piątek, 17 czerwca 2022

Segregacja odpadów i inne kwestie etyczne

  Ostatnio strasznie Wam truję i marudzę, dlatego też stwierdziłam, że powinnam napisać coś pozytywnego.

    No chyba nie.

    Nie jestem ostatnio ani pozytywna, ani optymistyczna. Straszliwie mierzi mnie, jak ludzie szastają pojęciami, których prawdziwych definicji nawet nie znają. Choćby wyświechtane bezstresowe wychowanie (mylone z całkowitym brakiem wychowania), poprawność polityczna (utożsamiana z absolutnym zakazem krytyki wobec mniejszości kulturowych, wyznaniowych itp.) czy feminizm (który w obecnych czasach jest przejawem zwyczajnego szowinizmu). Z każdym z trzech powyższych zagadnień spotykam się na co dzień w różnych środowiskach jako matka, w pewnym stopniu tolerancyjna obywatelka skrajnie konserwatywnego państwa oraz w istocie natury kobieta. Często słyszę, żeby dzieci trzymać krótko i za każdą przewinę lać po dupach, bo inaczej w przyszłości rozpuszczone będą jak dziadowskie bicze. Równie często moich uszu dociera nawoływanie, by prać po mordach i na wszelkie sposoby tępić robactwo propagujące związki partnerskie osób homoseksualnych, nawołujące do aborcji czy jeszcze w inny sposób rażące i niszczące wspaniałe tradycje wyznaniowe oraz zachowania społeczne. Na koniec, gdzie nie spojrzę, dostrzegam wywyższanie płci żeńskiej ponad męską, okryte aksamitną kołderką pięknie brzmiących słów: jestem kobietą we wszystkim tak dobrą, jak mężczyzna. A nawet lepszą - cyniczny dopisek autorki.

    No kurwa.

     Nie wiem czy to naród jest chory, czy świat na głowie stanął, czy też to ja mam coś nie tak z głową, ale coraz silniej odczuwam chęć trzymania się od ludzi z daleka, z pominięciem wyjątków, które znam i szanuję. Kółeczka wzajemnej adoracji, spijanie sobie z dziobków i słodkie uśmieszki, podczas gdy niemal wszyscy członkowie wspaniałej maskarady kryją za plecami noże tylko czekające na wbicie w chwili słabości. Znam to z autopsji. I ponownie doświadczam tego w społecznościówkach. Popycha mnie to do bycia autorką bezosobową, skupioną na historiach opisywanych. Ja pozostanę sobą, ale pewna część mnie stanie się niezależną, obiektywną kronikarką. Bo jakoś tak od początku było mnie dwie. Dwoje.



     Jeśli chodzi o Świat Wymyślony, to w dniu urlopu, czyli dzisiaj, zamknęłam w końcu 29 rozdział. Ciężki był. Bardzo głęboki, emocjonalny. A przez comiesięczną przypadłość miałam nielichy kłopot z wejściem w skórę chłopaków. Ale udało się - chyba! - tak, jak założyłam. Startuję więc z rozdziałem numer 30, rozprostuję kości i pociągnę kilka wątków. Przygotowałam już sobie materiały i mniej więcej ogarnęłam całość pod kątem przyszłych rozdziałów. Jeśli niebożęta niczego nie schrzanią - a mają do tego dryg - trzeci tom powinien zamknąć się na 36 rozdziałach. Znów wyjdzie tysiąc stron. Spoko. Jesteśmy bliżej niż dalej...

    ...czego nie mogę napisać o debiucie. Wciąż czekam na informację z Wydawnictwa, ale mimo mojego nieśmiałego przypominania o swoim istnieniu, otrzymuję w odpowiedzi wyłącznie ciszę. Zaczynam się stresować. Mam całkiem spory zapas do wydania na przyszłość, żeby dedlajny mnie nie goniły, ale na to wygląda, że ukończę nawet czwarty tom, a pierwsza część pierwszego ledwo ujrzy rynek wydawniczy. Chyba za bardzo chcę, a za mało we mnie cierpliwości. Nie ja jedna debiutuję/wydaję. A widzę, że wydają dużo. Różnych. Eeee... Tytułów. Jak rany. 

🎵 A Meeting With Myself - Phil Rey 🎶

 

 

 P.S. Yacoszek, jo wim, że ty chciałeś googly eyes, ale więcej z Disney'a nie potrafię znaleźć 😔 Za to specjalnie dla Ciebie ostrzeżenie: nigdy, ale to przenigdy nie pauzuj produkcji Disney'a 👇


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz