niedziela, 12 września 2021

Chętki

     No i napisałam część pierwszego rozdziału siódmego tomu (aktualnie wiercę i poprawiam drugi, żeby wreszcie dokończyć trzeci tom, jak na ironię). W klimatach militarno-batalistycznych. Obrzydliwie polubiłam jednego bohatera, który gościnnie wystąpi w czwartym tomie. O bogowie, chyba za dużo zdradzam szczegółów. A niech ci wydam tę powieść i wyjdzie na to, że spojleruję własną twórczość, ale, jak rany, nie mam się z kim dzielić pomysłami i przemyśleniami! I aż mnie nosi, bo gaduła ze mnie na potęgę...

    Tak swoją drogą, co do scen bitew i pojedynków. Wczoraj siedziałam na ogródku i starałam się zrelaksować przeglądając artsy w telefonie i tym samym poszukując dalszej inspiracji do pisania. Szukam tak sobie, szukam i szukam, a tu nagle jebut-pierdut i nie wiem co się stało. Zamiast atrakcyjnych dla oka scen bitewnych w stylu fantasy zaczęło mi wyświetlać okładki, uwaga!, poradników opisywania scen batalii oraz pojedynków! No ja nie wiem. Myślałam, że pisanie to tak trochę jak jazda na rowerze, wiecie: wsiadacie, pedałujecie, staracie się utrzymać równowagę i pilnujecie drogi. Z początku idzie wam słabo, ale z czasem zaczynacie śmigać. Nie widziałam poradników, jak rozpocząć naukę jazdy na rowerze (zapewne gdzieś takowe istnieją). A poradników anglojęzycznych, jak opisywać sceny walk i pojedynków znalazło mi chyba z siedem, mimo, że nie szukałam... Co ze mną nie tak, że się do tego nie stosuję? Czy dlatego, że nie przeczytałam tych poradników, sceny przedstawiane w moim świecie będą, nie wiem, pozbawione plastyczności i bogactwa opisów, z zaangażowaniem wszystkich zmysłów włącznie? Czy naprawdę trzeba poradnika, by stworzyć coś swojego na podstawie tego, co rysuje wyobraźnia? Więc albo to ja jestem nienormalna, że piszę na pałę, albo oni, że piszą, jak inni mają pisać. Wskazówki, owszem, to dla mnie zrozumiałe, wręcz pożądane, gdy ktoś tego szuka. Ale poradnik..? Ostatni poradnik z pisania, do jakiego się w życiu zastosowałam niemal sprawił, że rzuciłam swoją pasję uważając, że jestem grafomanką nadużywającą przysłówków, rozwalającą dialogi opisami, przedstawiającą wygląd bohaterów już w momencie ich poznawania itp. itd. (wiele tego jeszcze, a szkoda czasu na przytaczanie). Dwie osoby wtedy kazały mi się jebnąć w dekiel (dzięki Neth, dzięki KaySeeEZ) i pisać tak, jak czuję, czym umiejętnie sprowadzili mnie na ziemię, a za co jestem im dozgonnie wdzięczna.

    I, jako istota skrajnie uparta i lubiąca czasem unieść się honorem, nie zamierzam dotykać więcej poradników. Wolę poczytać, jak inni autorzy rozwiązują te kwestie, choć w kilku tytułach spotkałam się z opisami bitwy w stylu: przygotowania do starcia, krótka notka, że było krwawo i brutalnie i jebs!, już po bitwie, hurra, palimy zwłoki, opłakujemy zmarłych, chlejemy z żywymi. Ostatniego dobrego opisu bitwy to chyba u Tolkiena uraczyłam. Nie pamiętam, ale chyba w serii Dragonlance także coś było. W Malazańskiej Księdze Poległych jeszcze nie dotarłam do dobrej bitwy (nie licząc pierwszej w Ogrodach Księżyca, która mocno mnie zawiodła...), ale sukcesywnie zmniejszam dystans.


 🎵Suicide Mission - Dos Brains🎶

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz