na niego w poszukiwaniu wskazówek, podpowiedzi, czegokolwiek. Nic. Tylko na mnie patrzy. To i ja patrzę na niego. Wyczekująco.
W końcu się odzywa, wskazując dłonią na tekst, co bym go przypadkiem nie pomyliła z innym.
- Skąd on tak? - pyta niepewnie.
Neth robi to źle.
Znów patrzę na tekst i czytam po raz trzeci, bardzo powoli, niemal mrucząc pod nosem kolejne słowa. Z politowaniem przenoszę wzrok na Netha. Już nie szukam wskazówek. Tym razem nawet nie wiem, czego szukam w jego oczach.
- To są jego emocje, tego nie ogarniesz - odpowiadam tonem zwiastującym rychłe oberwanie chmury. - I tak to zostaw. Tak ma być i koniec.
- Aha - to pojedyncze wymowne słowo dowiodło, że Neth jednak robi to dobrze. Pomarańcz wycofuje się za naciśnięciem dwóch przycisków cichuteńkiej klawiatury. - Ale skąd mu się to wzięło?
W tym momencie poczułam się urażona. Chłopie, myślę, własnej żony nie znasz?
O uczuciowości moich bohaterów słów kilka:
Odczuwanych emocji nie biorę z powietrza, ani nawet kolokwialnej czapy. Działania i zachowania postaci są uzasadnione, nawet jeśli zdawać się może inaczej. Oczywiście wszystko w granicach zdrowego rozsądku. A że niektórzy są szczególnie specyficzni, to już kwestia wyjątków od szeroko przyjętej normalności...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz