Jak rany, mam wyjątkowo mieszane uczucia w stosunku do powyższej pozycji. Z jednej strony jest to debiut, co doskonale rozumiem i mrużę oko, z drugiej - przeczytałam w Internecie tyle zachwalających opinii, że wyrobiłam sobie konkretne oczekiwania. Poprzeczka skoczyła w górę. I wtedy przypomniałam sobie, dlaczego nienawidzę czytać recenzji przed sięgnięciem po książkę... W związku z tym stworzyłam skalę, na podstawie której mierzyć zaczynam przeczytane tytuły.
Zainteresowanych zapraszam niżej.
👇- Z początku czytało mi się ciężko, głównie z powodu konstrukcji zdań - długich, pełnych przecinków. Później, kiedy weszło więcej akcji oraz opisów, zrobiło się przystępniej, choć nadal z przecinkami zamiast kropek. Być może to ja przyzwyczaiłam się do stylu. Niemniej autor również się "wyrobił", co było wyraźnie zauważalne na przestrzeni fabuły.
- O bogowie, trafiłam na mafijne fantasy! Nie, mój guście, to zupełnie nie w tę stronę. Idźmy dalej, proszę...
- Momentami (w pierwszej połowie książki) odnosiłam wrażenie, że czytam streszczenie. Oczekiwałam wartkiej, szeroko zakrojonej akcji w następnym rozdziale i... okazało się, że już po fakcie. Czułam niedosyt. Chciałam uczestniczyć w pierwszej misji Goratha z Nocnymi Cieniami, podejrzeć jego postępowanie względem infiltrowanego wroga oraz nich względem nowego adepta z "przypadku". Historia znacznie by na tym zyskała.
- Będąc już przy rzeczonych Nocnych Cieniach zastanawia mnie, jak dawali sobie oni radę bez Goratha. Spece od skrytobójstwa, mistrzowie w swoim fachu, a już przy pierwszym spotkaniu z tytułowym bohaterem wychodzą na niezłych słabiaków. Nie wspominając co się dzieje, kiedy chodzi o planowanie i samą walkę.
- Podobnie jest z "NPC"... W pierwszej połowie (i drugiej poniekąd też), postacie drugo- i trzecioplanowe to kompletne głąby, leniwe tyłki i nieudacznicy. Doprawdy, bohaterowie tej książki nie mają najmniejszych wyzwań poza nieszczęśliwymi zrządzeniami losu... A widzę tu ogromny potencjał na trzymające w napięciu momenty. Ponadto dziwiło mnie, że posiadłości możnowładców nie są strzeżone całą dobę, a ochroniarze - pojedynczy - chodzą przodem i absolutnie nie spełniają swojej funkcji, bo na kogo by się bohater nie zaczaił, zawsze go dopadał. Zabijało to klimat.
- W połowie książki napotkałam smaczek. Szkoda tylko, że z Kratosem (Bóg Wojny?) wyłącznie jedna akcja była, na dodatek zaskakująco krótka. Lubię tego typu bohaterów! I chyba był jedynym, do którego zapałałam szczerą sympatią. Gorath, Nyx, Noelle i Donovan nieszczególnie mi przypasowali, ot zabijaki bez głębi. Nie kibicowałam im, nieszczególnie leżał mi na sercu ich los - jedynie śladem fabuły obserwowałam ich poczynania. Tak to właśnie jest z oczekiwaniami. Pisali w recenzjach o silnych kobietach, napaliłam się, a tu mamy tylko psychopatki. Ach, no i uczonego Evelona, który nigdy nie pozwala swojemu uczniowi dokończyć zdania... Było wywracanie oczami, oj było.
- Impreza u księcia malowała mi w wyobraźni obrazy na miarę dyskotek typu Pomarańcza czy Energy 2000. Kolorowe światła i dymy, półnadzy tancerze/tancerki w zawieszonych klatkach, goście w strojach BDSM... O bogowie, klimat poleciał na łeb na szyję. Uch, niesmak pozostał na długo, jak smród cygaretki Nyx...
- Zwykle nie oceniam postępowania bohaterów uznając, że to ich sprawa, ale... Przyjęcie, że to nie handlarze żywym towarem są źli, a ludzie, którzy go kupują i wykorzystują? Serio? Zabijać odbiorcę, ale uznawać, że dostawca jest w porządku? Podejrzewam, że tylko dlatego, iż handlarka jest seksowną, cycatą elfką...
- Słownictwo. Książka dla dojrzałego czytelnika, 18+. Słowo "pupa" w odniesieniu do kobiecych pośladków w umyśle mężczyzny, który rżnie co okoliczności sprzyjają. Liczne kolokwializmy daleko wykraczające poza "średniowieczną/renesansową Europę". Nie, nie pasuje to do klimatu. Nie ten kierunek fantasy.
Łączna ocena: 6/10
- Świat: 1
- Opisy: 1
- Bohaterowie: 0
- Klimat: 0
- Warsztat: 1
- Brak błędów: 1
- Konsekwentność: 1
- Słownictwo: 0
- Oryginalność: 1
- Całokształt: 0
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz