Nie przepadam za opowiadaniami. Są krótkie, nie odnajduję w nich punktu zaczepienia, a niewiele - naprawdę niewiele! - z nich budzi we mnie niedosyt. Neil Gaiman pisze świetne powieści, ma fenomenalną wyobraźnię i godną podziwu fantazję, ale jego opowiadania w żadnej mierze do mnie nie przemawiają. Nawet próbując w nie wniknąć, by je zrozumieć, mimowolnie zaczynam się nudzić. Zdecydowanie wolę głęboko fabularne serie z bohaterami, do których wracam na drodze toczącej się historii.
Wielokrotnie mierziły mnie długie, wybitnie złożone zdania ("Problem z Cassandrą" to całkiem ciekawe opowiadanie, ale złożone z osiemnastu wersów zdanie to jakiś koszmar...). Znalazłam też prawdziwe perełki w postaci opowiadania o igloo powstałym z książek, czy choćby synu, który nigdy nie wrócił z rejsu.
Ogólnie trochę mrocznie, czasem powiało grozą, jednak nie na tyle, żebym nocą zapalała światła w mieszkaniu idąc do toalety.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz