niedziela, 11 września 2022

Kiedy nie ma o czym pisać...

    Miałam naprawdę długą przerwę w pisaniu Elegii. Kryzys tożsamości już dawno nie wszedł mi tak mocno, żebym stwierdziła: a ch*j tam, przecież nikomu się to nie spodoba, więc po co mi to? Przeczytałam swój pierwszy tom na włączonej najwyższej samokrytyce, wyszperałam kilka błędów (jakieś 5 na 650 stron, w dodatku efekt redaktorski, jako że w egzemplarzu pod korektę ich nie było - porównałam) i wywściekałam się na siebie za gniota puszczonego w świat. Nawet na Netcie nie zostawiłam suchej nitki, jak zaczął mi racjonalnie tłumaczyć moje nieracjonalne zachowanie względem siebie. Jestem beznadziejna, to moja wina, nie powinnam była się za to łapać, itp. Chyba jesienna chandra się o mnie upomniała. Nie wiem. Byle nie deprecha. Więzienie umysłu. Letarg.

    Jestem przerażona. Tak apatyczna i krytycznie nastawiona do życia już wieki nie byłam. Wszystko na nie. Wszystko mnie wk*rwiało. Cokolwiek bym nie zrobiła, choćbym zatańczyła jive'a na rzęsach, to i tak znalazłabym cokolwiek, byleby skrytykować własne umiejętności.

    Było źle, bo było jak kiedyś... i nagle wróciła ta lepsza część przeszłości. Ta, która z ruin stworzyła mnie na nowo. Muzyka, która uratowała mój świat. Najważniejszym z tych utworów jest "Rozkołysanka" zespołu Farben Lehre. Dlatego też spotkacie się z nią w pierwszym tomie Elegii o Nieśmiertelnym. Bo nie tylko moje życie poniższy utwór odmienił.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz