piątek, 2 lipca 2021

O wenie słów parę

Weno moja:

Kochanko kapryśna!

Córko Muzy!

Siostro Inspiracji i Natchnienia!

Matko Kreatywności!

Gdzie ty, kurwa, jesteś, gdy cię przy mnie nie ma?!

(Oda Yanusha do Grażkhi, 2021 rok, tłumaczone)


... czyli o nieszczęsnym tygodniu każdego miesiąca, podczas którego wykrwawiam się na śmierć i całkowicie opuszcza mnie inwencja twórcza.

    Przez ostatni rok uważnie obserwowałam swoje postępy na drodze tworzenia i zauważyłam specyficzną zależność pomiędzy kreatywnością, a moim kobiecym stanem psychofizycznym. Aktualnie znajduję się w najgorszym stadium, w którym za nic nie potrafię się skupić na połączeniu ze światem opisywanym. Po prostu go tracę. Zupełnie nie czuję bohaterów, nie potrafię wyobrazić sobie sytuacji, w jakich się znajdują, a większość świetnie rozwijających się wątków nagle traci dla mnie sens. Muzyka mi nie smakuje i przestaje do mnie trafiać. Wszystko wydaje mi się beznadziejne. Niektóre zdania czytam po dwadzieścia razy: wcześniej mi się podobały, a teraz coś w nich nie pasuje, ale ni diabła nie wiem, co. Rodzi się we mnie frustracja, bo przecież chcę pisać, posunąć tę historię dalej, ale jestem zablokowana przez cholerną burzę hormonalną. Nie wymyślam wtedy niczego nowego. Mój umysł jest jałowy. Jestem pusta w środku. 

    I to mnie przeraża. 

    W dniach takich jak ten dusi mnie myśl, że już tak zostanie. Że tym razem z tego nie wyjdę. Że inspiracja nie wróci, a wena opuści mnie na dobre. To jest straszne. Przez tydzień w miesiącu chodzę nabzdyczona i to nie przez wzgląd na hormony (choć mają one w tym swój udział), tylko przez świadomość, że odebrano mi to, co sprawia mi tyle przyjemności i radości. Odebrano mi ważną część mojego życia. 

    Mam świadomość, że to etap przejściowy, po którym nastąpi niezły boom kreatywności. A przynajmniej, nie zapeszając, tak było dotychczas. Neth zwykle mi radzi, żebym w tym okresie na siłę nic nie tworzyła, tylko poczytała coś innego, zagrała w grę, zajęła czymś czas. I ma rację. Ale nie potrafię. To jak uzależnienie, a w tym właśnie momencie jestem na głodzie. I na szczęście nie odbijam sobie tego na otoczeniu, bo to nie wina ludzi, że natura stworzyła kobiety w taki, a nie inny sposób. I wcale nie zamierzam kłamać, że jest super, pięknie i rewelacyjnie. Bo nie jest.

    Jak każdy człowiek mam chwile słabości i nie wiedzę w tym nic złego ani tym bardziej wstydliwego. Nic, z czym należałoby się kryć. Chcąc tego czy nie, muszę to przeczekać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz