O bogowie, przez ostatnie dwa dni chodzę z głową w chmurach. Dostałam tak motywującego kopa, że to przechodzi ludzkie pojęcie. Faza na tworzenie weszła piękniutko, jestem zadowolona z efektów, a rozdział jakby pisze się sam... No nie, to akurat samo się nie robi. Muszę mieć frajdę. I mam. Ogromną! Trochę szkoda, że przez kolejne dwa dni czeka mnie wczesne wstawanie i po dziewiętnastej będę już dętka, ale zamiast pisać, wieczorami ogarnę dalsze streszczenie drugiego tomu. Normalnie ten zeszyt napawa mnie dumą...
A tak w ogóle to chciałam się poskarżyć. Na wirtualny notatnik. Prawdopodobnie i tak to moja wina, bo coś przegapiłam/umknęło mi/nie dopilnowałam, ale zniknął mi kawałek notatek z pliczku z rozdziałem... Chyba częściej muszę robić kopię zapasową. W każdym razie, nie powinnam pchać notatek do dokumentu z rozdziałem, ale tak mi jest wygodniej, niż skakać po zakładkach. Więc mea culpa. W efekcie naskarżyłam na samą siebie.
Jadę na dwudniowej ekscytacji! Nie każcie mi się uspokoić!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz