poniedziałek, 29 listopada 2021

2/5

    Kadr pierwszy w szczególności. Trzeci okazjonalnie. I nie potrzeba dalszego komentarza.

 

 🎵Dark Angel - Phil Rey🎶

sobota, 27 listopada 2021

Kwarantanna dzień 5

    Paladynka ma kwarantannę. Tylko ona. Ponieważ miała kontakt z dzieckiem o pozytywnym wyniku. Farsa. Dosłownie, bo zarówno Neth, jak i ja możemy swobodnie się przemieszczać (nie żebym narzekała, co to to nie). Ponadto, gdybyśmy zrobili jej test i wyszedłby wynik negatywny, to i tak musiałaby odbębnić kwarantannę. Jaki to ma sens? Według mnie nie ma żadnego, ale żyjemy w kraju, w którym absurd jest normą. Nie ma sprawy, nawet do tego jestem w stanie się przyzwyczaić. Metodą wyparcia co prawda, ale zawsze jest to sposób. 

    Tak, jestem sceptykiem w sprawach covidowych. Koniec tematu.

    I w międzyczasie szaleństwo zakupowo-świąteczne. Już zaczęliśmy gromadzić prezenty przed tym całym christmasowym wybuchem. O bogowie, ile to już lat odkąd przestałam czuć świąteczny klimat..? Nie pamiętam już. Jakoś w dzieciństwie zaczęło mi to przeszkadzać. Dlatego też chciałabym uczyć Paladynkę, że dawanie prezentów na Mikołaja i Święta Bożego Narodzenia to miła tradycja, a nie dzieciątka czy pulchni staruszkowie w czerwonych łaszkach. Jestem agnostykiem i daleko mi do oszukiwania trzylatki, ale ginę przytłoczona wyssanymi z palca argumentami krewnych. I poniekąd Netha, który mając skrajnie odmienne zdanie chce to kultywować. Z nim nie zamierzam stawać w sprzeczności. Nie z racji jego odgórnej przegranej, bo jako kobieta zapewne znalazłabym sposób na rychłe zwycięstwo, ale to nie o to chodzi by po prostu wygrać. Najwyżej niewinne kłamstewko będzie na niego. 

Myślę, że dalej też by się je znalazło, ale te są szczególnie wyraźne.


🎵Icarus (feat. Julie Elven) - Ivan Torrent🎶

wtorek, 23 listopada 2021

Utwory Zakazane

     Na chwilę obecną mam listę siedemnastu Utworów Zakazanych. Ku gwoli wyjaśnienia, są to utwory ściśle przypisane do konkretnych scen twórczości własnej. Absolutnie nie mogę ich słuchać podczas pisania, bowiem skutecznie zaburzają moją koncentrację. Rozpraszają mnie. Wybijają z rytmu jak mało co. A szkoda, bo przyjemnie się przy nich pracuje. Dlatego zwykle je przewijam, w efekcie czego słucham ich wyjątkowo rzadko. Ale kiedy już to nastąpi... to jest co wspominać.

    Niektóre są dziełem przypadku - trafiłam na nie jeszcze w czasach, gdy używałam sugestii Spotiego. Większość to wynik osłuchania się z następnymi. Jednak są i takie perełki, których już pierwsze nuty wywołują gęsią skórkę na całym moim ciele. Mogę ich słuchać na zapętlaniu przez godzinę. To melodie z rodzaju pierwszej miłości - słuchasz i widzisz wyraźnie co dzieje się w twoim świecie. Stabilne pomosty między światami. Żywe obrazy zdjęte z wielkiego ekranu.

    O bogowie, co tam się dzieje...

  

🎵Sorry - Phil Rey🎶

poniedziałek, 22 listopada 2021

Sentymenty a inspiracja

    Nie przepadam za ludźmi, ale to już wiecie. Mam fobię społeczną, ale o tym jeszcze nie wiecie. W związku z tym kategoryzuję znajome mi osoby na poszczególne grupy. A wśród nich są ci, do których mam głęboki sentyment.

    Jestem sentymentalna, owszem. Nie widzę w tym nic złego. Raczej dostrzegam w ludzkich sentymentach coś uroczego, o ile nie sięgają one znamion obsesyjnego rozpamiętywania przeszłości. Nie, to absolutnie nie jest urocze. Ale ja nie o tym. Po prostu czasem w chwilach takich jak ta wracam pamięcią do czasów, kiedy stawiałam pierwsze kroki pisząc jakieś powiastki i dzieląc się nimi na blogu temu poświęconemu. Tak poznałam dwie osoby, jakich w życiu na oczy nie widziałam. Dziewczynę i chłopaka. I naprawdę długo trzymaliśmy razem. Trochę było to takie kółeczko wzajemnej adoracji, ale poniekąd przypominało przyjaźń na odległość. Szczerą. Podobała mi się ich twórczość, a im podobała się moja. Kto wie, może obecnie są znanymi pisarzami tworzącymi pod pseudonimami? A może nie... W każdym razie mieliśmy podobne zainteresowania, dobrze się nam rozmawiało, nawzajem się inspirowaliśmy kiedy kogoś dopadał kryzys albo nie wiodło się w nastoletnim życiu... i wspólnymi siłami pokonaliśmy literacką wiedźmę będącą potomkinią polonistki! Zabawne to było. Ktoś musiał biedną uświadomić, że nie jest pępkiem świata. Padło na nas.

    Star, Nixion, jeśli kiedykolwiek to przeczytacie, to wiedzcie że o was nie zapomniałam. I jestem przekonana, że Wy o mnie także.

 

P.S. Neth klęknął przy ostatniej przeczytanej scenie. Były prztyczki i naprawdę się wnerwiłam. A teraz skórkowaniec sam podsuwa mi pomysły z punktu widzenia niewyżytego, wyuzdanego i pozbawionego skrupułów samca... a żeby było lepiej, czerpię z tego inspirację. O bogowie, cóż ja czynię?! E-he-he... czynię więcej niż to.

 

🎵Runestones - Antti Martikainen🎶

niedziela, 21 listopada 2021

Spontan

      Czasem myślę sobie: jaka to szkoda, że moje życie jest takie nudne, przewidywalne i pozbawione spontaniczności. Dlaczego nigdy nie uczestniczę w czymś zaskakującym, wystrzałowym i ekstremalnym? Czemu nic nie dzieje się w drodze do pracy/przedszkola/na spacerze z psem, jak bywa to w filmach i książkach? Jak rany, taki gwałtowny zwrot akcji, supermoce czy cokolwiek innego, równie szalonego.

    A potem mój rozum budzi ze snu chłodną logikę i w pełni swej apodyktyczności uświadamia mnie, z jakimi implikacjami się to wiąże. Musiałabym odpowiadać na cudze pytania, niekoniecznie w miejscu zdarzenia. Byłabym ciągana do odpowiedzialności za coś, w czym mimowolnie brałam bierny udział. Straciłabym wiele czasu na bezużyteczne czynności, jakich musiałabym się podjąć. Być może musiałabym uratować świat, choć zdecydowanie wolałabym wtedy siedzieć przed monitorem komputera...

    Nie. Zdecydowanie moje obecne życie jest zajebiste. Takie mi odpowiada. Za to walnę ekipie coś miłego, żeby im w piętunie poszło. Oni to lubią.

    Ach, wróciłam do pisania piórem wiecznym. Stary Duke wylewa niestety atrament, ale wciąż pamięta styl pisania - za to właśnie je kocham, za indywidualność przystosowawczą wobec posiadacza. Nowe pióro jest już w drodze. Może nie jakieś super eleganckie, zwykły Pelikan, ale spodobało mi się wizualnie. Niestety wychowano mnie w domu według szkoły: jak już pisać wiecznym piórem, to nie byle czym. Cóż. Przekorna z natury patrzę nie na markę, ale praktyczność i oryginalność. Nigdy nie lubiłam przyzwyczajania stalówek do charakteru pisma, ale kiedy w końcu się wyrabiały, wtedy tylko szukałam pretekstu żeby cokolwiek pisać na papierze...

🎵Sky Kingdom - Trevor Demaere🎶

środa, 17 listopada 2021

Kryzys twórczy #2

     Nadal nie potrafię wychwycić momentu, w którym nadchodzi. Niby ma to jakiś związek z kobiecym cyklem miesięcznym, niby pewne czynniki nakładają się na siebie, a mimo to siadam do pisania i... Disconnected. Please try again later! No dobraaaa, może jak pójdę po herbatę, to coś zaskoczy. Nie. W takim razie pewnie jestem głodna. Też nic z tego. Guma do żucia? Czasem pomaga... nie tym razem. Jestem rozkojarzona. Sfrustrowana. Ogarnia mnie dziwne napięcie trudne do rozładowania. Na dodatek mój mały cherubinek z niezrozumiałych dla mnie przyczyn w ułamku sekundy przeistacza się w anioła zniszczenia. Jakby tego było mało, utknęłam na czwartym rozdziale i wciąż coś mi się w nim nie podoba. Ładuję plik, patrzę na pierwsze zdania, po czym wstaję od komputera. Czytam książki albo mangi (wreszcie przyszły!), ale wena ma na mnie wyrąbane. Bawi w najlepsze cholera wie u kogo. Już nawet zaczynam pracować nad swoim nastawieniem żeby się nie dołować za każdym razem, jak tylko przeczytam jakiś bestseller. Najlepszym ćwiczeniem na własną słabość okazał się oczywiście Steven Erikson. Jego opisy i zdania długie na kilka linijek potrafią zmęczyć, ale mimo to pisze on wprost bajecznie. Chciałabym mieć choć część jego warsztatu, jest niesamowity. No i tworzy niezłe cegły (drukowane małą czcionką, żeby nie było). W każdym razie ma tak bogate słownictwo, że niejednokrotnie staje się dla mnie inspiracją, równocześnie przypominając o istnieniu pewnych wyrazów, jakie ja nagminnie gubię w odmętach klekoczącej pustką pamięci...

    Ale przynajmniej gapiąc się na te zdania przyłapałam się na kolejnym złym nawyku, jakim jest sprawdzanie ilości stron w rozdziale. Nie mam pojęcia co jest tego powodem, ale uparłam się, żeby nie przekraczać trzydziestu. Dlaczego nie? Dlaczego znów podświadomie się ograniczam? Jeżeli akcja jest wartka, to po co się szczypać i dzielić rozdział? Niech jest sobie ponad czterdzieści stron, a bo co? Niech czytelnik sam zadecyduje w którym momencie chce przerwać i odpocząć. Może przekartkuje strony i stwierdzi, że jednak da radę? Chyba że nastaje moment, w którym można zmyślnie podsycić ciekawość czytelnika i przenieść go w inne miejsce pozostawiając w stanie niepewności oraz subtelnego napięcia... Mam w planach kilka takich rozdziałów, przeze mnie nazywanych skoczkami. Jeden już napisałam i uważam go za naprawdę dobry, ponieważ przez cały czas trzyma w napięciu i pokazuje bohaterów z całkowicie odmiennej strony (z opinią zaczekam na mojego Krytyka-Korektora, ale on na II tomie utknął, kajsik w połowie...).

  

    Ostatnio zrobiłam sobie nową playlistę na Spotim. Taką, żeby już nie przeskakiwać piosenek. Tak, oczywiście. Oczywiście, że je przeskakuję...

🎵Mythic Legends (Remake) - Peter Crowley🎶

poniedziałek, 15 listopada 2021

Mam już dość świątecznych reklam

     A nie mamy nawet telewizora. Wystarczy mi u kilka wizyt u krewnych gdzie teleplepudło chodzi na okrągło, aby serdecznie znienawidzić całą tą świątecznie cukierkową otoczkę wprost ociekającą sztucznością. A mamy połowę listopada. To i tak dobrze, że nie październik.

    Jak rany, odczuwam ostatnio silną potrzebę ponarzekania sobie na wszystko i wszystkich. Tak po jesiennemu, przedzimowemu. W sumie otaczającym mnie ludziom wolę tego oszczędzić, toteż korzystam z sieci gdzie mało do kogo trafiają moje malkontenckie wynurzenia. Wyżalę się, może coś się zmieni i wracam do świata rzeczywistego, który bynajmniej mnie nie zadowala. A tym bardziej nie zadowala mnie fejsbyk...

    Serio, mam go raptem od kiedy? Od miesiąca? Bywam tam nie częściej niż raz w tygodniu i już zaliczyłam trzy nieudane próby logowania (nie moje). Może ktoś ma podobnego maila? Zresztą, miałam już zabawną sytuację z literówką w mailu. Takie rzeczy się zdarzają. Co nie zmienia faktu, że za każdym razem to zgłaszam. Chciałabym być wyrozumiała, ale nieufność w stosunku do ludzi przeważa nad moją dobrą wolą. Och, przy okazji, jakieś dwie zagubione w niebieskich odmętach dusze próbowały nawiązać ze mną znajomość ale cóż, zbawicielką nie jestem, niech szukają dalej. Poza tym żywię realną obawę o czyjegoś szpicla... a na fejsbyka przyjdzie jeszcze czas. Wierzę w to.

    Przyjemności przyjemnościami, a praca pracą. Zaczyna się accounting mayheeeeeem! Najwspanialszy okres w roku. Nadgodziny przewidziane. Czy już wspominałam, że najlepiej funkcjonuję w momencie, gdy gruba krecha dedlajnów podrzyna mi gardło? Tak? Jak rany... bydzie gryfnie. Albo będę wieczorami pisała hardkorowo zrypana, albo nie będę pisała wcale. Czasem jak akumulatory mam na wyczerpaniu to wymyślam całkiem niezłe motywy. Gorzej dla bohaterów. Dla nich te motywy wcale nie są takie przyjemne...

    I oczywiście kącik ulubionych memów. Oto mój aktualny stan po całych czterech dniach wolnego:

🎵Tian - Peter Roe🎶

sobota, 13 listopada 2021

Bez tytułu.png

    Godzina życia w galerii handlowej straszniejsza jest i bardziej męcząca, aniżeli osiem godzin spędzonych w pracy... ale jestem zadowolona. Po części. Kocham luźne t-shirty z oryginalnymi nadrukami. I się trochę obkupiłam w ulubionych sklepach.

    Swoją drogą, jak usiadłam po osiemnastej, tak przesiedziałam do drugiej nad ranem grając w The Sims 4... i mam kaca moralnego. Ani wczoraj, ani dzisiaj nie napisałam kompletnie nic (bujda, rozpisałam notatki i rozwinęłam kilka motywów, jednakże nie jest to postęp zauważalny). O bogowie... a spać się chce...


A i owszem, zsiłopad mamy...

🎵Withered - Kari Sigurdsson🎶


piątek, 12 listopada 2021

Co z tym czasem jest nie tak?!

    Dzień wolny w całości przeznaczony na twórczość chyli się ku końcowi. Zaraz pójdę po Paladynkę, przypichcę obiad,  pobawię się z nią, wróci Neth i tak do dziewiętnastej czas będzie się ciągnął. Nie żeby było mi z tym źle, ale właśnie spędziłam osiem godzin na pisaniu i nadal mi mało. Przeleciało jak godzina. Nie wiem kiedy. Następne trzy będą się ciągnęły jak osiem. A wszystko przez to, że ciągnie wilka do lasu. 

    Zamknęłam wreszcie 3 rozdział i zaczęłam 4. Idziem do przodu. Wciąż nie jestem zadowolona, ale to akurat nie podlega zmianom - zawsze jestem niezadowolona ze swojej pracy. Słysząc moje utyskiwania Neth zawsze się śmieje, bo dziś marudzę na czym powieść stoi, a po tygodniu stwierdzam że jednak wyszło całkiem elegancko. Nie rozumiem siebie samej. Może to ostry samokrytycyzm. A może to po prostu bogata twórczość Stevena Eriksona którego podziwiam, a do którego mi daleko jak Ziemi do Słońca (pokłon także dla świetnego tłumacza, oni też robią robotę!). W każdym razie dziś też się metaforycznie spałowałam. Ale co ja poradzę? W jakimś stopniu jestem masochistką.

    O masochizmie mowa. Wydawnictwo milczy. Powinnam oczekiwać na informację z ich strony, w końcu nie minęły jeszcze dwa tygodnie od wysłania materiałów. Ale jakoś cierpliwości nie mam. Jakiś taki niepokój dymi mi pod czaszką grożąc zaczadzeniem. Wszystko ma swój czas, a ja bym chciała na już. Niezdrowe. Bardzo niezdrowe. Jesienne przesilenie.

    Tak jak nie mam cierpliwości do siebie samej. Mam ochotę coś sobie kupić, ale co wyszperam jakiś szpargał w sieci to z miejsca dochodzę do wniosku, że wcale tego nie chcę/nie potrzebuję/a może innym razem. To tyle z mojego babskiego podnoszenia sobie humoru incydentalnym zakupem. Nawet gier na Steamie nie kupuję, bo i tak nie mam na nie czasu. O zgrozo. Co ja robię ze swoim życiem? Och, to akurat wiem - przeżywam je daleko stąd. I to również się nie zmieni.

    Ponad dwa lata odkąd zajęłam się pisaniem na poważnie, a wciąż czuję się tak:

 

    Z tą różnicą, że jak już się poddaję, to następnego dnia wracam z wkurwem. I choćby skały śpiewały dopnę swego. 


🎵Tower of Infinity - Peter Crowley (o bogowie, jakie ten energetyczny kawałek maluje cudne obrazy w mojej wyobraźni!)🎶

poniedziałek, 8 listopada 2021

Hamulce puściły

     Jeszcze niedawno jojczałam że zalegam z tekstem, choć terminy mnie nie gonią. Teraz już na to kicham i piszę rozdziały jak mi się żywnie podoba. Odnajduję w tym sens, przynosi to także lepsze rezultaty niż ograniczanie fantazji i zmuszanie się do pisania wedle chronologii. Oczywiście nie jest to pisanie na odwal, wręcz przeciwnie. Jeśli mam na coś ochotę, potrafię się na tym skupić i w związku z tym lepiej oddać nastrój, bohaterów, szczegóły oraz emocje. Nie rozpraszam się. Widzę scenę oczami wyobraźni i po prostu oddaję z dokładnością wszystko to, co zaobserwuję. Nienawidzę ograniczeń. Nie znoszę sztywnych ram w jakich zamykają się ludzie. A jeszcze bardziej nie lubię, gdy usilnie starają się w nich zamknąć innych. Jeśli mam ochotę napisać romantyczny wątek, a w aktualnie pisanym rozdziale naparzają się dwie armie, to robię sobie przerwę od zgiełku bitwy i przenoszę "naparzankę" na dwójkę bohaterów przebywających w zaciszu alkowy. Albo pozwalam im przeprowadzić wyjątkowo intymną pogawędkę zaważającą na fabule, cokolwiek wpisującego się w dalszą historię, a co czuję wewnątrz. Ewentualnie opowiadanie z uniwersum, na które długo już mam smaka... cały czas dopracowuję szkic, poszukuję wzoru dla jednej z postaci i jak ukończę zbieranie informacji, biorę się do dzieła. Mam już w planach tomik opowiadań. Tytuł też. I podział na dwie części. Neth czeka już na jedno z nich, albowiem wielce jest ciekaw przeszłości jednej z postaci... schlebia mi tym.

    Ale, ale! Znów te moje dygresje. Mając czas bawię się w najlepsze w swoim świecie, ponieważ jak zaznaczyłam w pierwszym akapicie, terminy żadne mnie nie gonią. Całość komponować będę gdy nadejdzie czas konkretnych zdarzeń, wtedy też naniosę poprawki i cokolwiek jeszcze będzie trzeba, zapewne niejeden wątek rozwinę, pogłębię. Reasumując, podczas redagowania III tomu napisałam jeden rozdział IV tomu oraz trzy rozdziały z VII. I co jakiś czas do nich wracam i coś zmieniam, bo płynnie zmienia się historia w zależności od nieprzewidzianych reakcji i zachowań bohaterów. To trochę jak próby przewidzenia przyszłości. Wiem jak się to skończy, ale nie do końca mogę mieć pewność jak do tego dojdzie. Dla mnie jest to przednia rozrywka.

    Mam już zapas tekstu, Neth utknął na II tomie, aktualnie ogarniam sobie na spokojnie III i w międzyczasie czekam na informacje z Wydawnictwa. Aż mnie skręca z ciekawości na myśl o projekcie okładki oraz korekcie autorskiej. Wciąż nie zrobiłam sobie zdjęcia. I jak tylko mój biogram pojawi się na stronie, nie omieszkam Was o tym poinformować. Proponowano mi wzorować się na biogramach ich doczesnych autorów, ale czytając je czułam się jak patologia z nizin społecznych. Byt o znikomej przeszłości i wcale ciekawszej przyszłości. Cóż, po części to prawda. Moja przeszłość jest dosyć, hm, pospolita. Niczym się nie wyróżniam spośród masy ludzi. Do momentu, aż się mnie bliżej nie pozna. Dlatego postawiłam na swój charakter i oddałam go w całości skupiając się na tym co robię, a nie na tym co i gdzie skończyłam. Ludzie nie muszą wiedzieć kim jestem, kto mnie uczył i kim są moi przodkowie (ha! szach-mat, korzenie mam szlacheckie!) wystarczy mi, że dowiedzą się co tworzę. I dlaczego. Sama mam takie podejście - nie interesuje mnie życie prywatne pisarzy i kompozytorów, ponieważ interesuje mnie wyłącznie to, co przedstawiają w swoich utworach. Nie oceniam ludzi przez pryzmat twórczości. Artyści żyją w co najmniej dwóch światach równolegle, nie na darmo zwie się ich dewiantami...

    ... jak choćby moje najnowsze odkrycie, mój ostatni muz, moja inspiracja i natchnienie wybarwiające wyobraźnię żywą paletą kolorów. Dotychczas myślałam że będący na podium Phil Rey pospołu z Anttim Martikainenem oraz Efisio Crossem są moimi idolami, ale stało się jak się stało. Zostali zdetronizowani przez Petera Crowley'a. O bogowie... już dawno nie zaspamiłam sobie playlisty utworami jednego kompozytora, a ten szaleńczy skurkowaniec skradł moje serce i oddać nie chce! Przez niego już mnie uszy bolą, bo od rana do popołudnia nie ściągam słuchawek z głowy... brakowało mi takiego powiewu świeżości, zróżnicowanego pod względem melodycznym, a jednak z każdym utworem (no dobrze, są orientalne wyjątki) nawiązującym do kultury Celtów. To by było na tyle porządkowania playlisty...

 

    No dobrze, moich ochów i achów nad krewetkami nadszedł ciąg dalszy. Bo są wspaniałe! Jeszcze Neth zwrócił mi uwagę że są jak tacy tyci Żniwiarze z Mass Effecta! Szczególnie ten ich moment lądowania na podłożu, jak żywcem wyjęty z Trylogii komandora Sheparda, aż z rozkoszą się na nie patrzy. Nie wiem tylko gdzie jest Alojz i Ambroży. Wszędzie roi się od raczków, a moje niebieściuchy gdzieś się zaszyły. Idę ich poszukać. A potem wracam do pracy ze świeżym umysłem.

 

 To nie nasze zdjęcie, powyższe zostało znalezione w necie. Najwyraźniej nie tylko my pokojarzyliśmy tych dwoje 😆


 🎵Prophecy of Victory - Peter Crowley🎶

piątek, 5 listopada 2021

Notatki...

     Mija trzeci dzień odkąd w wolnych chwilach wprowadzam notatki z luźnych kartek do komputera i robię kopie zapasowe w razie W... o bogowie, właśnie ogarniam zawartość IV tomu, a nie jestem nawet w 1/4. Zaczynam się niepokoić. Jeżeli to wszystko upchnę w jednej części, to tom 4 powinien być podzielony na dwa. Ale nie będzie, bo wtedy klęknie cała koncepcja septalogii z sentencjami łącznie. Niedopuszczalne. Najwyżej będzie cegła wydawnicza (o nie, nie pustak). Jak się nie spodoba, to będzie można pozbawić nią kogoś życia, dla przykładu wyrzucając ją z 10 piętra. Albo postaram się, żeby chociaż jej grzbiecik pięknie się prezentował (kocham serie książek z pasującymi do siebie grzbietami!). Osobiście ta część cyklu będzie... a nie powiem jaka będzie. Przeczytacie sobie. 

    Ha! Ja z wynurzeniami o czwartym tomie, a tu się dopiero pierwsza część pierwszego mieli w wydawnictwie. Jeszcze muszę zdjęcie dosłać... akurat mam bardzo niekompatybilną z aparatami twarz. Mniej więcej taką:

    Dlatego przeciągam sprawę w nieskończoność, aż w końcu będę musiała coś z tym zrobić. Albo raczej pozwolić sobie zrobić zdjęcie. Klękajcie narody, będę się na was gapić z tylnej okładki książki (liczę że jednak ze skrzydełka, co by zanadto nie straszyć potencjalnych czytelników) Albo nie będę się na was gapić. Nie będę patrzyła w obiektyw. Ach te problemy ludzi pierwszego świata... duperelami się przejmować.

    To może teraz trochę o Paladynce i jej samodzielnym spaniu, bo to się aż samo prosi żeby zapisać dla potomnych. Od razu zaznaczam, że jest bardzo dobrze. Śpi przez całą noc, czasem mówi przez sen. Raz zdarzyło jej się zawołać tatę po północy, ale Neth chwilę przy niej posiedział i cisza, zasnęła. I nadchodzi ten moment, który nie gorzej niż kawa stawia mnie na nogi... Godzina 5 rano, po korytarzu niesie się charakterystyczny odgłos pachruściowej galopady: tuptuptuptuptup. Nagle w drzwiach do sypialni staje wielce z siebie zadowolona Paladynka okrzykiem oznajmiająca: rodzice, już się wyspałam! Unoszę głowę i nagle jebs! Dostaję pluszową neonką w twarz... nie wiem co gorsze, pobudka na godzinę przed budzikiem, czy dostawanie rybą po pysku na dzień dobry.

    Nie, nie narzekam, raczej jestem zadowolona ze swojego życia. A kiedy daje mi ono cytryny, wyciskam z nich sok. Złośliwcom bezpośrednio do oczu. 
 
 

    Bardzo chcę do tego utworu napisać pewien rozdział. Co mnie powstrzymuje? Klimat. III i IV tom będą dosyć dramatyczne, wyjątkowo trudne dla kilku bohaterów, ale w V na pewno znajdzie się chwila wytchnienia. Musi. Ewentualnie, jeśli nie da mi spokoju, to napiszę ten rozdział z pominięciem chronologii i potem jakoś go dokoptuje do całości. Tak jak robię z tomem VII.

🎵Tomorrow is Yours - Phil Rey🎶

środa, 3 listopada 2021

Zależności

     Odkryłam zdumiewającą zależność między treścią rozdziałów, a upierdliwością czytającego je Netha. Im intensywniej opisuję sceny erotyczne, tym bardziej czepialski się on staje. Nie w stosunku do samych scen, bo zwykle pozostają one bez pomarańczowych oznaczeń (póki co dzielnie je znosi, aczkolwiek to dopiero początek...). Za to z reszty wychwytuje na upartego co się da, choćby nie wiem jak trywialne były to błędy. No dobrze, może nie tak trywialne, w końcu zdarzało mi się pominąć coś istotnego z racji wszechwiedzy autorskiej, tym samym gubiąc nieświadomego pewnych kwestii fabularnych czytelnika. Jak tak myślę, to może faktycznie za bardzo skupiam się na doznaniach i emocjach bohaterów, a pozostałe wydarzenia tak jakby przeprawiam? Nie, bylejakość do mnie nie pasuje. O czym dobitnie świadczy tarmoszony 2 rozdział... ech, ile by czasu nie potrzebował, tyle dostanie. Musi być doszlifowany jak należy.

   Banda na to zasługuje, nie mniej jak przyszli czytelnicy. 

 

O bogowie, kocham jego wyraz twarzy! 😂

 

🎵Return of the Heroes - Patryk Scelina🎶

poniedziałek, 1 listopada 2021

Nie lubię długich weekendów...

     Ostatnio myślałam że jest piątek, a był czwartek. Zdziwiłam się. W piątek zaplanowałam co będę robiła w poniedziałek w pracy. Zawiodłam się, bo przecież był długi weekend. Normalni ludzie cieszą się z długiego wolnego. Dla mnie to katorga. Zdziczałam na home office. Choć nie... właśnie pracując zdalnie czuję się rewelacyjnie. Sam na sam z psem i ludźmi po drugiej stronie laptopa. Nawet jeśli jest nawał pracy, to wciąż czuję się zrelaksowana i tylko wyczekuję wieczora, by zabrać się do pisania. Teraz mam zastój twórczy. Zamiast czerpać garściami ze względnego wypoczęcia (po powrocie do biura znów zacznie się wczesne wstawanie, dojazdy, itp., wieczorem będę wyprana po kilku godzinach spędzonych z ludźmi oraz Paladynką...) I z tego powodu czuję się sfrustrowana. W malkontenckim nastroju. Meh... znów będę marudziła.

    Oczywiście teraz żałuję, że na tak wczesnym etapie założyłam fejsbyka. To był błąd. Nie dość, że sam interfejs jest irytująco beznadziejny, to już sama funkcjonalność woła o pomstę do nieba. Ileż można usuwać sugerowanych znajomych? No ileż można usuwać durne, naprzykrzające się reklamy? Poza tym czuję się cholernie zdeprymowana. Wszyscy wszystko robią lepiej, wyglądają lepiej, zachowują się lepiej, po prostu wyidealizowani przedstawiciele gatunku ludzkiego, wręcz okazy pokazowe. Czempioni wystawowi. Na dodatek treści tam zamieszczane działają na mnie wyjątkowo demotywująco. Na moje własne życzenie, bo to ja sama zadręczam się niepotrzebnymi myślami, zamiast skupiać na pracy. Toteż ograniczyłam to dziadostwo do pojedynczego odwiedzenia dziennie. I z dziką rozkoszą zostaję tutaj, w moim małym zamkniętym świecie, w którym na własną rękę poszukuję motywacji oraz inspiracji. Zdecydowanie preferuję ludzi z jakimi mam kontakt okazjonalnie w świecie rzeczywistym. Bez filtrów, bez wyćwiczonej pozy, bez makijażu, bez wypychania stanika i bez wciągania brzucha. Nazywajcie mnie idiotką/idealistką, ale właśnie takich ludzi szanuję. Naturalnych. To w nich tkwi piękno. I nawet nie trzeba go szukać pod fizyczną warstwą chemii. Zresztą, wychodzenie do ludzi nigdy nie wychodziło na dobre mnie. I nie widzę powodu, by to zmieniać. Mam fobię społeczną. Nie powiem że dobrze mi z nią, ale też nie widzę powodu, by ją zwalczać.

    No i wróciły nieprzespane noce. Paladynka notorycznie budzi się w okolicy godziny drugiej nad ranem i trzeba ją przyprowadzać, tudzież przynosić, do naszego łóżka. A ja nie należę do osób, które prędko zasypiają. Raczej jestem z tych, co nie mają czasu na sen i zamiast się wyciszać z głową na poduszce rozmyślają nad cholera wie czym i po prostu w pewnym momencie się wyłączają. Czasem piszą o trzeciej w nocy notatki na telefonie. Najczęściej dotyczące fabuły i wydarzeń... W każdym razie na zdrowie by mi wyszło spanie z nią jak dotychczas, ale sama chciała spać w swoim pokoju. Trzeba iść za ciosem. Poza tym znów coś ją łapie i zaczynam nastawiać się psychicznie na kompletny kryzys twórczy przez kolejne dwa tygodnie. Jazda na trzy etaty mi nie służy.

    Jeśli już sobie tak wylewnie narzekam, to ponarzekam jeszcze, a co! No utknęłam na 2 rozdziale... i ni cholery nie potrafię wczuć się w akcję. Sytuacja nieco mnie przerasta (chłopaków zresztą też, czemu wcale się nie dziwię) albo mam ochotę na działanie, a nie odkrywanie tajemnic. Sama sobie jestem winna, bo skoro był ogień, to teraz pozostaje mi dym. Kurczę, pierwszy rozdział napisałam praktycznie od ręki a kolejne, napisane rok temu i wymagające poprawy, mrożą mi krew w żyłach, studząc także zapał...

 P.S. Tak, jestem po spędzie rodzinnym... widać efekt, prawda?

 

🎵White Lady - Louis Viallet (pocieszny kawałek)🎶