środa, 31 sierpnia 2022

Czy w ogóle warto...?

     Garbiąc się, opadam plecami na miękką poduszkę krzesła. Splatając na piersi ramiona wilkiem wpatruję się w rozerwany karton. Ten mniejszy. O połowę większy stoi nienaruszony tuż obok. Oba trwają w pozazdroszczenia godnym bezruchu. Z idealnym spokojem znoszą mój krytyczny wzrok.

    Wzdycham głęboko. I jeszcze raz. Robię to nieświadomie. Ostrzę kły w obawie, że cel rzuci się na mnie z pazurami, choć przecież jest to fizycznie niemożliwe. Kartony nie mają pazurów. Co najwyżej rogi. Wiele rogów, zważywszy na zawartość wyzierającą z papierowego wnętrza. Niewielki oddział książek mógłby mnie w mig spacyfikować, jednakże straty poniósłby ogromne. Nie ryzykujemy, dostrzegając w tym postępku wyłącznie bezcelowość.

    Z rezygnacją pocieram twarz, równocześnie porzucając nieustępliwość, w jaką niepotrzebnie się uzbrajałam. I po co mi to? - pytam samą siebie. I na co mi to było?

    Wena siedzi tuż obok mnie. Jego pozbawione wyrazu nieistniejące oczy śledzą moje zachowania - dla niego abstrakcyjne i niezrozumiałe. 

    W chwilach takich jak ta Kronikarze cieszą się z własnych osiągnięć. Jednak nie ona. Ona z uporem maniaka szukać będzie najdrobniejszego mankamentu, który zaważy na całokształcie. Zawsze tak robi, jednakże w chwili obecnej jej zacięcie przekroczyło zdrową normę.

    Prostuje się, spojrzenie kierując na pozostawione samym sobie kartony.

    - Świat Rzeczywisty pozna początki Jego historii - odzywa się bezbarwnym, nieistniejącym głosem. - Nie cieszy cię to, Kronikarko?

    Nawet nie silę się na odpowiedź. Z poczuciem niewyobrażalnej pustki spoglądam na wnętrze lewej dłoni. Symbol Jedynego wyraźnie odznacza się na jasnej, pociętej zgięciami skórze. Zaciskam pięść i wzdycham, znów unosząc twarz.

    - Powinno cieszyć - mówię w końcu. Przychodzi mi to z trudem. W chwili takiej jak ta wolałabym zostać sama. Albo chociaż zamilknąć, skoro pierwsze nie jest możliwe. Na próżno. Wena przychodzi do mnie zgodnie z własnymi kaprysami. Jak teraz. - Jesteśmy związani i tak długo piastować będę stanowisko, jak długo On będzie żył.

    - A później? - pyta zdawkowo.

    Wreszcie zaszczycam go pełnym politowania spojrzeniem. Wykrzywiam usta w sardonicznym uśmieszku mającym służyć za odpowiedź, ale przecież on tego nie zrozumie. On nie pojmuje ludzkiego jestestwa. Jest jak sztuczna inteligencja, która nieszczególnie ma ochotę uczyć się behawioryzmu istot organicznych.

    Odpuszczam dalszych, bezsensownych praktyk. Sięgam po czarną rękawiczkę bez palców leżącą na blacie biurka i naciągam ją na lewą dłoń. Nie zamierzam niczego dotykać bez odpowiedniego przygotowania.

    - To zależy - burczę wreszcie pod nosem.

    - Od czego?

    - Od popytu na usługi Pierwszej Estariońskiej Kronikarki.

    Kończąc rozmowę wstaję z krzesła i podchodzę do rozerwanego kartonu. Jedno zielone oko spogląda na mnie z wyczekiwaniem. Tracąc rozum szczerzę się głupio i sięgam po jedyną książkę leżącą przednią okładką do góry.

    - Witaj, stary przyjacielu - mówię cicho, a niechciane, zewsząd napływające emocje zniekształcają mój głos. Unoszę egzemplarz na wysokość twarzy. Czuję ciepło przenikające odsłonięte opuszki palców, miłe mrowienie. Powitanie. - Zostaniesz ze mną do końca, prawda? Dla reszty znajdziemy dobre miejsce, obiecuję.

    Wena obserwuje mnie w milczeniu. Czuję jego wzrok na swoich pochylonych plecach. A potem - jak zwykł czynić - po prostu zniknął.

     

🎵 Mythic Legends (Remake) - Peter Crowley 🎶

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz