poniedziałek, 8 listopada 2021

Hamulce puściły

     Jeszcze niedawno jojczałam że zalegam z tekstem, choć terminy mnie nie gonią. Teraz już na to kicham i piszę rozdziały jak mi się żywnie podoba. Odnajduję w tym sens, przynosi to także lepsze rezultaty niż ograniczanie fantazji i zmuszanie się do pisania wedle chronologii. Oczywiście nie jest to pisanie na odwal, wręcz przeciwnie. Jeśli mam na coś ochotę, potrafię się na tym skupić i w związku z tym lepiej oddać nastrój, bohaterów, szczegóły oraz emocje. Nie rozpraszam się. Widzę scenę oczami wyobraźni i po prostu oddaję z dokładnością wszystko to, co zaobserwuję. Nienawidzę ograniczeń. Nie znoszę sztywnych ram w jakich zamykają się ludzie. A jeszcze bardziej nie lubię, gdy usilnie starają się w nich zamknąć innych. Jeśli mam ochotę napisać romantyczny wątek, a w aktualnie pisanym rozdziale naparzają się dwie armie, to robię sobie przerwę od zgiełku bitwy i przenoszę "naparzankę" na dwójkę bohaterów przebywających w zaciszu alkowy. Albo pozwalam im przeprowadzić wyjątkowo intymną pogawędkę zaważającą na fabule, cokolwiek wpisującego się w dalszą historię, a co czuję wewnątrz. Ewentualnie opowiadanie z uniwersum, na które długo już mam smaka... cały czas dopracowuję szkic, poszukuję wzoru dla jednej z postaci i jak ukończę zbieranie informacji, biorę się do dzieła. Mam już w planach tomik opowiadań. Tytuł też. I podział na dwie części. Neth czeka już na jedno z nich, albowiem wielce jest ciekaw przeszłości jednej z postaci... schlebia mi tym.

    Ale, ale! Znów te moje dygresje. Mając czas bawię się w najlepsze w swoim świecie, ponieważ jak zaznaczyłam w pierwszym akapicie, terminy żadne mnie nie gonią. Całość komponować będę gdy nadejdzie czas konkretnych zdarzeń, wtedy też naniosę poprawki i cokolwiek jeszcze będzie trzeba, zapewne niejeden wątek rozwinę, pogłębię. Reasumując, podczas redagowania III tomu napisałam jeden rozdział IV tomu oraz trzy rozdziały z VII. I co jakiś czas do nich wracam i coś zmieniam, bo płynnie zmienia się historia w zależności od nieprzewidzianych reakcji i zachowań bohaterów. To trochę jak próby przewidzenia przyszłości. Wiem jak się to skończy, ale nie do końca mogę mieć pewność jak do tego dojdzie. Dla mnie jest to przednia rozrywka.

    Mam już zapas tekstu, Neth utknął na II tomie, aktualnie ogarniam sobie na spokojnie III i w międzyczasie czekam na informacje z Wydawnictwa. Aż mnie skręca z ciekawości na myśl o projekcie okładki oraz korekcie autorskiej. Wciąż nie zrobiłam sobie zdjęcia. I jak tylko mój biogram pojawi się na stronie, nie omieszkam Was o tym poinformować. Proponowano mi wzorować się na biogramach ich doczesnych autorów, ale czytając je czułam się jak patologia z nizin społecznych. Byt o znikomej przeszłości i wcale ciekawszej przyszłości. Cóż, po części to prawda. Moja przeszłość jest dosyć, hm, pospolita. Niczym się nie wyróżniam spośród masy ludzi. Do momentu, aż się mnie bliżej nie pozna. Dlatego postawiłam na swój charakter i oddałam go w całości skupiając się na tym co robię, a nie na tym co i gdzie skończyłam. Ludzie nie muszą wiedzieć kim jestem, kto mnie uczył i kim są moi przodkowie (ha! szach-mat, korzenie mam szlacheckie!) wystarczy mi, że dowiedzą się co tworzę. I dlaczego. Sama mam takie podejście - nie interesuje mnie życie prywatne pisarzy i kompozytorów, ponieważ interesuje mnie wyłącznie to, co przedstawiają w swoich utworach. Nie oceniam ludzi przez pryzmat twórczości. Artyści żyją w co najmniej dwóch światach równolegle, nie na darmo zwie się ich dewiantami...

    ... jak choćby moje najnowsze odkrycie, mój ostatni muz, moja inspiracja i natchnienie wybarwiające wyobraźnię żywą paletą kolorów. Dotychczas myślałam że będący na podium Phil Rey pospołu z Anttim Martikainenem oraz Efisio Crossem są moimi idolami, ale stało się jak się stało. Zostali zdetronizowani przez Petera Crowley'a. O bogowie... już dawno nie zaspamiłam sobie playlisty utworami jednego kompozytora, a ten szaleńczy skurkowaniec skradł moje serce i oddać nie chce! Przez niego już mnie uszy bolą, bo od rana do popołudnia nie ściągam słuchawek z głowy... brakowało mi takiego powiewu świeżości, zróżnicowanego pod względem melodycznym, a jednak z każdym utworem (no dobrze, są orientalne wyjątki) nawiązującym do kultury Celtów. To by było na tyle porządkowania playlisty...

 

    No dobrze, moich ochów i achów nad krewetkami nadszedł ciąg dalszy. Bo są wspaniałe! Jeszcze Neth zwrócił mi uwagę że są jak tacy tyci Żniwiarze z Mass Effecta! Szczególnie ten ich moment lądowania na podłożu, jak żywcem wyjęty z Trylogii komandora Sheparda, aż z rozkoszą się na nie patrzy. Nie wiem tylko gdzie jest Alojz i Ambroży. Wszędzie roi się od raczków, a moje niebieściuchy gdzieś się zaszyły. Idę ich poszukać. A potem wracam do pracy ze świeżym umysłem.

 

 To nie nasze zdjęcie, powyższe zostało znalezione w necie. Najwyraźniej nie tylko my pokojarzyliśmy tych dwoje 😆


 🎵Prophecy of Victory - Peter Crowley🎶

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz