środa, 31 sierpnia 2022

Czy w ogóle warto...?

     Garbiąc się, opadam plecami na miękką poduszkę krzesła. Splatając na piersi ramiona wilkiem wpatruję się w rozerwany karton. Ten mniejszy. O połowę większy stoi nienaruszony tuż obok. Oba trwają w pozazdroszczenia godnym bezruchu. Z idealnym spokojem znoszą mój krytyczny wzrok.

    Wzdycham głęboko. I jeszcze raz. Robię to nieświadomie. Ostrzę kły w obawie, że cel rzuci się na mnie z pazurami, choć przecież jest to fizycznie niemożliwe. Kartony nie mają pazurów. Co najwyżej rogi. Wiele rogów, zważywszy na zawartość wyzierającą z papierowego wnętrza. Niewielki oddział książek mógłby mnie w mig spacyfikować, jednakże straty poniósłby ogromne. Nie ryzykujemy, dostrzegając w tym postępku wyłącznie bezcelowość.

    Z rezygnacją pocieram twarz, równocześnie porzucając nieustępliwość, w jaką niepotrzebnie się uzbrajałam. I po co mi to? - pytam samą siebie. I na co mi to było?

    Wena siedzi tuż obok mnie. Jego pozbawione wyrazu nieistniejące oczy śledzą moje zachowania - dla niego abstrakcyjne i niezrozumiałe. 

    W chwilach takich jak ta Kronikarze cieszą się z własnych osiągnięć. Jednak nie ona. Ona z uporem maniaka szukać będzie najdrobniejszego mankamentu, który zaważy na całokształcie. Zawsze tak robi, jednakże w chwili obecnej jej zacięcie przekroczyło zdrową normę.

    Prostuje się, spojrzenie kierując na pozostawione samym sobie kartony.

    - Świat Rzeczywisty pozna początki Jego historii - odzywa się bezbarwnym, nieistniejącym głosem. - Nie cieszy cię to, Kronikarko?

    Nawet nie silę się na odpowiedź. Z poczuciem niewyobrażalnej pustki spoglądam na wnętrze lewej dłoni. Symbol Jedynego wyraźnie odznacza się na jasnej, pociętej zgięciami skórze. Zaciskam pięść i wzdycham, znów unosząc twarz.

    - Powinno cieszyć - mówię w końcu. Przychodzi mi to z trudem. W chwili takiej jak ta wolałabym zostać sama. Albo chociaż zamilknąć, skoro pierwsze nie jest możliwe. Na próżno. Wena przychodzi do mnie zgodnie z własnymi kaprysami. Jak teraz. - Jesteśmy związani i tak długo piastować będę stanowisko, jak długo On będzie żył.

    - A później? - pyta zdawkowo.

    Wreszcie zaszczycam go pełnym politowania spojrzeniem. Wykrzywiam usta w sardonicznym uśmieszku mającym służyć za odpowiedź, ale przecież on tego nie zrozumie. On nie pojmuje ludzkiego jestestwa. Jest jak sztuczna inteligencja, która nieszczególnie ma ochotę uczyć się behawioryzmu istot organicznych.

    Odpuszczam dalszych, bezsensownych praktyk. Sięgam po czarną rękawiczkę bez palców leżącą na blacie biurka i naciągam ją na lewą dłoń. Nie zamierzam niczego dotykać bez odpowiedniego przygotowania.

    - To zależy - burczę wreszcie pod nosem.

    - Od czego?

    - Od popytu na usługi Pierwszej Estariońskiej Kronikarki.

    Kończąc rozmowę wstaję z krzesła i podchodzę do rozerwanego kartonu. Jedno zielone oko spogląda na mnie z wyczekiwaniem. Tracąc rozum szczerzę się głupio i sięgam po jedyną książkę leżącą przednią okładką do góry.

    - Witaj, stary przyjacielu - mówię cicho, a niechciane, zewsząd napływające emocje zniekształcają mój głos. Unoszę egzemplarz na wysokość twarzy. Czuję ciepło przenikające odsłonięte opuszki palców, miłe mrowienie. Powitanie. - Zostaniesz ze mną do końca, prawda? Dla reszty znajdziemy dobre miejsce, obiecuję.

    Wena obserwuje mnie w milczeniu. Czuję jego wzrok na swoich pochylonych plecach. A potem - jak zwykł czynić - po prostu zniknął.

     

🎵 Mythic Legends (Remake) - Peter Crowley 🎶

poniedziałek, 29 sierpnia 2022

Stagnacja oraz rzecz o estariońskiej organizacji najemnej

     Rozleniwiły mnie te wakacje. Wena co prawda już wróciła, ale z sił okradają mnie wieczorne rytuały związane z usypianiem Paladynki. A raczej intensywnie przeprowadzane rokowania. W szczególności mycie zębów. Było dobrze i nagle uruchomiło się "nie!". Jak rany... No i masz ci los, zasnęła przed dziewiętnastą, człowiek może wreszcie przysiąść do pisania i co? I psińco. Chyba znów siądę do lektury lepszych od siebie. Dowiem się może czegoś nowego. Chociaż jak na razie fabuła przetykana jest treścią w stylu: ona przespała się z tamtą, więc on przespał się z inną, na co ona z zazdrości na siłę (prawie) zaciągnęła tamtego, choć to na kim innym zawieszała oko... 😒

    Serio, nie wierzę, że to ten sam Steven Erikson od Odprysku Księżyca i Bram Domu Umarłych... Życie żołnierza/najemnika jest ciężkie, ale osobiście zauważam takie wycieczki cielesne za nieco uwłaczające. Kto wie, może ludzie ryzykujący każdego dnia utratą życia faktycznie odnajdują w tym jakąś pociechę, przyjemność, ale... No nie, nie podchodzi mi to.

    Hm, żeby teraz nie wyjść na hipokrytkę, skoro Estalavanes staje się najemnikiem. W każdym razie na Kompanię Najemną Niedźwiedzi mam nieco inne spojrzenie, w końcu to doskonale zorganizowana, świetnie prosperująca organizacja zrzeszająca najlepszych. Co zakontraktowani robią w międzyczasie, to już ich indywidualna sprawa. Niektórzy najemnicy zakładają własne rodziny, albo wspierają finansowo rodziny swoich kochanek. Ci przyjmujący zlecenia rzadko mają czas, by myśleć o czymkolwiek poza jak najszybszym wypełnieniem zadania. A niektórzy odnajdują bratnie dusze pośród swoich, choćby wśród nielicznych kapłanek Sarvatesa, służek czy - uwaga! - czarodziejek (hm, gdyby tylko patrzyły przychylnym okiem na pozbawionych magii prostaków). Żeby nie było, powyższymi trzema profesjami parają się zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Trudno natomiast o kobietę wojowniczkę/żołnierkę. Estariońskie prawo nie pochwala kobiet uprawiających wojenne rzemiosło, nie znaczy to jednak, że surowo tego zabrania. A Niedźwiedzie to nie tylko rębajły. Niemniej za pewne skandale grozić może utrata głowy... ale po cóż się ją ma, jeśli nie od parady? Otóż to, jeden taki ścichapęk bryluje w towarzystwie, przez nikogo nie podejrzewany.

    Ło, mogłabym napisać rozprawę o Niedźwiedziach i może kiedyś to zrobię na łamach Estariońskiej Kronikarki. Są naprawdę specyficzną formacją.

    Tymczasem, spróbuję coś napisać. Może mój zastój jest wyłącznie efektem narastającej gnuśności, a nie braku chęci? Przekonajmy się.

🎵 Spirit of the Moon (Instrumental) [Bonus Track] - Peter Crowley 🎶

piątek, 26 sierpnia 2022

Było, minęło

    Wyjazd dobiega końca, a urlop... jeszcze potrwa. W każdym razie już jutro wieczorem będę w domku, gdzie w spokoju dokończę III tom. Znaczy, nie dokończę go akurat jutro, to pewne. Ale znajome otoczenie i brak rozpraszających bodźców - pomijając już chroniczne wakacyjne zmęczenie - być może pozytywnie wpłyną no moją inwencję twórczą, której tutaj absolutnie mi brak z racji niezliczonych aktywności fizycznych. Coś tam porobiłam na profilu autorskim, ale gubię się tylko i plączę pośród bezliku niepotrzebnych mi opcji czy innych możliwości. Wkurza mnie toto. Nie mam do tego sił ni nerwów.
    Tak przy okazji, dostałam info z Wydawnictwa, że w przeciągu 14 dni roboczych otrzymam swoje egzemplarze autorskie Białego Elfa. Przeczytam przedpremierowo na papierze! 😆 Już w kilku sklepach internetowych znalazłam przedsprzedaż swojego dzieła. I nie powiem, żebym czuła jakąś ekscytację. Raczej narastającą niepewność, wątpliwość. Niechęć do śledzenia mediów społecznościowych i kształtowania ich z mojej strony. Zdecydowanie wolę pisać powieść, niż posty na FB czy gdzie indziej (bloga nie biorę pod uwagę, bo to taki mój mały zamknięty świat - Marudnik). Może to kwestia zdystansowania, intencjonalnego wyobcowania się ze społeczeństwa. Zawsze tak żyłam i nagła zmiana o sto osiemdziesiąt stopni wydaje mi się czymś nienaturalnym. Jedno jest pewne - na świecie mamy mnóstwo rewelacyjnych pisarzy i nie widzę pośród nich siebie.
 
    Gdyby nie Neth, Biały Elf nigdy nie zostałby wydany.
🎵 He Who Sows The Wind - Phil Rey 🎶 

sobota, 20 sierpnia 2022

Za jakie grzechy...?

     Nie lubię wyjazdów. Już pomijam moją niechęć do wyściubiania nosa z przytulnych czterech ścian, nawet nie mam na myśli stadnego przebywania w nadmorskiej miejscowości. Chodzi o pakowanie. I całą zakupową otoczkę. Serdecznie nie lubiłam tego przed narodzinami Paladynki. A po narodzinach to już w ogóle mam ochotę rzucić wszystkim w diabły (ale znając je, oddadzą mi z nawiązką, toteż nawet nie próbuję). Nigdy nie wiem, co ze sobą zabrać, bo moim zdaniem wszystko będzie potrzebne. Z drugiej strony, po co tyle brać, skoro to tylko pięć dni, a w razie czego sklepy są na miejscu? I to koszmarne wrażenie, że zapomniało się o czymś istotnym, o czymś, co zaważyć może na istnieniu całego świata. Jak rany, i jeszcze "sroczka mode" mi się uruchamia podczas zakupowego szaleństwa: weźmy taki czaderski ręcznik plażowy! Ooooch, spójrz jaki słodki dmuchaniec do wody! A ten kubeczek? Kubeczków z motywami z bajek nigdy dość! A potem patrzysz człowieku na stan konta i zastanawiasz się, którym kablem się dziś biczować...

    Ale pozytywy! Szukajmy pozytywów! Wysprzątałam chałupę, co by na powrót z wakacji było ładnie i czysto. Posłałam męża i dziecia po ostatnie dokupy (jakże potrzebnych towarów) i skończywszy obowiązki, postanowiłam odpicować nową fryzurę Esta. Tak, pod koniec III tomu "przypadkowo" zmieni uczesanie. Akurat piszę (zbyt duże słowo) przedostatni rozdział i jakoś opornie mi to idzie... Wracając do tematu stylówki, skończyło się na tym, że nabazgrałam jego obecną 😆 Wstyd pokazać, nawet Neth podziela moje zdanie (jakby mnie to w ogóle dziwiło...), dlatego też rysunek zostawię sobie. Przynajmniej widzę formę tzw. wyjściową.

    Tak, ja też wiele razy myślałam o zmianie fryzury na bardziej... ekstrawagancką. Frymuś nie jest ze mnie dumny 😅

🎵 Equitatus - Andrew Prahlow, Mark Petrie, PostHaste Music 🎶
 
P.S. Znaleźliśmy dziś w Galerii Katowickiej runę algiz wyrytą w płytce z jakiegoś metalu. A raczej Neth ją znalazł. W domu  wyszperałam dla niej nowy rzemień i jak łatwo się domyślić, noszę ją teraz na prawej ręce. Czy wierzę w ten "ezoteryczny bełkot"? Tak. Ale własnym rozumem.

piątek, 19 sierpnia 2022

Rozdział 2 - Światła martwej metropolii

    Obskurne budynki rosły między sobą niby na wyścigi, a najwspanialsze z nich ginęły w gęstych oparach kiepsko imitujących ołowiane chmury. Szare słupy stały niemal jedne na drugich, wzajemnie wspierając swoje schorowane, zaniedbane i pokruszone wiekiem cielska. Zbite w ciasne skupiska zajmowały tak wiele miejsca, że tylko sporadycznie przecinały je brukowane wyszczerbione drogi, równie stare co ich pnący się na szczyt nieszczęśni towarzysze. Może w istocie wyrastały z siebie nawzajem na podobieństwo wynaturzenia, drwiny z zapomnianej natury, której jak okiem sięgnąć nie było nigdzie widać. Na myśl przywodziły betonowe konary. Z ich chorych, połamanych końców wyrastały kolejne, cokolwiek niepodobne do pierwotnego założenia budowniczych.
    Ponad dwie godziny zajęło im dojście pieszo na przedmieścia pełne niskich, niejednokrotnie zrujnowanych parterowych domków, których okna straszyły kłami rozbitych szyb, a odór wydostający się ze środka odstraszał zarówno ewentualnych szabrowników, jak i dzikich lokatorów. Ale nie odstraszał szczurów, które niczym dumni gospodarze siedziały na progach wygryzionych drzwi obserwując przybyszów bystrymi czarnymi ślepkami. Idźcie dalej, mówiły. Niczego tu dla siebie nie znajdziecie.
    Nurklik niewiele pamiętał z trasy, jaką przyszło im pokonać z zaśnieżonej stacji przeładunkowej. Przez połowę czasu rzygał jak kot i to na własne życzenie. Przez drugą nie mógł nadążyć za natchnionym Niewiem gnającym przed siebie, jakby rękojeść miecza wystająca z opancerzonego brzucha była czymś zupełnie normalnym. Nawet ubrana w gruby płaszcz i wysokie buty na obcasie Poduszka uwijała się prędko, najwyraźniej nawykła do pokonywaniu dużych dystansów o własnych elfich siłach. I w tak ekstrawaganckim stroju.
    Sponiewierany kabalista powinien był przewidzieć, że nie jest dobrym pomysłem wpieprzanie co popadnie. A już na pewno nie po długotrwałej diecie narzuconej przez troskliwe książęce służby więzienne. Doprawdy, jeśli ktoś szukał szybkiego sposobu na pozbycie się nadwagi, to nawet miesiąc w lochach księcia czynił cuda. Nie lubisz ćwiczeń? Cela dwa na dwa metry to świetna wymówka od pocenia się z wysiłku. Kochasz jedzenie i nie zamierzasz z niego rezygnować? Kuchnia więzienna zadba o ciebie jak należy. Jeden posiłek dziennie. Zupka ze wspomagaczami. Bez podjadania. Znajomi nie dają ci odpocząć? Wartownicy są tak towarzyscy, że prędzej zaczniesz prowadzić ożywione dysputy z samym sobą aniżeli przekonasz jednego z tych służbistów do choćby chrząknięcia.
    Nurklik poznał to na własnej skórze. To i wiele więcej rozkoszy, jakie oferował areszt księcia. Och, byłby zapomniał o wycieczkach krajoznawczych w luksusowych transportowcach. Wisienka na torciku.
    Torcik.
    Znów zaczął rzygać.
    Uniósł głowę w momencie, gdy zuchwała Poduszka szarpnięciem spróbowała zatrzymać Niewiem. Półczłowiek nawet się na nią nie obejrzał. Odepchnął od siebie wiotką dziewczynę posyłając ją wprost na wydeptaną błotnistą ziemię i nie tracąc nic ze swojej nadludzkiej prędkości szedł dalej. Prawie biegł.
    Wymijając elfkę Nurklik podał jej dłoń, ale ona odbiła ją własną. Chłopak wzruszył ramionami, wyzywając w duchu wszystkie przeklęte emancypantki tego świata. Nie odsuń takiej krzesła, to zwyzywa cię nie gorzej niż wściekły krasnolud. A może i lepiej.
    Zostawiając pannę samą sobie i trzęsąc się z zimna chłopak maszerował za olbrzymem, co jakiś czas przecierając łzawiące od mrozu oraz torsji oczy. Był jak w amoku. Obaj byli. Niewiem szedł w sobie tylko znanym celu, zaś Nurklik podążał za nim nie mając własnego. Chociaż nie, można powiedzieć, że miał. O ile ucieczki na południe z precjozami księcia nie można było uznać za życiowy cel, tak z całą pewnością była nim chęć prowadzenia dostatniego życia na koszt satrapy.
    Nurklik schował ręce w głębokich kieszeniach wytartej skórzanej kurtki. Palce zacisnął na kilku pierścieniach, czy może sygnetach, w całości wykonanych z berynitu. Nie były obłożone zaklęciami. Nie wyczuwał ani krzty magii pod zmarzniętymi opuszkami. Zapewne książę ma nadwornego zaklinacza, który osobiście zajmuje się jego biżuterią i ochroną. To było wielce prawdopodobne.
    Zwinne palce kabalisty natrafiły na dwa owalne przedmioty, zimne jak on sam, lecz znacznie twardsze niż jego wątpliwa osoba. Jajka. Niewielka część zapasów, jakie zabrał z wagonu oficerskiego. Usilnie doganiając Niewiem wyjął je z kieszeni i obejrzał w ostrym, zimowym słońcu przebijającym zza grubych chmur. Były zwyczajne. A jemu znów robiło się niedobrze na sam widok jedzenia.
    - Nieeeeewieeeeeem! - zawołał ochryple. Treść żołądka mocno wypaliła mu gardło. - Niewiem! Nieeeewieeeeem! Niewiemniewiemniewiem! Niewiem, kurwa!
    Pojęcia nie miał, czy poskutkowało samo wrzeszczenie wniebogłosy, czy raczej dodany na końcu wulgaryzm, ale zawołany po imieniu obrócił głowę w stronę kabalisty, łypiąc na niego spode łba. Nurklik gotów był przysiąc, że jego niezwykłe oczy połyskiwały teraz żywym błękitem. To była nowość. Czwarty kolor do kolekcji. Jeszcze dwa i będzie tęcza. Miła odmiana od wszechobecnego brudnego betonu.
    Mężczyzna zatrzymał się i obrócił. Stercząca z rany rękojeść obleczona wytartą skórą wywołała kolejną falę trosji w oddychającym coraz ciężej chłopaku. Podchodząc Nurklik unikał patrzenia w jej kierunku, ale widok był tak niesamowity, że jego oczy same kierowały się ku niemu. Ranny bynajmniej nie przejmował się swoim stanem. Zapomniał o tej drobnej niedogodności. Albo był naćpany niebotyczną dawką suprykantów. Albo… albo Nurklik nie wiedział, co z nim było nie tak. Niewiem był żywy, bo umarli nie krwawią. A może był jednym z tych, co to nie czują swojego ciała? Jest taka choroba, nawet się o niej uczył. Tylko jak ona się nazywała…
    - Wreszcie się zatrzymaliście. - Poduszka zmaterializowała się tuż obok wielkoluda. Musiała mocno zadzierać głowę, by spojrzeć mu w oczy. Nurklik pomyślał, że przy jej wzroście zadarty nos był cechą nabytą, a nie wrodzoną. - Dokąd ci tak spieszno, elinczyku? Na stryczek?
    Niewiem nie odpowiedział. Zdawał się nawet nie słyszeć pytania, choć równie dobrze mógł je ignorować, tak jak ignorował niechcianą przewodniczkę. Kolor jego oczu wyblakł, przybierając szary odcień berynitu. Wpatrywał się prosto w zaskoczonego kabalistę, a jego niezmąconej myślą twarzy nie barwiła żadna emocja. Był martwy i tylko wyjątkowo żywe oczy zdradzały prawdę o tlącym się wewnątrz duchu.
    Poirytowana elfka wzięła się pod boki.
    - Mowę ci odebrało? Nurklik, czy on w ogóle słyszy nasz głos?
    Nurklik przelotnie zerknął na dziewczynę zastanawiając się, czy nie podążyć śladem kompana i nie zignorować jej paplaniny. Ostatecznie tak też zrobił przyjmując, że jest to najlepszy sposób postępowania z pyskatymi pannicami. Cios za cios, ladacznico. Nie chciałaś mojej pomocy przed chwilą, to nie licz na nią teraz.
    Skupił wzrok na pokrytym kilkudniowym zarostem obliczu Niewiem i wyciągnął ku niemu dłoń. W zagłębieniu spoczywała jadalna zawartość jego kieszeni. W tej jednej, niepowtarzalnej chwili mógł poczuć się jak książęcy stajenny dokarmiający smoka. Nie był do końca pewien, czy bestia odgryzie mu dłoń, czy ograniczy się wyłącznie do zgarnięcia pożywienia. Półczłowiek nie był bestią. A nawet jeśli był, to nie wobec niego.
    Grube, poplamione krwią i błotem palce zamknęły się na niewielkich kurzych jajkach. Na tle dużej dłoni zdawały się zaledwie przekąskami, które co najwyżej zaostrzą apetyt mężczyzny, a nie zaspokoją jego głód.
    Nurklik uśmiechnął się przepraszająco, wzruszając przy tym drżącymi ramionami.
    - Wybacz, nic więcej nie zmieściło mi się do kieszeni. - Resztki ciepła ustami opuszczały ciało chłopaka w postaci gęstych obłoczków. - Resztę musiałem wyrzucić, bo… No co ty robisz?!
    Osłupiały kabalista wychylił się w kierunku Niewiem, chcąc złapać go za ramię, ale zamarł w połowie ruchu. W przejawie dobrej woli oddał zapasy towarzyszowi i wszystko byłoby w porządku, gdyby nie zachowanie wielkoluda.
    Niewiem przyjął oferowany mu poczęstunek i natychmiast go schrupał. Schrupał. Schrupał jajka. Ze skorupkami. Chrzęszczały między mocnymi zębami, a odgłos ten osłabił kabalistę nie gorzej niż pustoszące ciało spazmy.
    - Czy ty jesteś normalny?! - wyjęczał, unosząc ręce w geście bezradności. - To się obiera ze skorupki! Czy ty nigdy przedtem nie jadłeś jajka?
    Niewiem mrugnął, na moment wyglądając na zaskoczonego. Obejrzał swoją pustą dłoń i ześlizgnął się wzrokiem na zdruzgotanego Nurklika. Zdawało się, że próbuje sobie coś przypomnieć, bo gęste, czarne brwi zmarszczyły się, zbiegając nad prostym, lekko spłaszczonym nosem. Nie trwało to dłużej niż kilkanaście sekund, kiedy oczy półczłowieka na powrót stały się jaskrawoniebieskie, a on sam zwrócił głowę w kierunku niedalekiej betonowej dżungli. Bez słowa pomaszerował obraną ścieżką, zostawiając wstrząśniętą parę samą ze sobą.
    Poduszka otrząsnęła się jako pierwsza.
    - Z jakiej dziczy trzeba wyjść, by tak się zachowywać?
   - Pojęcia nie mam - odpowiedział Nurklik. - Ale wiem, że zaraz znów będę rzygał. Panienka wybaczy ten brak zahamowań.
    - Tylko pamiętaj, żeby nie wyciągać dłoni z kieszeni - rzuciła na odchodne, zrywając się biegiem za majaczącym na horyzoncie Niewiem.
    Nurklik podejrzewał, że chodziło nie o ich zawartość, ale same dłonie. A dokładniej palce. Paliczki każdego kabalisty pokrywały proste tatuaże oznaczające poziom przeszkolenia i stopień osiągnięty w konkretnej dziedzinie. Rzeczywiście, Nurklik jak przez mgłę pamiętał, że elfka już na powitaniu oskarżyła go o bycie kabalistą. Jakby na północy posługiwanie się magią było grzechem. Praktyką zakazaną.
    Magia była niebezpieczna. A zjednoczeni kabaliści mogli być niepowstrzymaną siłą na miarę rozszalałego żywiołu. Co to mogło oznaczać dla niego? Wymiotował z myślą, że jego kara śmierci została odroczona na bliżej nieokreślony czas. Musiał się stąd wydostać. Jak najdalej na bezpieczną część kontynentu. Mniej srogą. Mniej zdewastowaną. Mniej niebezpieczną.
    W Nurkliku nie było już nic, czego mógłby się pozbyć, ale jego organizm wcale tego nie zauważał. Zamarzał żywcem, ponieważ energia w jego ciele nie mogła się odnowić. Szarpany torsjami słabł z każdą kolejną chwilą i tylko wrodzony upór pchał go do przodu.
    Samotność w takim miejscu oznaczała pewną śmierć. A skoro z pomocą Niewiem udało mu się zwiać z transportu, to uda mu się także wrócić na południe, w przyjazne, rodzinne strony. Może zabierze bliskich krewnych i wyniosą się na Wyspy. To była dobra myśl. Pokrzepiająca. Myśl, której mógł się chwycić, by we względnym zdrowiu opuścić to koszmarne, zabójcze miejsce.
    Plując kwaśną śliną ruszył truchtem za dwójką towarzyszy. Ledwie trzymał się w pionie, ale przynajmniej nie będzie mu tak diabelnie zimno. Kilka razy poślizgnął się na grząskim błocku. Nieraz wszedł w zmrożoną kałużę głębszą, niż mogło się zdawać na pierwszy rzut oka. Czuł się podle i dziwiło go niepomiernie, że jego obecny stan mógł się pogorszyć jeszcze bardziej. I pogarszał się z każdym kolejnym kilometrem. Glany były zawiązane zbyt luźno, by uchronić jego stopy przed kontaktem z lodowatą wodą. Kurtka, nawet zapięta, była zbyt cienka i krótka, by ogrzać go w surowym klimacie północy. Podobnie stare spodnie mające więcej dziur niż materiału. A wyszli dopiero poza granice opuszczonych przedmieść martwej metropolii…
    Poduszka próbowała przegadać niebieskookiemu Niewiem do rozumu. Skutek tego był taki, że ona wrzeszczała na niego bez opamiętania, a on jak gdyby nigdy nic szedł dalej, żwawo wyciągając długie nogi. Okryte płytami pancerza buty stukały na bruku, rozpryskując błoto i cholera wie co jeszcze. Wszędzie unosił się odór jasno świadczący, że wciąż mieszkają tu ludzie. Ludzie, którzy wyparli naturę daleko poza granice swoich miast. Jakby nie wiedzieli, że jej wściekłość gotowa jest zmieść ich z powierzchni ziemi.
    Nurklik podejrzewał, że skuwająca ten rejon wieczna zima była efektem ubocznym ludzkich działań. Nie był druidem, więc nie mógł tego poczuć na własnej skórze. Cieszyła go świadomość, że oszczędzono mu słuchania krzyków natury, wrzasków pierwotnego ducha świata. Niechybnie by oszalał.
    Tak jak oszalała Poduszka, stojąca teraz z zakrwawionym mieczem w dłoni i z przerażeniem w oczach spoglądająca na brzuch Niewiem. Jakby zaskoczyła ją otwarta rana w ciele mężczyzny. Jakież to dziwne, że ostrze zostawia po sobie dziurę.

czwartek, 18 sierpnia 2022

Quaerite et invenietis - Szukajcie, a znajdziecie

 

    Szukać można różnych rzeczy - zgubionych kluczy, rzuconego gdzie bądź pilota od telewizora, blistra bateryjek, który tak dobrze schowało się przed dzieckiem, że samemu nie pamięta się kryjówki. Ale też szukać można siebie samego - swojego miejsca w świecie, drugiej połówki, sensu życia. Szukać można wewnętrznej siły, utraconej motywacji, odwagi. Pozytywnych aspektów we wszystkim, co nas otacza, jak i wiary w ludzi. Jednakże nie każdy znajduje to, czego szuka. Czasami znajduje to, czego potrzebuje. Czasami znajduje własne lęki. A czasami znajduje wyłącznie rozczarowanie.
 
    Tak opisać można motyw przewodni Białego Elfa, czyli pierwszego tomu Elegii o Nieśmiertelnym. Czego szuka zagubiony w świecie ludzi niezwykły chłopak? Czy w ogóle czegoś szuka? A jeśli tak, to czy możliwym jest, aby to znalazł? Przekonajcie się sami...
 
 👇

środa, 17 sierpnia 2022

Różowe kartoteki - Mikołaj Milcke

     Szok. I to nie mały. Czasy PRL-u, głębokiej komuny i następujących po niej reform politycznych nie są mi obce, a jednak... czuję ogromny wstyd za ludzi, za rodaków. Za to, czego się dopuszczali wobec siebie nawzajem. I patrząc na to z perspektywy minionych trzydziestu z hakiem lat, niewiele się zmieniło. Niewiele się poprawiło. Zmieniły się sposoby. I założono białe rękawiczki.

    Przyznaję, teraz jestem w kropce. Różowe kartoteki to najlepsza z książek Mikołaja Milcke, jaką czytałam. Najlepsza zarówno pod względem warsztatu, jak i tematyki oraz tempa prowadzonej akcji. Nie mam się absolutnie do czego przyczepić, a nie chcę być tak pierdołowata, żeby wytykać te trzy literówki czy tam jakiś pojedynczy brak myślnika. Dałam się pochłonąć tej historii zupełnie zapominając, że na tapecie czytelniczej miałam inną pozycję - wepchnęła mi się w kolejkę. I jak zaczęłam, tak nie mogłam się oderwać, aż dotarłam do końca wraz z bohaterem, który z chwili na chwilę stawał się coraz bardziej antypatyczny. I nawet na sam koniec nie było mi go żal. Nie sympatyzuję z obozem politycznym reprezentowanym przez książkowego Ksawerego Downara, jednakże moje zdanie nijak nie rzutowało na tę świetnie wykreowaną postać. Postać, która pewnego ranka staje niemal na szczycie politycznej kariery, by z nastaniem nocy upaść na samo dno. Utrzymywana pod woalką kłamstwa przeszłość może doszczętnie zniszczyć człowieka, szczególnie takiego, który przez całe swoje życie szedł po trupach i niszczył innych.

    Och tak, będzie kac książkowy. W sumie już jest. I to nie z powodu bohaterów, ale wydarzeń opisywanych w książce.

poniedziałek, 15 sierpnia 2022

Te oczy mówią wszystko

     Ostatnio zaliczałam bardzo głęboki spadek nastroju oraz wiary we własne możliwości. Czasem tak miewam, taka moja natura, że lądując po wysokich lotach jeszcze długo potem trzymam się niskiego gruntu - na szczęście już nie depresji. Oczywiście Neth, znający mnie od wielu lat i doskonale orientujący się w mojej przeszłości, podchwycił mój nietęgi humor. Rzecz jasna na pytania o samopoczucie odpowiadałam jednakowo i zdawkowo: "wszystko okej, nie martw się", ale skurczybyk wie, jakie mam trudności z przechodzeniem obojętnie obok seksownych oczu 😂

    
    A Wy zdołalibyście przejść obojętnie? Spojrzenie, jakie posłał mi ten przyjemniaczek po otwarciu lodówki, niejednego zwaliłoby z nóg! Co prawda przesłodki z niego pieron, ale... Heh, naprawdę, nie trzeba kwiatów, czekoladek, czy czego tam jeszcze, żeby sprawić drugiej połówce radość, okazać swoje uczucia. Ma w sobie coś z Cola. Albo to Col ma w sobie coś z Netha. W każdym razie naklejone "googly eyes" zrobiły mi dzień! Jak rany...


🎵 Dreammaker - Phoenix Music, Epic Music World 🎶


P.S. Poniżej googly eyes dla ludzi o mocnych nerwach! A już na pewno nie wegan...
👇
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.


niedziela, 14 sierpnia 2022

Zobaczymy, co się stanie...

     Dobra, emocje wreszcie opadły. Historia toczy się dalej, konsekwentnie spisywana. Jesteśmy prawie na mecie i jak jeszcze niedawno byłam gotowa przyznać, że w sierpniu zamknę III tom, tak teraz uważam ten pomysł za absurdalne urojenie 😆 Gdyby nie wyjazd urlopowy, to pewnie z końcem bieżącego miesiąca zaczynałabym IV cegłę (oooch, jakże nie mogę się tego doczekać!), ale cóż, podobno trzeba wypoczywać. Akurat na czas wyjazdu wypada mi najwyższa aktywność twórcza... Wena zaśmiewa mi się w twarz. A Neth pociesza, że przez ten tydzień Paladynka wieczorami będzie padnięta. Ha, nie wziął pod uwagę możliwości, że zapewne podzielę jej los.

    Pomarudziłam i już mi lepiej. Generalnie to chciałam napisać, że mam pewien dylemat. Wreszcie założyłam oficjalny profil autorski na fejsbyku. Nie wspomnę, że wnerwia mnie on niepomiernie, ale co zrobić? Trzeba być polakiem z krwi i kości - przywyknąć, ot co! W każdym razie wciąż nie jestem pewna, w jakim stylu prowadzić ten profil. Z początku zamysł był taki, żeby zgodnie z treścią powieści utrzymać styl dobrze znany z gier role-play (gracze wcielają się w swoich bohaterów, dosłownie odgrywają role), z zachowaniem >>Estariońskiej Kronikarki<< jako swoistego "kompendium wiedzy" o wydarzeniach toczących Khaldun, a konkretnie jedną z wiodących krain - Estarion. Teraz się waham, czy aby nie pozostać przy standardowej interakcji autor-czytelnik. Neth przychyla się do pomysłu, aby pozostać "teraźniejszą sobą" i od czasu do czasu częstować czytelników smaczkami rodem z Estarionu. Wczuwać się właśnie w rolę wspomnianej Kronikarki. No i mam kłopot. W skrócie: jak żyć, żeby większości było dobrze? Żeby się podobało? Żeby było "inaczej niż wszystko inne"? Lubię, kiedy jest inaczej, co nie znaczy, że inni będą podzielać moje zdanie. Chciałabym połączyć oba style nie mieszając ich ze sobą, ale brak mi odwagi, w związku z czym profil na razie świeci pustką. I chyba tak zostanie do dnia premiery, bo mam tyle do opublikowania, że ostatecznie nie publikuję tam nic...

     Nie martwcie się jednak, nie porzucę bloga. Wręcz przeciwnie, to tu będzie się toczyło moje sieciowe życie. Profil autorski posłuży wyłącznie promocji typowo pod FB, a do większości zdrad i tak dojdzie tu oto na tym skrawku Internetu. Nie wszyscy mają konto na fejsie, nawet ja do niedawna go nie miałam. Tutaj żaden algorytm nie skasuje mi posta twierdząc, że to SPAM. Tutaj mogę pisać co mi się żywnie podoba i... I właśnie dostrzegłam swoje popadanie w skrajności. Z jednej strony lęk przed byciem ocenianą blokuje mi drogę, z drugiej - zupełnie jak niżej, poddaję własne życie kolejnym eksperymentom.

 

🎵 Face It Or Leave It - Phil Rey 🎶 

 P.S. Trzeci sezon Umbrella Academy obejrzany. Starczy mi seriali na kolejne 20 lat!

środa, 10 sierpnia 2022

Emocje opadają... powoli

     Nie spałam za dobrze zeszłej nocy. I jak słusznie podejrzewam, nie zasnę też i dzisiejszej. Mniejsza o FEST Festiwal - trochę łupią za oknem, ale da się żyć. Gorzej z faktem, że emocje zbyt powoli we mnie opadają. Na dodatek dziś w pracy dostałam tak pozytywny zastrzyk, że jak stałam, miałam ochotę przysiąść do końcówki III tomu 😅 Do teraz jeszcze mnie trzyma. Jak rany... gdyby tylko ślipka tak bardzo się nie kleiły, to byłoby cudownie.

    Ale ja nie o tym chciałam dziś napisać (choć warto, bo pracuję z naprawdę wspaniałymi ludźmi!). A mianowicie, właśnie dostałam zielone światło... z innego Wydawnictwa! Po roku od rozesłania "Białego elfa" 😶 No cóż, troszkę się spóźnili i zmuszona byłam odmówić - z wiadomej przyczyny, szczególnie że Novae Res (!!!) jako pierwszy i jedyny pozytywnie zareagował na moją propozycję wydawniczą. Bardzo miło wspominam początki nawiązywania z nimi współpracy. Sami wiecie, jaki ze mnie wrażliwiec i sentymentalistka. Przygarnęli mnie, więc chciałabym zostać z nimi już do końca septalogii. Zobaczyć, co na przestrzeni wydarzeń stanie się z okładką, która nie bez przewrotnej celowości wygląda jak wygląda. A, i może osobiście spotkać pewnego autora...

    Och, byłabym zapomniała. Chłopaki dostali już własną stronę na lubimyczytac.pl! O bogowie, po kroczku, po kroczku... Jedyne, nad czym ubolewam, to że nie mogłam wydać całości I tomu naraz. Niestety, koszty i wymiary podczas debiutu zabolałyby każdego, szczególnie czytelnika, wobec czego poszłam po rozum do głowy i podzieliłam cegłę najbardziej sensownie, jak to możliwe. Dobra strona decyzji jest taka, że pierwsza, spokojna część, sprzyja rozwojowi bohaterów (szczególnie tytułowemu mizantropowi). A druga... nie sprzyja chyba nikomu. Najwyraźniej nie tylko ja najlepiej funkcjonuję pod presją 😆

     Na moje oko, to oni świetnie się tam bawią...

 🎵 Black Dragon - Phil Rey 🎶

 P.S. No nie polubię się ze stroną autorską na fejsbyku... Czy ktoś wie, jak się takim czymś opiekować?

wtorek, 9 sierpnia 2022

Czas.... start!

    Świętujemy Dzień Książki, ech? Z tej okazji Wydawnictwo Novae Res postanowiło zrobić mi fenomenalną niespodziankę i ukazać światu mój debiut. Tak. Biały Elf niebawem będzie dostępny w sprzedaży. A kij ze sprzedażą! Pierwszą część wreszcie będzie mogło przeczytać szersze grono czytelników!!! Wspaniałości! Już się nie mogę doczekać, żeby podyskutować z innymi o wydarzeniach toczących Estarion - o Estalavanesie i Colonellu, o Magu, a nawet o Panu i Obserwatorze! Wreszcie mogę używać imion i nazw własnych! Czuję się wolna, wolna!

    Jak rany, nawet sobie nie wyobrażacie, jakie to emocje ze znudzeniem scrollować stronę główną fejsbyka i... o fistaszki, co to?! Zbierałam szczękę z blatu biurka, naprawdę! Minę miałam co najmniej jak Iga Świątek po ujrzeniu Roberta Lewandowskiego 😆 Nie mogłam uwierzyć, że patrzę w te oto oczy. Albo że to one patrzą na mnie z monitora. Nieoczekiwanie. Niespodziewanie. Niesamowicie. Dobrze, że nie miałam smartwatcha na przegubie, bo mój ówczesny puls mógłby go cokolwiek uszkodzić. Chyba jeszcze nigdy dłonie nie trzęsły mi się tak bardzo, jak po odkryciu tego posta 😅 O bogowie... właśnie dochodzę do siebie. Na taniec radości jeszcze przyjdzie pora. Póki co to podrygi paralityka. I obawa, że fejsbyk usunie mi posta, jak już czynił to wielokrotnie w przeszłości. Teraz pozostaje mi dopieścić profil autorski, z którym kłopotu będzie co nie miara i... wrócić do pisania końcówki III tomu, jak gdyby nigdy nic.

    I tak na koniec... Jako autorka jestem TU.

🎵 Sovereign - Marcus Warner 🎶

poniedziałek, 8 sierpnia 2022

Dzień Smoka - Richard A. Knaak

     No dobra, przyznaję, jestem skonsternowana. Najwyraźniej Pan Erikson zawyżył poprzeczkę, bo ostatnio klasyczne fantasy rozrywkowe mnie nie cieszy. Nie spełnia moich - cokolwiek wygórowanych - oczekiwań. To chyba nie jest już mój ulubiony podgatunek: sztampowe fantasy, szybkie czytadło dla samej fabuły, historii przedstawionej. Jednak do poprawnego funkcjonowania potrzeba mi głębokich przemyśleń bohaterów oraz bogatych opisów świata, z zielskiem pod butami włącznie. Już dawno przestałam czytać książki dla samego czytania. Teraz poszukuję w nich paliwa dla własnej inwencji, która wyczerpała się po ostrym maratonie pisarskim. I nie mylcie tego ze zrzynaniem. Unikam tego jak ognia, choć pozostawanie oryginalnym w obecnych czasach zakrawa o niemożliwe.

    Wróćmy jednak do tytułowej pozycji. Dla przykładu: w jednym momencie elfka siedzi na drzewie, a w następnym biegnie do obozu. Jedno, góra dwa zdania. I taki brak wypełnienia, pustka między zwyczajnym przemieszczeniem się z punktu A, do punktu B. A resztę niech czytelnik sobie dopowie/wymyśli. Kiedyś nie zwróciłabym na to uwagi, tylko cieszyła się szybką, niezobowiązującą lekturą z mojego ulubionego uniwersum, ale... E-e. Już nie. Jak rany, robię się roszczeniowa...

    Richard A. Knaak jest jednym z autorów, nad twórczością których spędzałam młodość. Szczególnie ciepło wspominam jego "Legendę o Humie", pierwszą książkę ze świata Dragonlance, jaką wówczas przeczytałam. Teraz mam całą serię wydaną w Polsce i żałuję, że wydawnictwa zapomniały o tych autorach. Ale ja nie o tym. Niech więc rozpocznie się rzeź!

👇

piątek, 5 sierpnia 2022

Plany wakacyjne

     Tak, ja wiem, miałam nie planować, kajam się... Ale ten wyjazd zaplanowaliśmy jeszcze w lutym, więc... Nie, to niczego nie zmienia! Jak mawia Efcia, plany są po to, żeby je zmieniać. I bardzo dobrze. Mała zmiana - bierzemy psa! Przyjęłam, że skoro trzy lata temu udało mi się namówić Netha na przygarnięcie psa, to i uda mi się namówić go do zabrania w podróż na drugi koniec Polski. I udało się. Nawet sam jej kupił identyfikator z imieniem i numerem kontaktowym 😆 Dziewczorsy będą szczęśliwe z takiej towarzyszki, a i Lady Nelson nie rozstanie się ze swoją rodzinką. Dziewczorsy? Tak! Zdumiewające, ale nie jedziemy sami, tylko z Yagódziami! O bogowie, to będzie masakra z nimi dwiema... 😅 Yacoszek, nie masz życia, przepraszam...

    Nad morze. Jedziemy. Polskie. Wiem, burżujstwo i w ogóle taniej byłoby nam pojechać do pięciogwiazdkowego hotelu all-inclusive w Emiratach Arabskich, ja rozumiem. Tak naprawdę, to nie wierzcie we wszystko, co wciskają Wam ludzie w Internetach. Patrząc po cennikach w niektórych knajpkach to taniej nam wyjdzie wyżywienie niż w sieciowych pizzeriach. Śniadanie mamy zapewnione, więc trzeba zatroszczyć się o obiad i kolację. Luz. W każdym razie jestem zachwycona perspektywą spędzenia nad Bałtykiem kilku dni i nocy. Kocham polskie morze. W sumie to dlatego jeden z bohaterów dorastał nad oceanem 😉

    Dobrze. Nakupiliśmy już foremek, łopatek, grabek, strojów kąpielowych (dla Paladynki), kremów z filtrem, dmuchanych zabawek, parawan (jeden!), wyczepisty namiot plażowy i diabeł jeden wie (a tkwi on w szczegółach!) co jeszcze. Jak rany, pięć nocy z transportem własnym, a wyprawa jak na K2 koleją...

    W planach miałam odwiedziny w Wydawnictwie, ale już z góry zakładam, że nie wypali... Tak, zakładam. Bo w sumie kim ja jestem, żeby się tam pchać? Znam swoje miejsce. Widziałam w Internetach, Wystarczy. Nawet i bez tego będą to najdziwniejsze wakacje mojego życia. Raz, że jestem raczej samotniczką, choć wcale nie introwertyczką. Dwa, że wyjazd jest z dziećmi i psem. Trzy, że nie wiem, czy znajdę czas na pisanie i czytanie (a chyba zdechnę bez tego... albo to towarzystwo zdechnie ze mną!). Przynajmniej na osłodę mam katar [rodzaj broni białej rodem z Indii]... eee, takie fajne grabki 😆

 

🎵 Remember My Name - Phil Rey 🎶

P.S. Zauważyliście? Zaczęłam emocić. Nie wiem tylko, czy wychodzi mi to na lepsze...

wtorek, 2 sierpnia 2022

Maraton

     Ostatni maraton twórczy po prostu mnie zniszczył... Ale Wena dał czadu, bez dwóch zdań. Zmęczyłam wreszcie 32 rozdział. Ma 37 stron. A tom III na chwilę obecną... 958. Jak rany. Cóż. Grunt, że idę z fabułą dalej. A tak na poważnie, to zaczynam żywić obawy co do mojego wybitnego dzieła. Przepraszam, ambitnego. Pffff, nie rozumiem dlaczego, ale jak czytam tak zestawione słowa w myślach, to ni cholery nie potrafię ich dopasować do swojej osoby. No nie ma bata! A nie będę przecież tworzyć kolejnej osobowości, mam już ich wystarczająco dużo! Dwie...

    Tymczasem na wypaleniu pozostało mi czytanie mang i książek z kupki wstydu. A raczej już gnojowiska. Byłam taka dumna, że nadgoniłam zalegające na biurku pozycje, a tu... kolejne dwie książki, kilka mang (w tym Berserk #35, który z tomu na tom jest coraz gorszy pod względem treści...) i jakby tego było mało, kolejne dwie premiery zamówiłam w Świecie Książki (Golden i Erikson). Przyjdą tuż przed urlopem. Cóż, lepiej mieć i nie potrzebować, niż potrzebować i nie mieć. Szkoda gadać. Lepiej czytać!

🎵 Golden Era - PostHaste Music 🎶

P.S. Jak rany, znów przewaliłam pieniądze w księgarniach internetowych... Do dupy z takim oszczędzaniem!