poniedziałek, 27 czerwca 2022

Czasem źle, a czasem gorzej

    Ale teraz tak jakby trochę lepiej. Zwiesiłam się nieco. Zdołowałam. Nie odwiedzam fejsbyka od dwóch, chyba nawet trzech dni i jakby przybyło mi pewności siebie. Pojęcia nie mam czy rzeczywiście wszyscy wokoło wydają dzieła literackie na poziomie Tolkiena, ale odnoszę takie właśnie wrażenie śledząc recenzje na fejsie. Toteż porzuciłam je na rzecz mojej małej, hermetycznej kupy wstydu, którą powoli, acz konsekwentnie, czytam. (A która rozrosła się już do rozmiarów gnojowiska... z Nethem kolejny regał planujemy... o bogowie, tym razem w ścianie!!!) Panie Stevenie, dziękuję za wkurwiającą Felisin! Nic bardziej nie zraża do książki jak szargający nerwy bohater. I znając moje szczęście to nie zginie ona spektakularną śmiercią, tylko zmieni się w jakąś super hiper bohaterkę. Ewentualnie umrze i się odrodzi, co w tym przypadku wcale by mnie nie zdziwiło. Zmuszona jestem ją przeboleć i nawet nie żywię nadziei, że pozostanie postacią epizodyczną... za dużo jej tam, za mało sensownej reszty.
    Wracając do tematu zdołowania to tak, potwierdzam, tak było. Zdechłam na pewien czas i społecznościowo i twórczościowo. Straciłam wiarę we własne możliwości i nałożyły się na to tak internety, jak i premiera mojego debiutu. Dla zainteresowanych mogę nadmienić, że moja perełka wyjdzie dopiero jesienią. Oj tak, przybiło mnie to, w końcu lato to sezon urlopowy, wszyscy książkowicze zaopatrują się w nowości i czytają na wakacjach. A mojej tam nie będzie. Neth próbował mnie pocieszyć mówiąc, że wszystkie najlepsze dzieła wydawane są jesienią, ba!, nawet mi przykłady podał, ale jakoś tak puściłam jego uwagi mimo uszu i nie zagłębiałam się w temat. Uznałam, że moje to sięgająca powtarzalności sztampowa szmira (choć powtarzalności, sztampy i szmiry tam nie uraczycie, ale wiecie jak to jest... zresztą, sami ocenicie) i dałam się pociągnąć w dół. A teraz myślę, że przynajmniej czytelnicy dostaną doszlifowaną, bogatą i wielowątkową historię. Aktualnie mam piętnaście stron trzydziestego rozdziału. Znów dosyć trudny temat, w końcu high fantasy to nie tylko byli, zrobili i wrócili. Przynajmniej nie dla mnie. Dla mnie najważniejsze jest to, jaki wpływ mieli na wydarzenia oraz to, jak wydarzenia wpłynęły na nich. Chęć pokazania ich od każdej strony, nie tylko tej heroicznej i zdeterminowanej, ale też pełnej wątpliwości czy nawet strachu. Czasem bezsilności bliskiej porzuceniu dalszej walki. Odkrywanie własnej tożsamości i stawianie jej czoła, kiedy nie do końca okazuje się ona tym, na co z początku się zapowiadała.
    Ło, ale zasmęciłam. Taki klimat mi wszedł. Zatem nie przedłużając zbędnie noty... wypatrujcie mnie jesienią. W końcu jesień to moja pora roku.

 

🎵 Spirit Of Fire - Phil Rey 🎶

2 komentarze:

  1. Nic się nie martw, lepiej później a bardziej dopracowane 😎
    Lepiej iść zawsze pod prąd niż jak wszyscy z nurtem to wyróżnia wyjątkowe osoby czy też dzieła 💪🔥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Paaaaateeeeer! Kope lat :D I dziękuję za miłe słowa ^^
      Ty wiesz, że zawsze szłam pod prąd, więc w tej kwestii nic sie nie zmieniło :D Kolana i nadgarstki zdarte do krwi, ale zacięcie pozostało ;)

      Usuń