piątek, 29 lipca 2022

Mister, mister - Mikołaj Milcke

     Czasami potrzebuję odskoczni od ciężkiej literatury fantasy, od ważkich tematów pisanych trudnym językiem. Nie ukrywam, że sięgam nawet po obyczajówki czy romansidła. I nie uważam tego za uwłaczające. Książki są dla ludzi - sztampowe harlequiny czy wybitna literatura klasyczna, każdy powinien mieć prawo wyboru, przy jakiej lekturze zasiądzie. Co mu sprawi przyjemność. W jaki świat chciałby wniknąć. I bez wywierania presji lub zmuszania innych, bo przecież nie na tym polega "wolność" wyboru.

    W każdym razie w dzisiejszym poście odnoszę się do jednego z moich ulubionych polskich autorów. Mam do niego głęboki sentyment - jest jednym z czynników, które wpłynęły na mnie w twórczy sposób. Poruszam podobną tematykę, choć realia Świata Wymyślonego daleko odbiegają od rzeczywistości z jego powieści. Jak by nie patrzeć, moi chłopcy też próbują coś osiągnąć nie tylko na polu walki, ale i w polu akceptacji społecznej.

    Nie przedłużając. Książka jest dobra. Z początkiem lektury warsztat mi nie leżał, ale chyba przywykłam, kiedy rozkręciła się akcja. Niestety nałapałam sporo literówek, wiele powtórzeń słów. Tak, jestem czepliwa, ale wierzcie mi, wobec własnej twórczości jestem wielokrotnie bardziej wymagająca. Na uwagę w szczególności zasługuje problem, jaki porusza autor. Znamy nieco przekolorowanych, jaskrawych odcieni showbiznesu widzianego oczami pań - modelek, miss, celebrytek. Wzloty, upadki, intrygi, towarzyszące temu wielkie emocje - cicha walka w świecie szeroko uśmiechniętych kobiet, zimna wojna tzw. słabej płci. Jak się okazuje, mężczyźni też przez to przechodzą. Wcale nie łagodniej. Też mają uczucia i też są wrażliwi, co nie ma nic wspólnego ze stereotypem "męskiego ego". Też dotykają ich radości i dramaty, też je przeżywają na indywidualny sposób. Są ludźmi. O tym niestety mało się mówi. Ale w końcu ktoś zabrał głos i napisał, co skrywa płaszczyk doskonałości.

👇

wtorek, 26 lipca 2022

Bramy Domu Umarłych - Steven Erikson

     Nie zajmuję się pisaniem recenzji, nie lubię tego. Nie sprawia mi to przyjemności, w odróżnieniu od prowadzenia powieści. Nawet kilka lat temu porzuciłam konto na lubimyczytac.pl, skupiając się na czym innym. Ale są książki, które wprost wymuszają na mnie komentarz. Dlatego odtąd będzie się zdarzało, że napiszę kilkanaście słów o przeczytanej lekturze, opatrzę zdjęciem okładki itepe. Oczywiście potencjalne spojlery pozostaną "pod kreską". Na dole posta znajdziecie link "czytaj więcej>>" Nie spodziewajcie się jednak, że będę moczyła się nad pięknem okładek albo miodownością fabuły, pomysłowości autora, czegokolwiek. To moje małe, czasem szydercze spostrzeżenia, które zepsuły mi lekturę, albo - odwrotnie - zachęciły mnie do dalszego eksplorowania świata czarnych literek.

    Zacznijmy od "Bram Domu Umarłych" Stevena Eriksona 👇

 

  🎵 Men of the North - Peter Roe 🎶

 P.S. Zabawne jest to, że bohaterka powieści może mieć kochankę i jest to przyjmowane przez gremium z aprobatą. Ale kiedy tylko bohater interesuje się mężczyznami, to pojawia się pewien kłopot. A mianowicie: podwójne standardy. 

  👇

niedziela, 24 lipca 2022

Coś nowego

     A czemu by nie? Niebawem trochę odświeżę bloga, ale nie za bardzo, co by nie utracić pierwotnej koncepcji. Przede wszystkim chciałam Wam zaprezentować ciekawostkę dotyczącą Świata Wymyślonego (nadal mam jakiś wewnętrzny opór, by używać nazw własnych...). Wiecie, jak się nazywam. Piszę pod prawdziwym nazwiskiem. Z początku wyjątkowo kusząca była myśl nazwania się "Paulina Morn", którą wielu ludzi mogłoby kojarzyć. Niestety, nie jest to dla mnie chlubne miano. Już nie. Przyjęłam nazwisko męża, podoba mi się, więc dlaczego powinnam pisać pod przykrywką? Znam swoje miejsce, mam swoją... rolę do odegrania. Ale koniec dygresji.

    Na potrzeby powieści przyjmuję miano Estariońskiej Kronikarki. Pod takim też pseudonimem będziecie mogli mnie szukać w sieci. W związku z tym zostałam "naznaczona"... zgodnie z poniższą ilustracją. Symbol, podobnie jak rysunek elfa ze strony głównej, jest mojego autorstwa. Powstał z dniem... narodzin głównego bohatera, czyli w 2004 roku! Tak, to moja dłoń. I nie, to nie jest tatuaż. Specyfika pracy skutecznie zniechęca mnie do tatuowania dłoni, choć, nie ukrywam, chciałabym taki na wewnętrznej stronie. Co nie zmienia faktu, że będzie to mój znak rozpoznawczy. Ma on ogromne znaczenie dla cyklu Elegii o Nieśmiertelnym. Po raz pierwszy pojawi się w III tomie, choć dokładnie wyjaśniony zostanie dopiero w VII. Od razu piszę: nie jest to symbol żadnego bractwa, zakonu czy innej organizacji. Po prostu... jest.

🎵 Sacred Inverness - Demented Sound Mafia 🎶

piątek, 22 lipca 2022

Ostatni krok...

     Muszę wziąć głęboki wdech. A po nim długi, powolny wydech. Jak rany, dawno już nie przeżywałam takich emocji. Otóż, odezwał się dziś Pan E z Wydawnictwa podsyłając okładkę przed zleceniem druku. Porozumieliśmy się odnośnie drobnej zmiany na grzbiecie książki i... znów cierpliwie czekam. Już niedługo. Niedługo...

    O bogowie... Nie dociera to do mnie. Na przestrzeni roku zbudowałam wokół siebie solidne fortyfikacje zabraniające wstępu wszelkiemu złu, jakie zszargać może moje udręczone wątpliwościami i lękiem wnętrze. I kiedy pomyślę, że zaledwie tygodnie dzielą mnie od publicznego potępienia, zaczynam zastanawiać się, w którym momencie popełniłam błąd. Prawdopodobnie w chwili, kiedy idąc za głosem rozsądku (czyli Netha) postanowiłam spróbować szczęścia i rozesłałam swoją propozycję do dziesięciu wydawców. Dwa miesiące później weszłam na ścieżkę, która przywiodła mnie prosto ku przepaści. To na jej skraju teraz stoję. Nieuchronna konsekwencja wyboru targa moimi myślami, a bezkresna ciemność spoziera na mnie, szczerząc ostre krańce gotowe rozerwać ciało podczas upadku. Gdzie TERAZ jest mój rozsądek, pytam się? Gdzie podziała się powściągliwość, dzięki której zdołałam przetrwać tyle lat pośród ludzi? Bariera pęka. Pozostaje mi albo żyć na tym zimnym skraju, w poczuciu beznadziei i daremności własnej porażki, oddając pole ogryzającej mnie ze szczęścia fobii, albo... nabrać powietrza w płuca, zamknąć oczy i przechylić się w przód, z dzikim uśmiechem na twarzy i obłędem rozrywającym pierś. Poczuć, że żyję. Niech licho porwie wszystkich mistrzów pióra, warsztatowych wirtuozów oraz fabularnych egotyków, którzy rozpoczną bezlitosny żer. Niech szydercy rozerwą mnie na strzępy wraz z upuszczającą krwi z żył krytyką ogółu. Gotowa czy nie, zmuszona będę ponownie przez to przechodzić. Ale nie będzie już powtórki z przeszłości. Nie jestem sama. Już nigdy nie będę sama.

    Ostatni krok... i jestem w Domu. A czym jest Dom, jeśli nie przestrzenią, w której czujemy się sobą, czujemy się wolni, czujemy się najlepiej? Gdzie zatem znajduje się mój Dom? Niebawem przekonacie się sami...

🎵 A Place Among the Stars - Edgar Hopp 🎶 

 P.S. Tak, mam atak paniki..

poniedziałek, 18 lipca 2022

Generator memów

     Neth dopadł jakąś stronkę do generowania memów i od kilku minut świetnie się bawi chichrając z głupot, jakie tworzy do mojej powieści... Widziałam do tej pory dwa. Zastrzegłam mu już stanowisko Nadwornego Memiarza.

    Tymczasem czacha mi dymi po napisaniu kolejnych siedmiu stron. Liczyłam, że dziś zamknę 31 rozdział, ale nie ma szans. Zbyt dużo na raz. Wyobrażenie sobie pewnego miejsca, współodczuwanie emocji bohaterów, wcielanie się w nich - to wszystko potrafi nieźle dać w kość. Zapewne zmienię w tym rozdziale jeszcze wiele rzeczy i dodam znacznie więcej na przestrzeni czasu, ale póki co wystarczy zarys. Mogę sobie na to pozwolić. Tom III w swoim tempie doczeka się zakończenia. Tak jak II doczeka się streszczenia i konspektu...


🎵 Dizi - Revolt Production Music 🎶

czwartek, 14 lipca 2022

Wieszczka w natarciu!

     Żadna tam wieszczka, rzecz przewidywań. Wena w końcu wróci. A w oczekiwaniu na jego wielki powrót postanowiłam ogarnąć notatki. Mam taki jeden plik, gdzie zapisuję wszystko, co wpadnie mi do głowy, byle nie stracić pomysłu. Trochę zarósł tekstem, toteż przysiadłam i przeczesałam go jak należy, kopiując do docelowych, podzielonych na tomy. Jak rany, prawdopodobnie tom IV będzie najgrubszy ze wszystkich! Aktualnie ma 47 stron samych notatek (rozmiar czcionki 11), a to i tak skrótowe opisy wydarzeń, zakreślenia sytuacji, szkice dialogów... Cóż, zarzekałam się, że w tym tomie akurat będzie grubo... życie znów wzięło mnie zbyt dosłownie.

    Wspominałam już, że każdy tom Elegii będzie się od siebie różnił tematyką, mniej więcej w ten sposób: 1) poznanie, 2) podróż, 3) przemiana, 4) poświęcenie. To tak skrótowo o pierwszych czterech, co byście się za wiele nie dowiedzieli, a smaczka sobie narobili. A uwierzcie mi, kusi niemożebnie żeby się wygadać, czego dotyczyć one będą. Podobnie trzy następne, ale je tymczasowo zostawię w cieniu. Nie wybiegnę aż tak w przyszłość (tom VII ma 22 strony notatek! No nie powstrzymałam się).

     Z ciekawostek. Wymyśliłam nazwę dla Trylogii. I jestem z niej cholernie zadowolona! A poniżej jeden z motywów jakie lubię, choć trend poszedł w zupełnie przeciwnym kierunku.

🎵 Skyborn - Phoenix Music 🎶

 P.S. W pracy otrzymałam tak ogromny zastrzyk pozytywnej energii odnośnie debiutu, że moja fobia społeczna sięga apogeum, dosłownie się roztrzaskując. Ostatnio pokazałam nawet, jak ręce mi się trzęsą - a to dlatego, że mówiłam o sobie, o tym co piszę! Z przymrużeniem oka traktuję memy o korposzczurach wiedząc, że miły i zgrany zespół to kwestia ludzi i szczęścia. Ja trafiłam na najlepszych. I jestem z tego tytułu szczęśliwa! Dziękuję Wam wszystkim! Chociaż tego po mnie nie widać, naprawdę jestem wdzięczna za tak miłe słowa 💗

wtorek, 12 lipca 2022

Comiesięczny rytuał

     O kryzysie wzgardzony: wydupiaj na konkurencyjne strony! A tak na poważnie (jak gdybym kiedykolwiek była poważna), to standardowo przyszłam ponarzekać na zastój. Jak sami wiecie, poprawia mi to samopoczucie. Stan obecny niczym nie odbiega od poprzednich - panika przed utratą zapału przeradzająca się w histerię, złość na Wenę za jego nieobecność, wewnętrzna pustka, gdy próbuję jako kronikarka przebić się do Świata Wymyślonego... Klasyka gatunku, comiesięczny rytuał czerwonej rzeki, ot co. I mój największy wróg: DEKONCENTRACJA!!!

     Zaczynam testować na sobie wszelkie sposoby walki zarówno z tym dziadostwem, jak i nierozgarnięciem. Pierwszym krokiem było przeniesienie się z pisaniem ze stacjonarki na laptopa - mam tu mocno ograniczone pole możliwości. Żadnych zainstalowanych gier, żadnych zakładek z pierdołami, tylko Spoti i inne ofisy. Póki co pierwszy krok się sprawdza. Szczególnie, że lapek ma podświetlaną klawiaturę. Mogę pisać po ciemku, przy oknie, bez zapalania męczącego światła (Ha! Jak gdyby światło monitora nie było męczące!).  

    Druga sprawa. Kiedy czuję, że zaczynam bujać w obłokach, robię sobie przerwę i wykonuję serię podstawowych ćwiczeń z nadzieją na dotlenienie mózgu. Prawdopodobnie pomaga. Ciężko rzec, kiedy Nelsonowi wydaje się, że skoro leżę na dywanie, to jestem skora do zabawy. Albo umieram i trzeba mnie reanimować śmierdzącym psim oddechem. W każdym razie dobrze to na mnie działa. Ćwiczenia, znaczy się. 

    I na zakończenie trzecia ważna zmiana - siedzę teraz naprzeciwko akwarium! Bujna zieleń żywych roślin, wielobarwni Żniwiarze z gracją lądujący na listkach i w trawie, pływające stadami neony i razbory... Tak, oczy odpoczywają.

     A z informacji o Świecie Wymyślonym... Znajdzie się coś. Zmieniłam tytuł roboczy III tomu. Poprzedni nosiło chyba 5 książek różnych autorów. Aktualny pozostaje wyjątkowy. Cieszy mnie, że Wydawnictwo nie ingeruje w moją inwencję twórczą. Tego najbardziej się obawiałam - że będą kopać w fabule, naciskać na zmiany i mało subtelnie sugerować tytuły. Zmianę nazwy cyklu przełknęłam i jest mi poniekąd głupio, że upierałam się przy poprzedniej. Też była dobra, ale ta jest lepsza. Przywykłam do niej. Obrosła już fabułą. I pozostanie enigmą aż do końca septalogii. 

 

 

    Mnie raczej ciekawi, czy ktoś tego NIE WIDZI...

🎵 The Last King - Phil Rey 🎶

piątek, 8 lipca 2022

Tytuł

     Jak ja nie lubię imprez domowych. W ogóle imprez nie lubię. Siedzieć sztywno, uśmiechać się głupio, potakiwać bez sensu, podtrzymywać rozmowę, kiedy chciałoby się ją jak najszybciej zakończyć... Niestety, pogoda na ogródkowanie nie sprzyja, więc od rana biegam ze szmatą i sprzątam chałupę, w przerwach... męcząc 31 rozdział.

    Kończy mi się urlop, a ja nadal stoję z tekstem. No dobra, jest to raczej ślimacze tempo pisania, w końcu jakieś maleńkie kroczki to są, jednakże obwieszczam bezwenie totalne. Nawet napisanie wczorajszej zajawki, którą wrzuciłam na fejsbyka, zajęło mi ponad godzinę i wywołało niemal migrenowy ból głowy. A przecież taki fragment to nic... Ale podoba mi się. Na tyle, na ile może mi się podobać cokolwiek stworzonego przeze mnie. Co jakiś czas sprawdzam, czy jeszcze nie usunęli mojego posta, bo wszystkie trzy dotyczące mojej twórczości okrzyknęli SPAMem i skasowali. Jestem skłonna stwierdzić, że ich algorytm to tylko nazwa dla systemu losowego pozbywania się postów. No ale...

 🎵 Everlasting (Instrumental) - Two Steps from Hell 🎶

 

P.S. Gdyby ktoś chciał przeczytać zajawkę, a nie ma fejsbyka, zamieszczam poniżej obrazek, jaki wrzuciłam pod postem. Tak. Obrazek. Bo tandetny edytor postów fejsa nie posiada tak podstawowej opcji jak formatowanie tekstu...

Droga poszukiwaczy - Paulina Rola

środa, 6 lipca 2022

Przewidywalność

     O tak, to było do przewidzenia że jak tylko wezmę urlop, to Wena pójdzie w moje ślady. Paladynka siedzi dziś u babci, pogoda za oknem sprzyja pisaniu, a tu skupienie z nierozgarnięciem walczą o swoje... Nie potrafię ostatnio utrzymać koncentracji. Nawet już nie piszę w słuchawkach, bo zamiast opisywać scenę, to wybiegam w przyszłość adekwatną do linii melodycznej, co jest niedopuszczalne. Inspirować też się nie chcę, ponieważ w niedzielę naczytałam się podczas ogródkowego leniuchowania na tydzień wprzód. Jeszcze mi Kłamczuszek nakłamczuszkował w związku z Felisin, w efekcie czego nadałam mu wybitnie pasujące imię. Ech, pozostaje mi już tylko rozkręcić Wenę, więc piszę bo piszę, później będę dwadzieścia razy poprawiała i dodawała to, co przeoczyłam.

    Neth stwierdził, że poniższa ilustracja idealnie oddaje charakter mojej osoby. Rzeczywiście, jak nie wychodzi mi pisanie, to kitram się po kątach i marudzę jak chore zwierzę.


 🎵 An Instant Moment - Mark Petrie 🎶

piątek, 1 lipca 2022

Podsumowanie półrocza

     I tak oto minęła pierwsza połowa roku 2022. Nie mogę napisać, że dumna jestem ze swoich osiągnięć i postępu w pracy nad Elegią, ale ja zawsze tak napiszę, nawet jeśli sytuacja rysuje się wybitnie. Przejrzałam statystykę. Jestem krytyczna. Mogło być lepiej. Zawsze może być lepiej. No dobrze, opinie pozostawię sobie, nie jestem obiektywna. Nie będę zasypywać Was szczegółami, zrobię tylko krótkie podsumowanie. 

    Wygląda na to, że najpłodniejszym dla mnie miesiącem był luty. Najwięcej wtedy przerabiałam, korygowałam i poprawiałam. Ale nie pisałam żadnych rozdziałów od zera i tu mam powód dobrej passy. I tak oto:

1. Tom I (część 1) - pierwsza i druga korekta całości pod Wydawnictwo, czyli prologu + 12 rozdziałów.

2. Tom II - przygotowanie rozdziałów dla Netha: 29 - 31; naniesienie poprawek do rozdziałów 2 - 32; sporządzenie konspektu i streszczenia dla rozdziału 4.

3. Tom III - poprawione/napisane rozdziały 10 - 31. Przygotowanie rozdziałów dla Netha: 2 - 5.


    Ha, widzę tę rozbieżność w rozdziałach II Tomu. Wygląda, jakby Neth nie czytał 32, a po prostu podczas nanoszenia poprawek postanowiłam je podzielić i wyszedł o jeden więcej. Wspominałam o tym zresztą. Sumarycznie wygląda to ładnie, a podczas analizy za głowę się chwytałam. Każdy miesiąc z osobna, ze szczegółami... ach, statystyki. Naprawdę wiele mówią. Ciekawi mnie, jak wyglądać będzie kolejne półrocze. W końcu urlopy itepe... Nie wróżę cudów. Terminy nie gonią, szału nie ma, mogę pisać w spokoju.

    W związku z pisaniem. Jakoś nie mam ostatnio cierpliwości do kreślenia spokojnych scen, a przecież nie będę wyjaśniać konkretnych zawiłości fabularnych na froncie, pod groźbą wrażej broni. Nie na siłę, kiedy faktycznie bohaterowie mają chwilę dla siebie. Co innego podczas kampanii wojennej, ale do tego jeszcze trochę czasu. Jak rany, znów urządzam sobie wycieczki myślowe... W każdym razie, ciche sceny jakoś mnie męczą. Zasmakowaliśmy w krwi i przemocy, ogarnął nas obłęd podsycany sprzecznymi emocjami i wrażeniami płynącymi z bitewnej zawieruchy. A tu naraz trzeba się opanować, uspokoić, złapać oddech i przystopować. Przez to wydaje mi się, że te dialogi i sceny to takie lanie wody, co oczywiście mija się z prawdą dosyć szerokim łukiem. Nie widzi mi się jednak akcja na miarę katowickich sygnalizacji świetlnych - jedziecie ze stałą prędkością, a tu nagle czerwone. Ledwo zahamujecie, a już zielone świeci. Oszaleć można z tego poczucia braku równowagi. Ha, główny bohater coś o tym wie... 

    Wracając do tematu akcji powieściowej, w czytanych książkach denerwowało mnie, kiedy skakała ona jak temperatura na wiosnę. Lubię płynne przejścia, to fakt, nie znaczy to jednak, że nie doceniam autorów, którzy umiejętnie prowadzą akcję w znielubianym przeze mnie stylu. Sama do końca nie wiem, czy podświadomie też tak nie robię, opisując stany pewnych osób. Wynika to co prawda z treści, oddaje naturę konkretnych postaci, ale... nie, po prostu nie wiem. Piszę, co widzę. I jeśli panowie postanowią zachowywać się tak, a nie inaczej, to nie mnie na nich wpływać. Nie spodziewajcie się jednak, że potulny baranek w przeciągu sekundy stanie się nieposkromioną bestią tak bez powodu. Przesady oraz braku logiki w mojej twórczości nie szukajcie. Mam na tym punkcie niemałe zboczenie.


    I tak zupełnie już z innej beczki. Przez kilka dni miałam idiotyczny zamiar wymiany aktualnego smartfona, bo zbrzydł mi straszliwie jego wygląd. Chciałam to zrobić, mimo że kocham ten model do szaleństwa, a zwłaszcza tylny czytnik linii papilarnych znajdujący się na perfekcyjnej wysokości. Oczywiście żal mi go było, bo jest to moja mała skarbnica, od której jestem uzależniona, toteż skończyło się na tym, że zmieniłam supcase'a na zwyczajne plecki i naklejaną folię. Wygląda jakbym miała nowy telefon ze starymi udogodnieniami! Sentymentalizmowi oddałam sprawiedliwość, jednocześnie zaspokajając potrzebę zmiany.

P.S. W rzeczywistości chłopaki prezentują się dużo lepiej.

 

🎵 Love & Loss - Thomas Bergersen, Two Steps from Hell 🎶