wtorek, 12 lipca 2022

Comiesięczny rytuał

     O kryzysie wzgardzony: wydupiaj na konkurencyjne strony! A tak na poważnie (jak gdybym kiedykolwiek była poważna), to standardowo przyszłam ponarzekać na zastój. Jak sami wiecie, poprawia mi to samopoczucie. Stan obecny niczym nie odbiega od poprzednich - panika przed utratą zapału przeradzająca się w histerię, złość na Wenę za jego nieobecność, wewnętrzna pustka, gdy próbuję jako kronikarka przebić się do Świata Wymyślonego... Klasyka gatunku, comiesięczny rytuał czerwonej rzeki, ot co. I mój największy wróg: DEKONCENTRACJA!!!

     Zaczynam testować na sobie wszelkie sposoby walki zarówno z tym dziadostwem, jak i nierozgarnięciem. Pierwszym krokiem było przeniesienie się z pisaniem ze stacjonarki na laptopa - mam tu mocno ograniczone pole możliwości. Żadnych zainstalowanych gier, żadnych zakładek z pierdołami, tylko Spoti i inne ofisy. Póki co pierwszy krok się sprawdza. Szczególnie, że lapek ma podświetlaną klawiaturę. Mogę pisać po ciemku, przy oknie, bez zapalania męczącego światła (Ha! Jak gdyby światło monitora nie było męczące!).  

    Druga sprawa. Kiedy czuję, że zaczynam bujać w obłokach, robię sobie przerwę i wykonuję serię podstawowych ćwiczeń z nadzieją na dotlenienie mózgu. Prawdopodobnie pomaga. Ciężko rzec, kiedy Nelsonowi wydaje się, że skoro leżę na dywanie, to jestem skora do zabawy. Albo umieram i trzeba mnie reanimować śmierdzącym psim oddechem. W każdym razie dobrze to na mnie działa. Ćwiczenia, znaczy się. 

    I na zakończenie trzecia ważna zmiana - siedzę teraz naprzeciwko akwarium! Bujna zieleń żywych roślin, wielobarwni Żniwiarze z gracją lądujący na listkach i w trawie, pływające stadami neony i razbory... Tak, oczy odpoczywają.

     A z informacji o Świecie Wymyślonym... Znajdzie się coś. Zmieniłam tytuł roboczy III tomu. Poprzedni nosiło chyba 5 książek różnych autorów. Aktualny pozostaje wyjątkowy. Cieszy mnie, że Wydawnictwo nie ingeruje w moją inwencję twórczą. Tego najbardziej się obawiałam - że będą kopać w fabule, naciskać na zmiany i mało subtelnie sugerować tytuły. Zmianę nazwy cyklu przełknęłam i jest mi poniekąd głupio, że upierałam się przy poprzedniej. Też była dobra, ale ta jest lepsza. Przywykłam do niej. Obrosła już fabułą. I pozostanie enigmą aż do końca septalogii. 

 

 

    Mnie raczej ciekawi, czy ktoś tego NIE WIDZI...

🎵 The Last King - Phil Rey 🎶

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz