piątek, 31 grudnia 2021

Podsumowanie

     Jak rany, jeszcze chwila i mamy rok 2022. Nie żeby to cokolwiek zmieniało, no ale. A, przepraszam, zmienia kalendarz na ścianie. Zamieniam Assassin's Creed Valhalla (no Steam, weź się ogarnij, bo ja chcę to ogarnąć!) na Ilustratę. Ich grafiki wygrały z Banksy'm, Atakiem Tytanów, Gwiezdnymi Wojnami i czymś tam jeszcze, co mi się podobało na pewnej stronie, którą odwiedzam raz do roku, a czego nie pamiętam. Cała ja. Leń i malkontent. Aż dziw, że w powieści wszystko fabularnie trzyma się kupy (w przeciwieństwie do rozgwizdanych po biurku notatek...). Póki co się trzyma, bo wątki sobie są. I jest ich w uj dużo. Tak jakoś wyszło, ponieważ puściłam bohaterstwo samopas. Robią co chcą dziady skończone, a ja za nimi nadążyć nie potrafię, wizjonerstwem wychodząc daleko w przyszłość.

    Jest ok. Neth kończy II tom i nie czepia się fabuły, ale po prawdzie dopiero w III tomie wątki zaczynają się łączyć. Według mnie naturalnie. Ale i tak mam poczucie, że ślęcząc nad pewnymi rozdziałami zniechęcam samą siebie. A i tak ślęczę. Z jeszcze większym uporem i zaangażowaniem. A po dwóch tygodniach stwierdzam, że przecież jest super i o co mi właściwie chodzi? Nie rozumiem siebie. Ale to normalne, że kobiety nie rozumieją siebie samych. A co dopiero mężczyzn. Ha! Przydałaby mi się żona. Ale mam już męża. A mąż nie żona, wielu rzeczy w domu nie zrobi. I nie tylko w domu. Mniejsza o, wchodzę na dygresje.

    Miałam podsumować rok twórczy na podstawie rozpisek, jakie robię na użytek własny. Zaczęłam od września, ponieważ dopiero wtedy wynalazłam najskuteczniejszą metodę określania poziomu nawenienia i stopnia powiązania ze Światem Wymyślonym (nazwa na potrzeby własne, póki powieść nie pojawi się na sklepowych półkach. Dopiero wtedy zacznę nazywać postacie po imieniu i rzeczy zgodnie z nazewnictwem). I metoda ta przynosi wymierne rezultaty. Wiem mniej więcej jak celować z urlopami i kiedy przeznaczyć czas na notatki oraz porządkowanie wydarzeń, zamiast denerwować się nad brakiem weny. I tak oczywiście się denerwuję, bo ja chcę już i natentychmiast, ale cóż, ona rządzi się własnymi kaprysami. Nawet napisałam kiedyś do niej odę, ale mniejsza o. Bardzo brzydka jest, może powinnam zacząć prawić jej komplementy, to szybciej będzie wracała. W każdym razie, przejdźmy do interesu!

 

PODSUMOWANIE 2021 ROKU! Od września do grudnia...

Tom I:

  • Prolog oraz rozdziały 1 do 12 przygotowane jako część pierwsza pod korektę wydawcy.
  • Rozdziały 13 do 24 przygotowane i oczekujące w kolejce na wydanie jako część druga. 
  • Tom zakończony na przełomie lipca/sierpnia. Obecnie całkowicie przygotowany pod Wydawnictwo.

Tom II:

  •  Rozdziały 10 do 31. Tom zakończony. Oczekuje na poprawki Netha.

Tom III:

  •  Rozdziały 1 do 10.

Tom VII:

  •  Rozdziały 1 do 3. Pierwszy zakończony, reszta naszkicowana.

  

       Kurczę. Jak na cztery miesiące, to całkiem sporo tekstu. Biorąc pod uwagę samo pisanie, treść. II tom czeka jeszcze nanoszenie poprawek, ostateczna weryfikacja i rozpisanie rozdziałów. Dopiero wtedy uznam go za gotowy. W III tomie czeka mnie jeszcze trochę przeróbek zanim dojdę do rozdziałów, jakie zmuszona będę pisać od zera. I cały czas mam pietra czy podołam, czy utrzymam klimat, czy coś we mnie nie pęknie albo cholera wie co jeszcze. W każdym razie wątpliwości mnie nie opuszczają ani na krok. Teraz jest o tyle łatwo, że dodaję smaczki i redaguję własny tekst. Potem będę go musiała jeszcze napisać, sprawdzić, poprawić, sprawdzić, znów poprawić i zostawić tylko po to, by przeczytać jeszcze raz i poprawić, a potem... a dajcie spokój! Cholercia, napisałam prawie trzy tomy a ja się pinkolę, co będzie dalej?! E, tak... jak rany...

    Septalogia, co? Żeby mi z tego przypadkiem oktalogia nie wyszła (ilość materiału na IV tom powala, wymaga podziału na dwa okresy...). A w zaufaniu powiem Wam, że już do trzeciego cyklu, trylogii, mam szkice (jestem na pierwszym...). O bogowie, żebym ja tak miała czas na pisanie, jak na produkcję notatek. Ale nie powiem. Samo uczestniczenie w wydarzeniach jest zajebiste. I choćby tylko dlatego poświęcam tak wiele wolnego czasu. Byle tylko warsztat mi się nie schrzanił, to będzie cudownie.

      I na koniec noworoczne życzenia. Takie prawdziwe, ponownie od serca:

Ja też sobie tego życzę, żeby nie było...

P.S. Yacoszek, dzięki za podpowiedź w związku z poprzednim postem 👍 Jak już pisałam, jestem zbyt leniwa, by wbijać tekst w Google xD

🎵Breath of Life - David Eman🎶


czwartek, 30 grudnia 2021

Pocisk

     Utonęłam w notatkach.

    Nie wiem co mi wczoraj odbiło, ale ni z gruchy, ni z pietruchy mam szkic wstępu do V tomu. A nawet nakreślone dwa kolejne rozdziały. A jestem praktycznie na III tomie, nawet nie w połowie. Skąd to tak? Pojęcia nie mam. Najzwyczajniej w świecie kolorowałam piksele, słuchałam muzyki, a tu sruuuu, wyobraźnia popłynęła i stwierdziła, że ma dla mnie lepszą zabawę. I dawaj notatnik. Pisałam, aż nie zobaczyłam godziny na zegarku. Potem w łóżku na telefonie jeszcze pisałam. I w kanapkowych przerwach w pracy pisałam. I karteczki się walają po całym biurku w takim chaosie, że nie wiem od której zacząć, żeby to miało sens. A miałam sobie zrobić podsumowanie na jutro. Cóż, zrobię je jutro. Duch prokrastynacji ma trochę racji, zrobię co trzeba, gdy zajdzie potrzeba. 

    W każdym razie nie próżnuję i korzystam ile mogę z faktu, że Paladynka nie ma drzemek w przedszkolu. O bogowieeeee, to niesamowite ile mam dzięki temu czasu na pisanie! No dobrze, dowiodłam że żyję, więc wracam do pracy.

    Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie? Chciałabym przeczytać całość.


🎵One Above All - Nick Phoenix, Two Steps from Hell, C.C. White, Felicia Farerre🎶


piątek, 24 grudnia 2021

Święta, święta...

     Jestem agnostykiem. Dla mnie święta Bożego Narodzenia to po prostu świecka tradycja z ozdobną choinką, uroczystą obiadokolacją oraz zwyczajem wymieniania się prezentami z bliskimi. Nie cierpię łamania się opłatkiem i wymyślania wszystkich tych bezsensownych, nieszczerych życzeń. Ale mam jedno życzenie, które chciałabym Wam złożyć od serca tak w święta, jak i bez okazji:

Aby spełniało się wszystko to, czego sobie życzycie i do czego dążycie.



🎵Santa Lore - IMAscore, Schwaben Park🎶

środa, 22 grudnia 2021

I kryzys nastał

     Niestety, musiał w końcu przyjść. Ale cztery miesiące obserwacji potwierdzają moją teorię - kiedy nadchodzi kryzys, postępuje za nim czerwona fala. Jednak co hormony, to hormony. Brak skupienia, rozkojarzenie, zubożenie słownictwa oraz senność skutecznie utrudniają mi połączenie się ze Światem Wymyślonym. Owszem, coś bym tam napisała, ale takie po łebkach to nawet nie ma co. Notatki owszem, płodzę bez ustanku, ale coś na poziomie? Nie. Laba. Czytać. Albo grać. Tak. Zbliża się Świąteczna Wyprzedaż na Steam. O bogowie, mój portfel...

🎵Feel Free - Sybrid🎶

wtorek, 21 grudnia 2021

O kryzysie

     Ufff, dobra, udało mi się zamknąć rozdział 8. Akurat zaczyna mi się kryzys twórczy. Dobrze że zdążyłam, inaczej bujałabym się z nim przez kilka dni, a nie ma nic bardziej frustrującego, niż parę stron ciągnących się jak... sama nie wiem co. No właśnie, kryzys jak się paczy, brak mi słów. Znaczy to, że czas poczytać.

    Dowiedziałam się też, że z korektą autorską poczekam do końca stycznia. Nie jestem typem nachalnego ciekawskiego spacerowicza mailowego, toteż nie znam przyczyny takiego opóźnienia (chyba po prostu wolę nie wiedzieć). Ale może to i lepiej? I tak na spokojnie ogarniam III tom, Neth wciąż wisi na II, więc nie ma pośpiechu, o ile nie opóźni to premiery. Odrobina stresu z głowy.

    Tymczasem, aby lepiej poczuć klimat nadchodzących świąt, zaśpiewajmy ulubioną świąteczną piosenkę całego świata, wszyscy razem! Swoją drogą, jest to najlepszy mem z hitem WHAM!, jaki kiedykolwiek widziałam.


🎵To Valhalla! - Antti Martikainen🎶

poniedziałek, 20 grudnia 2021

Zdjęcie

     Było drugie podejście. I jestem równie rozczarowana, co poprzednim razem. Poniekąd wyszły lepiej, ale wciąż moja twarz pozostawia wiele do życzenia. Mam bardzo bladą cerę, na której widać dosłownie wszystko, nawet najdrobniejsze przebarwienie. Poza tym jestem cholernie niekompatybilna z obiektywami (testowano na lustrzance i kilku smartfonach). W lustrze wyglądam świetnie. Jednym, drugim, trzecim,w  sklepach, domach, przy różnym natężeniu światła. Nawet Neth zrobił eksperyment. I się zdziwił, że tak można. Ano, można.


     Frymuś polecił, żebym zrobiła sobie makijaż. Erm... nie mam podkładu. Ani pudru. Nawet nie wiem, jak tego efektywnie używać. I podejrzewam, że byłoby tylko gorzej, bo zaraz bym świeciła, słońcu czyniąc konkurencję o tej zimnej porze. Frymuś skonstatował, że taki profeszjonal makijaż byłby idealny. Nie, Frymuś, nie będę się tapetować. Chyba, że już nic nie pomoże.


     Cóż, kiedy przydzielali mi staty, zamiast w aparycję i zwinność wszystko władowali w inteligencję i charyzmę. Za co jestem im wdzięczna. Bo skubani wpasowali się w mój charakter!

 

🎵Eternal Life - Alexander Richstein, Phoenix Music🎶

piątek, 17 grudnia 2021

Priorytety

    W dniu dzisiejszym zweryfikowałam swoje życiowe priorytety. Otóż, uwielbiam hamburgery z Pasibusa. Jako jedyne wygrywają z najcudowniejszą pizzą. I tak mi się uwidziało zamówić hambursa z frytami na obiadek. Zapełniam więc wirtualny koszyk, aż tu nagle... co to? Chwila moment. Konsternacja. Za tę kwotę miałabym dwie mangi. Poczytałabym. Postawiła na regale wśród pozostałych. Za kilka miesięcy znów poczytała. Może zainteresowała nią Paladynkę, jak już wyrośnie z kolorowania wszystkiego co czarno-białe. A jedzenie? Jedzenie mam w domu. Kilka kroków dalej. I herbatę Pu-Earth (pisownia celowa przez wzgląd na ziemisty zapach).

    Decyzja zapadła. Bezapelacyjnie. Definitywna. Zamknęłam kartę z jedzonkiem i zamówiłam "chińskie" komiksy. Po czym rzeczywiście poszłam zrobić kanapkę. I herbatę.

 

🎵Dziś słucham głosów blokowiska🎶


poniedziałek, 13 grudnia 2021

Paraliż senny

     Kuriozum. Pierwszy raz w życiu przez to przechodziłam, ale nienawidzę dziadostwa. W życiu takiej paniki nie czułam jak w nocy... na szczęście skurczybyctwo pokonałam. Nie sama, Paladynka zasługuje na swój tytuł! Nadam jej jeszcze ziemie.

P.S. Kolejne doświadczenie do wykorzystania w powieści. Akcja upiorna. Nie ma co. Nie życzę nikomu.


    A tak mniej więcej moje ostatnie dni z Nethem wyglądają (ja to ten z lewej, Neth ma pokaźniejszy zarost):

🎵Unstoppable - Christian Reindl🎶

niedziela, 12 grudnia 2021

Dobra rada

     Dobra rada ode mnie. Do mnie samej. Skończ wreszcie czytać te pierdylone "poradniki" w internetach! Tak, tym razem straciłam się w temacie gramatyki i interpunkcji. Jest tyle teorii na temat stawiania przecinka, że oszaleć można... wyjątki, reguły, wyjątki od reguły, złote zasady pisowni, stara szkoła, klasyczna szkoła, zdania podrzędnie złożone, spójniki, srujniki (czy powinno mieć ó zamiast u..?). Spasowałam. Sypię przecinkami jak dotychczas. Mam to w poważaniu. Serdecznym. I głębokim.

    Pewnego czasu tak sobie inwencję zniszczyłam czytając, że nie powinnam walić przysłówków w opisach. No cóż, dla mnie jest bosko, choć wcale ich nie szczędzę. O to przecież chodzi, by oddać bohaterów jak najlepiej. Taki też mój "warsztat". Nie piszę przecież scenariusza do serialu tylko powieść, gdzie emocje odgrywają naprawdę ogromną rolę, pozwalają zrozumieć postać, jej motywy oraz będące ich rezultatem postępowanie. I wtedy też w gratisie ukatrupiłam się na dobrych kilka dni uważając, że zabijam dialogi. Ponieważ rozbijam je krótkimi opisami scen, w tym - uwaga! - przysłówkami (nie wszystkie, walczę o naturalny wydźwięk). Jak dla mnie znacznie lepiej jest kiedy scena żyje, a podczas rozmowy bohaterowie oddają się przeróżnym czynnościom, np. reagują na usłyszane słowa, zachowują się w sposób dla nich charakterystyczny, czy zwyczajnie uwydatniają swoją podzielność uwagi. Jest to znacznie bardziej naturalne niż dialogi prowadzone w elementarzach, gdzie wyobraźnia podsuwa obraz dwóch/trzech/pięciu osób stojących w kółeczku niczym kołki wbite w ziemię i rozmawiających o dupie Maryni. A kompletnym kolosem, który zmiótł mnie z powierzchni autorstwa było stwierdzenie, że na początku historii nie można zbyt szczegółowo przedstawiać bohatera, bo czytelnicy tego nie lubią i zabija to przyjemność czytania, spłyca wyobraźnię. No cóż... nie zgodzę się. Ale co ja tam wiem...

    I tak oto, zamiast skupiać się na mocno rozkręconej akcji, ja lampię się w ekran monitora i rozkminiam, czy ten i tamten przecinek naprawdę ma rację bytu... noż...

🎵We Are Here for Each Other - Patryk Scelina🎶

środa, 8 grudnia 2021

OoooooOOoOO!

 Mmmmm... nawet zaczęłabym chodzić do kościółka. I w pierwszej ławce bym siedziała. Na roratach nawet!!!

🎵Santa Lore - IMAscore, Schwaben Park🎶

wtorek, 7 grudnia 2021

Jadąc na front...

     Ale pięknie wkomponował mi się utwór w sytuację ze Świata Wymyślonego. Nie będę opowiadała. Sami posłuchajcie.

    Oczywiście Marcus Warner💖


 

poniedziałek, 6 grudnia 2021

Urlop

     Pierwszy wolny dzień prawie za mną (tak, wiem, nie ma jeszcze dwunastej, ale otóż to, zaraz będzie). Praktycznie do tej pory niemal w całości spędzony na pisaniu, od godziny siódmej rano do jedenastej, w efekcie czego podczas czterech godzin napisałam czternaście stron szóstego rozdziału. I pisałabym dalej, gdyby nie obowiązki, zakupy, fryzjer etc. Tak, mając trzylatkę specjalnie biorę wolne, by wybrać się do fryzjera. To tak pół żartem, pół serio, uśmiechając się przez łzy.

    To się nazywa relaks. Słuchawki na uszach, znajome cztery ściany, świat wymyślony i przygody, jakich nie uraczę w ponurej rzeczywistości. Odpoczywam. Dokładnie w ten sposób się odstresowuję, relaksuję, wyciszam. Bardzo tego potrzebowałam po ostatnim tygodniu. Humor mi wraca. Podobnie entuzjazm. Naczytałam się mang i jeszcze kilka zalega na biurku w oczekiwaniu, w tym 32 tom Berserka. Mieszkając z rodzicami non stop słyszałam gadkę w stylu: wywal te głupie komiksy, dzieckiem nie jesteś. Albo: skończ grać w te durne gry, mądrzejsza od nich nie będziesz. Nauką lepiej się zajmij. I wiecie co? Durne gry nauczyły mnie spostrzegawczości, przyspieszyły moje reakcje i poprawiły koncentrację. Rozpaliły moją wyobraźnię i stały się inspiracją, podobnie jak głupie komiksy. Zero agresji. Agresja przychodziła w momencie, gdy zmuszona byłam wyjść do ludzi.

    Tępota, bezmyślność, egotyzm - tak opiszę swoje ostatnie obserwacje z przeludnionego marketu. Już po dziesięciu minutach spędzonych na przestawianiu cudzych wózków tarasujących przejazd oraz koszyków zostawionych między zatłoczonymi regałami i przepraszaniu ludzi godzinami kontemplujących prawdopodobną zawartość glutenu w bezglutenowym pieczywie doprowadzało mnie do szału. Fobia społeczna strzeliła w górę, uderzając pułapu początkowego stadium mizantropii. Tak, to była straszliwa sobota. Nie chcę tego powtarzać.

    Ale dziś jest poniedziałek. Wolny poniedziałek. Odpoczęłam od ludzi (do których znów muszę wyjść). Otworzyłam umysł i popłynęłam z weną. Nikt nie będzie mi mówił, jak mam żyć. Co lubić, a czego nie. Kogo kochać, a kogo nie. Z kim być, a z kim nie.

    Doprawdy, wkurwiają mnie płytkie osobowości, płaskie i odbarwione jak stare plamy zaschnięte na kanwie społeczności. Segregują ludzi dyktując swoje prawilności, a nawet dobrze śmieci posegregować nie potrafią. Autorytarne autorytety...

    Tak, kolejne spotkanie rodzinne za mną. Jak widać.

    A teraz z serii mojego samopoczucia:

    Bardzo dawno nie miałam kaca książkowego. Ale w sobotę ogarnęłam całą serię Nasze marzenie o zmierzchu i na koniec prawie się popłakałam. Jak rany... naprawdę zrobiło mi się przykro. A do tego po dziś dzień mam kaca książkowego i nie potrafię ruszyć Berserka...

🎵Game of Power - Iliya Zaki, Epic Score🎶

piątek, 3 grudnia 2021

Nowa odmiana

    Kwarantanna Paladynki trwała dziesięć dni. Wszyscy zdrowi. Nikt nawet nie smarknął (serio, nawet katar z jakim pachruść nie rozstawała się od września minął jak ręką odjął!). W praktyce dni siedem, nim przedszkole ogarnęło się w temacie i nas poinformowało o kontakcie z pozytywem. Dla mnie to i lepiej. I przyznam, że ten tydzień w znacznym stopniu odbił się na mojej psychice. Nie, nie miałam wolnego na dziecko. Nie, nie miałam nikogo do pomocy/opieki. Tak, praktycznie od rana do późnego wieczoru siedziałam z nią sama. Z nadaktywną trzylatką, wyjątkowo angażującą, absurdalną płaksą i wyjcem. Nie owijam w bawełnę, piszę jak jest. Nie będę rozwodziła się nad tym, jaki to mój bombelek słodki i cudowny, kiedy w ułamku sekundy potrafi przeistoczyć się w bestię z piekła rodem, przed którym nawet pies się chowa.

    Ale ja nie o tym.

    Zauważyłam, że znacząco wzrosła moja awersja do ludzi. Przez te siedem dni w zamknięciu, olbrzymim stresie oraz kompletnym braku rozrywki/relaksu/odpoczynku pogłębiła mi się fobia społeczna. Nie mam absolutnie żadnej ochoty rozmawiać z ludźmi. Unikam ich jak mogę, nie licząc interakcji społecznych wymaganych przy zakupach bądź w pracy. Jak tak myślę, to najwięksi psychopaci powierzchownie przecież byli miłymi, uśmiechniętymi ludźmi, na co dzień uprzejmymi i nie rzucającymi się w oczy. Cóż, chyba zaczynam ich rozumieć. Ich megawkurw sięgnął granicy. Zatem aby tego uniknąć, muszę wejść w tryb tumiwisizmu.

    Jakby tego było mało, w pracy zaczął się najbardziej hardkorowy okres, który pociągniemy tak do połowy stycznia. Nie należę do grona pracoholików, ale specyfika mojego stanowiska wywiera na mnie pewnego rodzaju presję, szczególnie że jestem odpowiedzialna za naprawdę wiele tematów jakimi zajmuję się w pojedynkę. Owszem, po części sama jestem sobie winna, mogłam wziąć opiekę, ale wystarczy, że nie ma mnie dwa dni, a moja skrzynka mailowa pęka w szwach. Niedawno świętowałam konkretny awans. A poza tym mam tak wspaniałą przełożoną, że resztka sumienia chyba by mi nie darowała. Więc skoro i tak pracuję zdalnie, a wyrozumiałe szefostwo wiedziało w jakiej jestem sytuacji, to... zagryzłam zęby i dawaj, przeżyję. Ale chyba się przeliczyłam. No i mam, co chciałam.

    Na dodatek znikąd pomocy. Teściów i rodziców nie prosiłam o pomoc co by ewentualnie nie pozarażać, szczególnie że mojego ojca w zeszłym roku ledwie wyratowali. A Neth... cóż, on wybywał do pracy już po siódmej (kiedy Paladynka wstawała), choć miał na dziewiątą i wracał przed osiemnastą (zanim położyła się spać). Zajebiście. Taki to pożyje. Jest świadom, jak bardzo mi tym dołożył.

     Tak więc jeśli czujecie się olani/odrzuceni/odepchnięci czy zapomniani - przepraszam, ale nie zachowuję się tak dlatego, że was nie lubię. Robię to po to, żeby poskromić negatywne uczucia jakie się we mnie gotują. I staram się jak mogę odzyskać entuzjazm oraz pozytywne nastawienie do życia. A na horyzoncie spotkania w gronie rodzinnym... i, o zgrozo, święta Bożonarodzeniowe.

    P.S. Jeszcze raz usłyszę, że "Dzieciątko komuś coś przyniesie", to naprawdę zrobię komuś krzywdę... albo bardzo głośno i wymownie westchnę, tak żeby słyszeli wszyscy przy stole.

  

🎵Colliding Worlds - Mark Petrie🎶

poniedziałek, 29 listopada 2021

2/5

    Kadr pierwszy w szczególności. Trzeci okazjonalnie. I nie potrzeba dalszego komentarza.

 

 🎵Dark Angel - Phil Rey🎶

sobota, 27 listopada 2021

Kwarantanna dzień 5

    Paladynka ma kwarantannę. Tylko ona. Ponieważ miała kontakt z dzieckiem o pozytywnym wyniku. Farsa. Dosłownie, bo zarówno Neth, jak i ja możemy swobodnie się przemieszczać (nie żebym narzekała, co to to nie). Ponadto, gdybyśmy zrobili jej test i wyszedłby wynik negatywny, to i tak musiałaby odbębnić kwarantannę. Jaki to ma sens? Według mnie nie ma żadnego, ale żyjemy w kraju, w którym absurd jest normą. Nie ma sprawy, nawet do tego jestem w stanie się przyzwyczaić. Metodą wyparcia co prawda, ale zawsze jest to sposób. 

    Tak, jestem sceptykiem w sprawach covidowych. Koniec tematu.

    I w międzyczasie szaleństwo zakupowo-świąteczne. Już zaczęliśmy gromadzić prezenty przed tym całym christmasowym wybuchem. O bogowie, ile to już lat odkąd przestałam czuć świąteczny klimat..? Nie pamiętam już. Jakoś w dzieciństwie zaczęło mi to przeszkadzać. Dlatego też chciałabym uczyć Paladynkę, że dawanie prezentów na Mikołaja i Święta Bożego Narodzenia to miła tradycja, a nie dzieciątka czy pulchni staruszkowie w czerwonych łaszkach. Jestem agnostykiem i daleko mi do oszukiwania trzylatki, ale ginę przytłoczona wyssanymi z palca argumentami krewnych. I poniekąd Netha, który mając skrajnie odmienne zdanie chce to kultywować. Z nim nie zamierzam stawać w sprzeczności. Nie z racji jego odgórnej przegranej, bo jako kobieta zapewne znalazłabym sposób na rychłe zwycięstwo, ale to nie o to chodzi by po prostu wygrać. Najwyżej niewinne kłamstewko będzie na niego. 

Myślę, że dalej też by się je znalazło, ale te są szczególnie wyraźne.


🎵Icarus (feat. Julie Elven) - Ivan Torrent🎶

wtorek, 23 listopada 2021

Utwory Zakazane

     Na chwilę obecną mam listę siedemnastu Utworów Zakazanych. Ku gwoli wyjaśnienia, są to utwory ściśle przypisane do konkretnych scen twórczości własnej. Absolutnie nie mogę ich słuchać podczas pisania, bowiem skutecznie zaburzają moją koncentrację. Rozpraszają mnie. Wybijają z rytmu jak mało co. A szkoda, bo przyjemnie się przy nich pracuje. Dlatego zwykle je przewijam, w efekcie czego słucham ich wyjątkowo rzadko. Ale kiedy już to nastąpi... to jest co wspominać.

    Niektóre są dziełem przypadku - trafiłam na nie jeszcze w czasach, gdy używałam sugestii Spotiego. Większość to wynik osłuchania się z następnymi. Jednak są i takie perełki, których już pierwsze nuty wywołują gęsią skórkę na całym moim ciele. Mogę ich słuchać na zapętlaniu przez godzinę. To melodie z rodzaju pierwszej miłości - słuchasz i widzisz wyraźnie co dzieje się w twoim świecie. Stabilne pomosty między światami. Żywe obrazy zdjęte z wielkiego ekranu.

    O bogowie, co tam się dzieje...

  

🎵Sorry - Phil Rey🎶

poniedziałek, 22 listopada 2021

Sentymenty a inspiracja

    Nie przepadam za ludźmi, ale to już wiecie. Mam fobię społeczną, ale o tym jeszcze nie wiecie. W związku z tym kategoryzuję znajome mi osoby na poszczególne grupy. A wśród nich są ci, do których mam głęboki sentyment.

    Jestem sentymentalna, owszem. Nie widzę w tym nic złego. Raczej dostrzegam w ludzkich sentymentach coś uroczego, o ile nie sięgają one znamion obsesyjnego rozpamiętywania przeszłości. Nie, to absolutnie nie jest urocze. Ale ja nie o tym. Po prostu czasem w chwilach takich jak ta wracam pamięcią do czasów, kiedy stawiałam pierwsze kroki pisząc jakieś powiastki i dzieląc się nimi na blogu temu poświęconemu. Tak poznałam dwie osoby, jakich w życiu na oczy nie widziałam. Dziewczynę i chłopaka. I naprawdę długo trzymaliśmy razem. Trochę było to takie kółeczko wzajemnej adoracji, ale poniekąd przypominało przyjaźń na odległość. Szczerą. Podobała mi się ich twórczość, a im podobała się moja. Kto wie, może obecnie są znanymi pisarzami tworzącymi pod pseudonimami? A może nie... W każdym razie mieliśmy podobne zainteresowania, dobrze się nam rozmawiało, nawzajem się inspirowaliśmy kiedy kogoś dopadał kryzys albo nie wiodło się w nastoletnim życiu... i wspólnymi siłami pokonaliśmy literacką wiedźmę będącą potomkinią polonistki! Zabawne to było. Ktoś musiał biedną uświadomić, że nie jest pępkiem świata. Padło na nas.

    Star, Nixion, jeśli kiedykolwiek to przeczytacie, to wiedzcie że o was nie zapomniałam. I jestem przekonana, że Wy o mnie także.

 

P.S. Neth klęknął przy ostatniej przeczytanej scenie. Były prztyczki i naprawdę się wnerwiłam. A teraz skórkowaniec sam podsuwa mi pomysły z punktu widzenia niewyżytego, wyuzdanego i pozbawionego skrupułów samca... a żeby było lepiej, czerpię z tego inspirację. O bogowie, cóż ja czynię?! E-he-he... czynię więcej niż to.

 

🎵Runestones - Antti Martikainen🎶

niedziela, 21 listopada 2021

Spontan

      Czasem myślę sobie: jaka to szkoda, że moje życie jest takie nudne, przewidywalne i pozbawione spontaniczności. Dlaczego nigdy nie uczestniczę w czymś zaskakującym, wystrzałowym i ekstremalnym? Czemu nic nie dzieje się w drodze do pracy/przedszkola/na spacerze z psem, jak bywa to w filmach i książkach? Jak rany, taki gwałtowny zwrot akcji, supermoce czy cokolwiek innego, równie szalonego.

    A potem mój rozum budzi ze snu chłodną logikę i w pełni swej apodyktyczności uświadamia mnie, z jakimi implikacjami się to wiąże. Musiałabym odpowiadać na cudze pytania, niekoniecznie w miejscu zdarzenia. Byłabym ciągana do odpowiedzialności za coś, w czym mimowolnie brałam bierny udział. Straciłabym wiele czasu na bezużyteczne czynności, jakich musiałabym się podjąć. Być może musiałabym uratować świat, choć zdecydowanie wolałabym wtedy siedzieć przed monitorem komputera...

    Nie. Zdecydowanie moje obecne życie jest zajebiste. Takie mi odpowiada. Za to walnę ekipie coś miłego, żeby im w piętunie poszło. Oni to lubią.

    Ach, wróciłam do pisania piórem wiecznym. Stary Duke wylewa niestety atrament, ale wciąż pamięta styl pisania - za to właśnie je kocham, za indywidualność przystosowawczą wobec posiadacza. Nowe pióro jest już w drodze. Może nie jakieś super eleganckie, zwykły Pelikan, ale spodobało mi się wizualnie. Niestety wychowano mnie w domu według szkoły: jak już pisać wiecznym piórem, to nie byle czym. Cóż. Przekorna z natury patrzę nie na markę, ale praktyczność i oryginalność. Nigdy nie lubiłam przyzwyczajania stalówek do charakteru pisma, ale kiedy w końcu się wyrabiały, wtedy tylko szukałam pretekstu żeby cokolwiek pisać na papierze...

🎵Sky Kingdom - Trevor Demaere🎶

środa, 17 listopada 2021

Kryzys twórczy #2

     Nadal nie potrafię wychwycić momentu, w którym nadchodzi. Niby ma to jakiś związek z kobiecym cyklem miesięcznym, niby pewne czynniki nakładają się na siebie, a mimo to siadam do pisania i... Disconnected. Please try again later! No dobraaaa, może jak pójdę po herbatę, to coś zaskoczy. Nie. W takim razie pewnie jestem głodna. Też nic z tego. Guma do żucia? Czasem pomaga... nie tym razem. Jestem rozkojarzona. Sfrustrowana. Ogarnia mnie dziwne napięcie trudne do rozładowania. Na dodatek mój mały cherubinek z niezrozumiałych dla mnie przyczyn w ułamku sekundy przeistacza się w anioła zniszczenia. Jakby tego było mało, utknęłam na czwartym rozdziale i wciąż coś mi się w nim nie podoba. Ładuję plik, patrzę na pierwsze zdania, po czym wstaję od komputera. Czytam książki albo mangi (wreszcie przyszły!), ale wena ma na mnie wyrąbane. Bawi w najlepsze cholera wie u kogo. Już nawet zaczynam pracować nad swoim nastawieniem żeby się nie dołować za każdym razem, jak tylko przeczytam jakiś bestseller. Najlepszym ćwiczeniem na własną słabość okazał się oczywiście Steven Erikson. Jego opisy i zdania długie na kilka linijek potrafią zmęczyć, ale mimo to pisze on wprost bajecznie. Chciałabym mieć choć część jego warsztatu, jest niesamowity. No i tworzy niezłe cegły (drukowane małą czcionką, żeby nie było). W każdym razie ma tak bogate słownictwo, że niejednokrotnie staje się dla mnie inspiracją, równocześnie przypominając o istnieniu pewnych wyrazów, jakie ja nagminnie gubię w odmętach klekoczącej pustką pamięci...

    Ale przynajmniej gapiąc się na te zdania przyłapałam się na kolejnym złym nawyku, jakim jest sprawdzanie ilości stron w rozdziale. Nie mam pojęcia co jest tego powodem, ale uparłam się, żeby nie przekraczać trzydziestu. Dlaczego nie? Dlaczego znów podświadomie się ograniczam? Jeżeli akcja jest wartka, to po co się szczypać i dzielić rozdział? Niech jest sobie ponad czterdzieści stron, a bo co? Niech czytelnik sam zadecyduje w którym momencie chce przerwać i odpocząć. Może przekartkuje strony i stwierdzi, że jednak da radę? Chyba że nastaje moment, w którym można zmyślnie podsycić ciekawość czytelnika i przenieść go w inne miejsce pozostawiając w stanie niepewności oraz subtelnego napięcia... Mam w planach kilka takich rozdziałów, przeze mnie nazywanych skoczkami. Jeden już napisałam i uważam go za naprawdę dobry, ponieważ przez cały czas trzyma w napięciu i pokazuje bohaterów z całkowicie odmiennej strony (z opinią zaczekam na mojego Krytyka-Korektora, ale on na II tomie utknął, kajsik w połowie...).

  

    Ostatnio zrobiłam sobie nową playlistę na Spotim. Taką, żeby już nie przeskakiwać piosenek. Tak, oczywiście. Oczywiście, że je przeskakuję...

🎵Mythic Legends (Remake) - Peter Crowley🎶

poniedziałek, 15 listopada 2021

Mam już dość świątecznych reklam

     A nie mamy nawet telewizora. Wystarczy mi u kilka wizyt u krewnych gdzie teleplepudło chodzi na okrągło, aby serdecznie znienawidzić całą tą świątecznie cukierkową otoczkę wprost ociekającą sztucznością. A mamy połowę listopada. To i tak dobrze, że nie październik.

    Jak rany, odczuwam ostatnio silną potrzebę ponarzekania sobie na wszystko i wszystkich. Tak po jesiennemu, przedzimowemu. W sumie otaczającym mnie ludziom wolę tego oszczędzić, toteż korzystam z sieci gdzie mało do kogo trafiają moje malkontenckie wynurzenia. Wyżalę się, może coś się zmieni i wracam do świata rzeczywistego, który bynajmniej mnie nie zadowala. A tym bardziej nie zadowala mnie fejsbyk...

    Serio, mam go raptem od kiedy? Od miesiąca? Bywam tam nie częściej niż raz w tygodniu i już zaliczyłam trzy nieudane próby logowania (nie moje). Może ktoś ma podobnego maila? Zresztą, miałam już zabawną sytuację z literówką w mailu. Takie rzeczy się zdarzają. Co nie zmienia faktu, że za każdym razem to zgłaszam. Chciałabym być wyrozumiała, ale nieufność w stosunku do ludzi przeważa nad moją dobrą wolą. Och, przy okazji, jakieś dwie zagubione w niebieskich odmętach dusze próbowały nawiązać ze mną znajomość ale cóż, zbawicielką nie jestem, niech szukają dalej. Poza tym żywię realną obawę o czyjegoś szpicla... a na fejsbyka przyjdzie jeszcze czas. Wierzę w to.

    Przyjemności przyjemnościami, a praca pracą. Zaczyna się accounting mayheeeeeem! Najwspanialszy okres w roku. Nadgodziny przewidziane. Czy już wspominałam, że najlepiej funkcjonuję w momencie, gdy gruba krecha dedlajnów podrzyna mi gardło? Tak? Jak rany... bydzie gryfnie. Albo będę wieczorami pisała hardkorowo zrypana, albo nie będę pisała wcale. Czasem jak akumulatory mam na wyczerpaniu to wymyślam całkiem niezłe motywy. Gorzej dla bohaterów. Dla nich te motywy wcale nie są takie przyjemne...

    I oczywiście kącik ulubionych memów. Oto mój aktualny stan po całych czterech dniach wolnego:

🎵Tian - Peter Roe🎶

sobota, 13 listopada 2021

Bez tytułu.png

    Godzina życia w galerii handlowej straszniejsza jest i bardziej męcząca, aniżeli osiem godzin spędzonych w pracy... ale jestem zadowolona. Po części. Kocham luźne t-shirty z oryginalnymi nadrukami. I się trochę obkupiłam w ulubionych sklepach.

    Swoją drogą, jak usiadłam po osiemnastej, tak przesiedziałam do drugiej nad ranem grając w The Sims 4... i mam kaca moralnego. Ani wczoraj, ani dzisiaj nie napisałam kompletnie nic (bujda, rozpisałam notatki i rozwinęłam kilka motywów, jednakże nie jest to postęp zauważalny). O bogowie... a spać się chce...


A i owszem, zsiłopad mamy...

🎵Withered - Kari Sigurdsson🎶


piątek, 12 listopada 2021

Co z tym czasem jest nie tak?!

    Dzień wolny w całości przeznaczony na twórczość chyli się ku końcowi. Zaraz pójdę po Paladynkę, przypichcę obiad,  pobawię się z nią, wróci Neth i tak do dziewiętnastej czas będzie się ciągnął. Nie żeby było mi z tym źle, ale właśnie spędziłam osiem godzin na pisaniu i nadal mi mało. Przeleciało jak godzina. Nie wiem kiedy. Następne trzy będą się ciągnęły jak osiem. A wszystko przez to, że ciągnie wilka do lasu. 

    Zamknęłam wreszcie 3 rozdział i zaczęłam 4. Idziem do przodu. Wciąż nie jestem zadowolona, ale to akurat nie podlega zmianom - zawsze jestem niezadowolona ze swojej pracy. Słysząc moje utyskiwania Neth zawsze się śmieje, bo dziś marudzę na czym powieść stoi, a po tygodniu stwierdzam że jednak wyszło całkiem elegancko. Nie rozumiem siebie samej. Może to ostry samokrytycyzm. A może to po prostu bogata twórczość Stevena Eriksona którego podziwiam, a do którego mi daleko jak Ziemi do Słońca (pokłon także dla świetnego tłumacza, oni też robią robotę!). W każdym razie dziś też się metaforycznie spałowałam. Ale co ja poradzę? W jakimś stopniu jestem masochistką.

    O masochizmie mowa. Wydawnictwo milczy. Powinnam oczekiwać na informację z ich strony, w końcu nie minęły jeszcze dwa tygodnie od wysłania materiałów. Ale jakoś cierpliwości nie mam. Jakiś taki niepokój dymi mi pod czaszką grożąc zaczadzeniem. Wszystko ma swój czas, a ja bym chciała na już. Niezdrowe. Bardzo niezdrowe. Jesienne przesilenie.

    Tak jak nie mam cierpliwości do siebie samej. Mam ochotę coś sobie kupić, ale co wyszperam jakiś szpargał w sieci to z miejsca dochodzę do wniosku, że wcale tego nie chcę/nie potrzebuję/a może innym razem. To tyle z mojego babskiego podnoszenia sobie humoru incydentalnym zakupem. Nawet gier na Steamie nie kupuję, bo i tak nie mam na nie czasu. O zgrozo. Co ja robię ze swoim życiem? Och, to akurat wiem - przeżywam je daleko stąd. I to również się nie zmieni.

    Ponad dwa lata odkąd zajęłam się pisaniem na poważnie, a wciąż czuję się tak:

 

    Z tą różnicą, że jak już się poddaję, to następnego dnia wracam z wkurwem. I choćby skały śpiewały dopnę swego. 


🎵Tower of Infinity - Peter Crowley (o bogowie, jakie ten energetyczny kawałek maluje cudne obrazy w mojej wyobraźni!)🎶

poniedziałek, 8 listopada 2021

Hamulce puściły

     Jeszcze niedawno jojczałam że zalegam z tekstem, choć terminy mnie nie gonią. Teraz już na to kicham i piszę rozdziały jak mi się żywnie podoba. Odnajduję w tym sens, przynosi to także lepsze rezultaty niż ograniczanie fantazji i zmuszanie się do pisania wedle chronologii. Oczywiście nie jest to pisanie na odwal, wręcz przeciwnie. Jeśli mam na coś ochotę, potrafię się na tym skupić i w związku z tym lepiej oddać nastrój, bohaterów, szczegóły oraz emocje. Nie rozpraszam się. Widzę scenę oczami wyobraźni i po prostu oddaję z dokładnością wszystko to, co zaobserwuję. Nienawidzę ograniczeń. Nie znoszę sztywnych ram w jakich zamykają się ludzie. A jeszcze bardziej nie lubię, gdy usilnie starają się w nich zamknąć innych. Jeśli mam ochotę napisać romantyczny wątek, a w aktualnie pisanym rozdziale naparzają się dwie armie, to robię sobie przerwę od zgiełku bitwy i przenoszę "naparzankę" na dwójkę bohaterów przebywających w zaciszu alkowy. Albo pozwalam im przeprowadzić wyjątkowo intymną pogawędkę zaważającą na fabule, cokolwiek wpisującego się w dalszą historię, a co czuję wewnątrz. Ewentualnie opowiadanie z uniwersum, na które długo już mam smaka... cały czas dopracowuję szkic, poszukuję wzoru dla jednej z postaci i jak ukończę zbieranie informacji, biorę się do dzieła. Mam już w planach tomik opowiadań. Tytuł też. I podział na dwie części. Neth czeka już na jedno z nich, albowiem wielce jest ciekaw przeszłości jednej z postaci... schlebia mi tym.

    Ale, ale! Znów te moje dygresje. Mając czas bawię się w najlepsze w swoim świecie, ponieważ jak zaznaczyłam w pierwszym akapicie, terminy żadne mnie nie gonią. Całość komponować będę gdy nadejdzie czas konkretnych zdarzeń, wtedy też naniosę poprawki i cokolwiek jeszcze będzie trzeba, zapewne niejeden wątek rozwinę, pogłębię. Reasumując, podczas redagowania III tomu napisałam jeden rozdział IV tomu oraz trzy rozdziały z VII. I co jakiś czas do nich wracam i coś zmieniam, bo płynnie zmienia się historia w zależności od nieprzewidzianych reakcji i zachowań bohaterów. To trochę jak próby przewidzenia przyszłości. Wiem jak się to skończy, ale nie do końca mogę mieć pewność jak do tego dojdzie. Dla mnie jest to przednia rozrywka.

    Mam już zapas tekstu, Neth utknął na II tomie, aktualnie ogarniam sobie na spokojnie III i w międzyczasie czekam na informacje z Wydawnictwa. Aż mnie skręca z ciekawości na myśl o projekcie okładki oraz korekcie autorskiej. Wciąż nie zrobiłam sobie zdjęcia. I jak tylko mój biogram pojawi się na stronie, nie omieszkam Was o tym poinformować. Proponowano mi wzorować się na biogramach ich doczesnych autorów, ale czytając je czułam się jak patologia z nizin społecznych. Byt o znikomej przeszłości i wcale ciekawszej przyszłości. Cóż, po części to prawda. Moja przeszłość jest dosyć, hm, pospolita. Niczym się nie wyróżniam spośród masy ludzi. Do momentu, aż się mnie bliżej nie pozna. Dlatego postawiłam na swój charakter i oddałam go w całości skupiając się na tym co robię, a nie na tym co i gdzie skończyłam. Ludzie nie muszą wiedzieć kim jestem, kto mnie uczył i kim są moi przodkowie (ha! szach-mat, korzenie mam szlacheckie!) wystarczy mi, że dowiedzą się co tworzę. I dlaczego. Sama mam takie podejście - nie interesuje mnie życie prywatne pisarzy i kompozytorów, ponieważ interesuje mnie wyłącznie to, co przedstawiają w swoich utworach. Nie oceniam ludzi przez pryzmat twórczości. Artyści żyją w co najmniej dwóch światach równolegle, nie na darmo zwie się ich dewiantami...

    ... jak choćby moje najnowsze odkrycie, mój ostatni muz, moja inspiracja i natchnienie wybarwiające wyobraźnię żywą paletą kolorów. Dotychczas myślałam że będący na podium Phil Rey pospołu z Anttim Martikainenem oraz Efisio Crossem są moimi idolami, ale stało się jak się stało. Zostali zdetronizowani przez Petera Crowley'a. O bogowie... już dawno nie zaspamiłam sobie playlisty utworami jednego kompozytora, a ten szaleńczy skurkowaniec skradł moje serce i oddać nie chce! Przez niego już mnie uszy bolą, bo od rana do popołudnia nie ściągam słuchawek z głowy... brakowało mi takiego powiewu świeżości, zróżnicowanego pod względem melodycznym, a jednak z każdym utworem (no dobrze, są orientalne wyjątki) nawiązującym do kultury Celtów. To by było na tyle porządkowania playlisty...

 

    No dobrze, moich ochów i achów nad krewetkami nadszedł ciąg dalszy. Bo są wspaniałe! Jeszcze Neth zwrócił mi uwagę że są jak tacy tyci Żniwiarze z Mass Effecta! Szczególnie ten ich moment lądowania na podłożu, jak żywcem wyjęty z Trylogii komandora Sheparda, aż z rozkoszą się na nie patrzy. Nie wiem tylko gdzie jest Alojz i Ambroży. Wszędzie roi się od raczków, a moje niebieściuchy gdzieś się zaszyły. Idę ich poszukać. A potem wracam do pracy ze świeżym umysłem.

 

 To nie nasze zdjęcie, powyższe zostało znalezione w necie. Najwyraźniej nie tylko my pokojarzyliśmy tych dwoje 😆


 🎵Prophecy of Victory - Peter Crowley🎶

piątek, 5 listopada 2021

Notatki...

     Mija trzeci dzień odkąd w wolnych chwilach wprowadzam notatki z luźnych kartek do komputera i robię kopie zapasowe w razie W... o bogowie, właśnie ogarniam zawartość IV tomu, a nie jestem nawet w 1/4. Zaczynam się niepokoić. Jeżeli to wszystko upchnę w jednej części, to tom 4 powinien być podzielony na dwa. Ale nie będzie, bo wtedy klęknie cała koncepcja septalogii z sentencjami łącznie. Niedopuszczalne. Najwyżej będzie cegła wydawnicza (o nie, nie pustak). Jak się nie spodoba, to będzie można pozbawić nią kogoś życia, dla przykładu wyrzucając ją z 10 piętra. Albo postaram się, żeby chociaż jej grzbiecik pięknie się prezentował (kocham serie książek z pasującymi do siebie grzbietami!). Osobiście ta część cyklu będzie... a nie powiem jaka będzie. Przeczytacie sobie. 

    Ha! Ja z wynurzeniami o czwartym tomie, a tu się dopiero pierwsza część pierwszego mieli w wydawnictwie. Jeszcze muszę zdjęcie dosłać... akurat mam bardzo niekompatybilną z aparatami twarz. Mniej więcej taką:

    Dlatego przeciągam sprawę w nieskończoność, aż w końcu będę musiała coś z tym zrobić. Albo raczej pozwolić sobie zrobić zdjęcie. Klękajcie narody, będę się na was gapić z tylnej okładki książki (liczę że jednak ze skrzydełka, co by zanadto nie straszyć potencjalnych czytelników) Albo nie będę się na was gapić. Nie będę patrzyła w obiektyw. Ach te problemy ludzi pierwszego świata... duperelami się przejmować.

    To może teraz trochę o Paladynce i jej samodzielnym spaniu, bo to się aż samo prosi żeby zapisać dla potomnych. Od razu zaznaczam, że jest bardzo dobrze. Śpi przez całą noc, czasem mówi przez sen. Raz zdarzyło jej się zawołać tatę po północy, ale Neth chwilę przy niej posiedział i cisza, zasnęła. I nadchodzi ten moment, który nie gorzej niż kawa stawia mnie na nogi... Godzina 5 rano, po korytarzu niesie się charakterystyczny odgłos pachruściowej galopady: tuptuptuptuptup. Nagle w drzwiach do sypialni staje wielce z siebie zadowolona Paladynka okrzykiem oznajmiająca: rodzice, już się wyspałam! Unoszę głowę i nagle jebs! Dostaję pluszową neonką w twarz... nie wiem co gorsze, pobudka na godzinę przed budzikiem, czy dostawanie rybą po pysku na dzień dobry.

    Nie, nie narzekam, raczej jestem zadowolona ze swojego życia. A kiedy daje mi ono cytryny, wyciskam z nich sok. Złośliwcom bezpośrednio do oczu. 
 
 

    Bardzo chcę do tego utworu napisać pewien rozdział. Co mnie powstrzymuje? Klimat. III i IV tom będą dosyć dramatyczne, wyjątkowo trudne dla kilku bohaterów, ale w V na pewno znajdzie się chwila wytchnienia. Musi. Ewentualnie, jeśli nie da mi spokoju, to napiszę ten rozdział z pominięciem chronologii i potem jakoś go dokoptuje do całości. Tak jak robię z tomem VII.

🎵Tomorrow is Yours - Phil Rey🎶

środa, 3 listopada 2021

Zależności

     Odkryłam zdumiewającą zależność między treścią rozdziałów, a upierdliwością czytającego je Netha. Im intensywniej opisuję sceny erotyczne, tym bardziej czepialski się on staje. Nie w stosunku do samych scen, bo zwykle pozostają one bez pomarańczowych oznaczeń (póki co dzielnie je znosi, aczkolwiek to dopiero początek...). Za to z reszty wychwytuje na upartego co się da, choćby nie wiem jak trywialne były to błędy. No dobrze, może nie tak trywialne, w końcu zdarzało mi się pominąć coś istotnego z racji wszechwiedzy autorskiej, tym samym gubiąc nieświadomego pewnych kwestii fabularnych czytelnika. Jak tak myślę, to może faktycznie za bardzo skupiam się na doznaniach i emocjach bohaterów, a pozostałe wydarzenia tak jakby przeprawiam? Nie, bylejakość do mnie nie pasuje. O czym dobitnie świadczy tarmoszony 2 rozdział... ech, ile by czasu nie potrzebował, tyle dostanie. Musi być doszlifowany jak należy.

   Banda na to zasługuje, nie mniej jak przyszli czytelnicy. 

 

O bogowie, kocham jego wyraz twarzy! 😂

 

🎵Return of the Heroes - Patryk Scelina🎶

poniedziałek, 1 listopada 2021

Nie lubię długich weekendów...

     Ostatnio myślałam że jest piątek, a był czwartek. Zdziwiłam się. W piątek zaplanowałam co będę robiła w poniedziałek w pracy. Zawiodłam się, bo przecież był długi weekend. Normalni ludzie cieszą się z długiego wolnego. Dla mnie to katorga. Zdziczałam na home office. Choć nie... właśnie pracując zdalnie czuję się rewelacyjnie. Sam na sam z psem i ludźmi po drugiej stronie laptopa. Nawet jeśli jest nawał pracy, to wciąż czuję się zrelaksowana i tylko wyczekuję wieczora, by zabrać się do pisania. Teraz mam zastój twórczy. Zamiast czerpać garściami ze względnego wypoczęcia (po powrocie do biura znów zacznie się wczesne wstawanie, dojazdy, itp., wieczorem będę wyprana po kilku godzinach spędzonych z ludźmi oraz Paladynką...) I z tego powodu czuję się sfrustrowana. W malkontenckim nastroju. Meh... znów będę marudziła.

    Oczywiście teraz żałuję, że na tak wczesnym etapie założyłam fejsbyka. To był błąd. Nie dość, że sam interfejs jest irytująco beznadziejny, to już sama funkcjonalność woła o pomstę do nieba. Ileż można usuwać sugerowanych znajomych? No ileż można usuwać durne, naprzykrzające się reklamy? Poza tym czuję się cholernie zdeprymowana. Wszyscy wszystko robią lepiej, wyglądają lepiej, zachowują się lepiej, po prostu wyidealizowani przedstawiciele gatunku ludzkiego, wręcz okazy pokazowe. Czempioni wystawowi. Na dodatek treści tam zamieszczane działają na mnie wyjątkowo demotywująco. Na moje własne życzenie, bo to ja sama zadręczam się niepotrzebnymi myślami, zamiast skupiać na pracy. Toteż ograniczyłam to dziadostwo do pojedynczego odwiedzenia dziennie. I z dziką rozkoszą zostaję tutaj, w moim małym zamkniętym świecie, w którym na własną rękę poszukuję motywacji oraz inspiracji. Zdecydowanie preferuję ludzi z jakimi mam kontakt okazjonalnie w świecie rzeczywistym. Bez filtrów, bez wyćwiczonej pozy, bez makijażu, bez wypychania stanika i bez wciągania brzucha. Nazywajcie mnie idiotką/idealistką, ale właśnie takich ludzi szanuję. Naturalnych. To w nich tkwi piękno. I nawet nie trzeba go szukać pod fizyczną warstwą chemii. Zresztą, wychodzenie do ludzi nigdy nie wychodziło na dobre mnie. I nie widzę powodu, by to zmieniać. Mam fobię społeczną. Nie powiem że dobrze mi z nią, ale też nie widzę powodu, by ją zwalczać.

    No i wróciły nieprzespane noce. Paladynka notorycznie budzi się w okolicy godziny drugiej nad ranem i trzeba ją przyprowadzać, tudzież przynosić, do naszego łóżka. A ja nie należę do osób, które prędko zasypiają. Raczej jestem z tych, co nie mają czasu na sen i zamiast się wyciszać z głową na poduszce rozmyślają nad cholera wie czym i po prostu w pewnym momencie się wyłączają. Czasem piszą o trzeciej w nocy notatki na telefonie. Najczęściej dotyczące fabuły i wydarzeń... W każdym razie na zdrowie by mi wyszło spanie z nią jak dotychczas, ale sama chciała spać w swoim pokoju. Trzeba iść za ciosem. Poza tym znów coś ją łapie i zaczynam nastawiać się psychicznie na kompletny kryzys twórczy przez kolejne dwa tygodnie. Jazda na trzy etaty mi nie służy.

    Jeśli już sobie tak wylewnie narzekam, to ponarzekam jeszcze, a co! No utknęłam na 2 rozdziale... i ni cholery nie potrafię wczuć się w akcję. Sytuacja nieco mnie przerasta (chłopaków zresztą też, czemu wcale się nie dziwię) albo mam ochotę na działanie, a nie odkrywanie tajemnic. Sama sobie jestem winna, bo skoro był ogień, to teraz pozostaje mi dym. Kurczę, pierwszy rozdział napisałam praktycznie od ręki a kolejne, napisane rok temu i wymagające poprawy, mrożą mi krew w żyłach, studząc także zapał...

 P.S. Tak, jestem po spędzie rodzinnym... widać efekt, prawda?

 

🎵White Lady - Louis Viallet (pocieszny kawałek)🎶

sobota, 30 października 2021

Kompletne zezwierzęcenie

     Ten tytuł to taki trochę clickbait. Wiem, o czym myślicie. I ja też o tym myślę, choć teraz może nie aż tak bardzo, jak jeszcze przed chwilą. Otóż, sfiksowałam na punkcie krewetek. Owszem, smaczne są, ale w akwarium pięknie się prezentują. I elegancko dbają o czystość. Ale do rzeczy. Neth z Paladynką pojechali dziś do zwierzarium zakupić kolejne rybochy i krewety (o bogowie, miałam trochę chwili na pisanie!). Z głupa rzuciłam hasło, że chcę niebieskie krewetki nie mając pojęcia, że takie naprawdę istnieją. I wrócili z mnóstwem rybów i krewetów. W tym dwoma niebieskimi. Z miejsca uznałam je za swoje i nazwałam Alojz i Ambroży. Nie znam ich płci, ale dla mnie to już są chłopaki (wtajemniczeni wiedzą 😏). I już się gdzieś zaszyli, nie sposób ich znaleźć. Pewno baraszkują w chaszczach.

    Domowe zwierzarium nam się rozrasta. Najpierw był gekon, potem pies, a teraz rybki, ślimaki i krewetki. Paladynka chce jeszcze kota, a ja myślałam nad jakimś ptactwem. Nie. Po krewetkach jest kropka. Dla bezpieczeństwa moich nerwów niech tak zostanie.

    W sumie taka nota o niczym. Chyba tylko po to, żeby rozkręcić wenę. Albo testowo, bo dziś pierwsza noc, kiedy Paladynka kładzie się spać w swoim pokoju. Zobaczymy, czy to wypali. Póki co wracam do chłopaków. I notatek. W III tomie dużo wychodzi na jaw. O ile nie wszystko. Nietrudno się zatem pogubić. Czas to pociągnąć w wiadomym kierunku, a i przydałoby się trochę świeżej muzyki. Przyjemności są wtedy jeszcze przyjemniejsze.

 

🎵A Place in the Stars - David Chappell🎶

czwartek, 28 października 2021

Dużo się dzieje, ale nie tęsknię za spokojem

     Zaczynam się zastanawiać jak mam na imię, ile skończyłam wczoraj lat i co ja w ogóle robię... a nie, to ostatnie akurat wiem. Chyba. Tracę poczytalność. Ale przynajmniej udało mi się przesłać wszystkie materiały w terminie i jestem z siebie dumna, bo w chwili obecnej tekst przechodzi korektę, grafika powstaje, propozycja opisu na tył okładki poszła, podobnie jak dwa biogramy - również na okładkę i jeden na stronę Wydawnictwa. Pozostaje już tylko ogarnąć zdjęcie, z czym będzie największy problem. Ale od czego są filtry...

    Wiecie co? W życiu bym nie pomyślała, że będę autorką pierwszego fanarta własnej powieści. Z wymyślaniem okładki miałam trochę zabawy i nieprzespaną noc, aż w końcu wygrzebałam coś w necie, naszkicowałam po swojemu i wysłałam z informacją o detalach, jakich sama nie potrafię uchwycić z racji kaleczenia sztuki rysunku. Z zapartym tchem czekam teraz na rezultat. Swoją drogą, już się urodziła mała anegdotka na ten temat. Oczywiście z udziałem Netha zaangażowanego w cały proces, a jakże. Podesłałam mu swoje wątpliwe dzieło, które on w swej szczerości skomentował (wcielając się w myśl grafika): mam nadzieję, że ona lepiej pisze niż rysuje... cóż, z ust mi to wyjął. Płakałam, gdy wysyłałam 😆 Nie, serio, jak powieść zostanie wydana, to wrzucę moje poronione cuda na fejsbyka, a niech mają czytelnicy trochę ze mnie śmiechu. Osobiście mi się podoba, jak na moje zdolności wyszło sensownie. Dobra, starczy pogrążania się. Tematy czekają.

     Z radością oznajmiam, że weszłam już na III tom, ten niedokończony. I od ręki napisałam 16 stron w dwa dni urlopu, który nie wiem kiedy przeminął. I mam ochotę pisać dalej. Zauważyłam, że dużo lepiej mi idzie świeże pisanie a nie poprawianie czegoś, co stworzyłam wcześniej. Szczególnie, że zaczynałam od dupy strony... wybaczcie wulgaryzmy, ale w tej sytuacji akurat idealnie oddają rzeczywistość. W każdym razie czeka mnie teraz nie lada wyzwanie z wcielaniem kolejnych motywów w życie. Ciekawe ile wyjdzie stron... I co ciekawsze, zastanawia mnie kiedy Neth przeczyta II tom (a jest dopiero przy 18 rozdziale... na 31 możliwych...). Chciałabym nanieść ostatnie poprawki, jeszcze raz przeczytać całość i przygotować rozpiskę wydarzeń (coś w stylu szczegółowego konspektu). Dopiero wtedy II tom odejdzie do poczekalni wydawniczej. O bogowie, a gdzie tu pełna septalogia... już w ogóle zwala z nóg myśl, że skoro każdy tom będzie miał ponad tysiąc stron, to... nie, nie myślę o tym nawet. Cóż ja wyczyniam?!

    Nieważne co wyczyniam, ważne w czym! Wyobraźcie sobie, że na urodziny zostałam obdarowana wyjątkowym kołonotesem (Jagódzie, to nie fair że znacie moje najskrytsze myśli!💖), na widok którego po prostu zwariowałam... To musiało być przeznaczenie, albowiem w przeciągu piętnastu minut od rozpakowania prezentu już znalazłam dla niego zastosowanie oraz zdobienia do wnętrza (podobnie Paladynka, która z miejsca zaoferowała się, że ozdobi go rysunkami). Otóż, będzie to mój kołonotatnik wydawniczy. Zapiszę tam wszystkie kontakty, daty od początku mojej drogi po jej kres, wartości, wysiłki, no wszyśko! I nawet znalazłam pasujące zestawy naklejek i znaczników. Ło Panie, Neth mnie przechrzci za te moje duperele papiernicze... nevermind, już zamówiłam. Postanowione! Niech mi służy i obym zapisała go w całości na przestrzeni kolejnych lat. Dziękuję Wam, Kochani! Bardziej trafionego prezentu nie mogłam dostać😍

 

 Pani swojego czasu... zobaczymy ile w tym prawdy 😏


Na zakończenie. Posłuchajcie tego.

  

🎵Tear Down the Bridges - IMAscore🎶

poniedziałek, 25 października 2021

Okładka

     W trakcie pisania pierwszego tomu miałam tysiące pomysłów na okładkę. Z bohaterami i bez nich. Symbolika. Kolory. No rewelacja. A gdy przyszło mi przesłać swoje sugestie odnośnie projektu, moją kreatywność gdzieś wcięło. No ni cholery nie wiem co chciałabym tam zobaczyć (generalnie wiem, co bym chciała, ale to raczej jak już pojawią się fanarty :3). Jakieś cuda niestworzone chyba. Czasu niewiele i prawdopodobnie zdam się na grafika. Po prostu mam tak, że im większy wybór, tym bardziej się gubię i wymyślam niepotrzebnie. Wszystko co przeglądam nijak mi się podoba. Dam się zaskoczyć, byle pozytywnie...

 

🎵Sacrifice - Sami J. Laine, Atom Music Audio🎶

niedziela, 24 października 2021

Spojrzenie na świat

     Jest dla mnie wielce ciekawym, w jaki sposób artyści specjalizujący się w poszczególnych dziedzinach sztuki czują i przekazują swoje emocje, wrażenia, doświadczenia, a nawet głębokie refleksje. Jakie spojrzenie na świat mają malarze, w jaki sposób myślą i co widzą w umysłach, zanim chwycą za przybory do szkicowania/rysowania/malowania. Jedno pociągnięcie pędzla dla postronnych jest smugą farby na płótnie, a dla nich samych zalążkiem dzieła, być może życia.

     Jak to się dzieje, że ludzie tworzą muzykę, komponują intensywnie emocjonalne melodie, bogate i pobudzające wyobraźnię. Co w ich głowach siedzi, że są w stanie stworzyć coś tak niebywałego? Co ich inspiruje? Czym się kierują? Jak dążą do przekazania światu swoich odczuć?

     Z pisaniem już tak się nie dziwuję. Zdaje mi się, że to dość prosta forma przekazu: słowo pisane-czytane. A może najzwyczajniej dla mnie jest proste. Bo czasem pojedyncze słowo jest właśnie jak pociągnięcie pędzla, stanowcze i wyraźne. A czasami pojedyncze słowo można opisać niczym muzykę, skomplikowaną i złożoną. Za pomocą słów można stworzyć obraz tego, co chce się przedstawić. Można przygotować tekst piosenki lub wiersz pod melodię duszy. Rysunkiem można odwzorować literacki opis, utworem można oddać emocje zawarte na kartkach książki. Gdybym miała określić czym dla mnie jest pisanie, właśnie tak bym to ujęła: muśnięcie grafitu o kredowy papier, nieśmiały nacisk palców na klawisze konsoli. Coś powstającego z nicości, wymagające czasu i przestrzeni, szlifów z każdym kolejnym podejściem, by mogło nabrać ostatecznej, nierzadko urzekającej formy. Pisanie jest dla mnie czymś pomiędzy. Barwy widać. Tony słychać. I właśnie te dwa aspekty przenikają się w słowie pisanym które widać, a które można również usłyszeć.

    Jak rany, zawsze fascynowała mnie ludzka psychika i traktujące o niej psychologia oraz socjologia. Nie, nie jestem typem człowieka, który będzie chodził za ludźmi i ich analizował. Ograniczam się do obserwowania i wyciągania wniosków w obrębie własnego umysłu. Po prostu zachwyca mnie różnorodność ludzkich stanów emocjonalnych, bogactwo zamknięte w umysłach, kreatywność, a także zdolność niekonwencjonalnego myślenia. Niestety coraz częściej wszystkie te elementy są w ludziach tłamszone, a nawet zabijane przez pewne grupy społeczne. 

    Proszę Was ze szczerości serca: nie pozwólcie się zabić. Nie pozwólcie innym decydować za siebie. Bądźcie sobą i róbcie to co kochacie i z tymi których kochacie pamiętając, by nie krzywdzić przy tym innych. Zbyt długo już miałam podcinane skrzydła by przyjąć prawdę taką, jaką jest w rzeczywistości. Dopiero teraz mogę je rozłożyć na pełną rozpiętość. I właśnie to robię. Otoczona przez ludzi, przy których naprawdę jestem sobą. I których kocham.


🎵Thousand Planets - IMAscore🎶

piątek, 22 października 2021

Grubo

     Ostatnie trzy, niemal cztery dni spędziłam nad przygotowaniem pierwszej części pod wysyłkę do korekty redaktora. Tak, części. Pierwszy tom pod druk wynosi ponad 1100 stron i mogłabym to oczywiście wydać w formie cegły, jednakże zarówno koordynator jak i ja doszliśmy do wniosku, że byłby to strzał w kolano z oberwaniem nogi przy samej dupie (przy czym on nie wyraził się tak dosadnie). I ma słuszność. To będzie mój debiut, nie mam wyrobionego nazwiska, nikt mnie nie zna, nie wie czego oczekiwać po pani Iksińskiej. Cena takiego tomiszcza byłaby zbyt wysoka aby potencjalni czytelnicy kupili go bez wahania. Już sama jego grubość mogłaby podziałać na moją niekorzyść, bo to jak kupowanie kota w worku (sama wielokrotnie się spaliłam, a potem plułam sobie w brodę na dofinansowywanie szmatławców). Rozbiłam więc tomidełko na dwie części i w sumie nie był to zły pomysł. Pierwsza część kończy się w całkiem ciekawym miejscu, co może zaostrzyć apetyt. I przede wszystkim w drugiej części rozkręca się akcja zarysowana w pierwszej, będąca preludium do drugiego tomu. Swoją drogą chciałabym ten drugi już zamknąć tak pod kluczyk...

    Oczywiście rośnie we mnie obawa, że żelazna kurtyna zastoju opadnie i odetnie mnie od mojego świata, od weny. Przez minione cztery dni w chwilach wolnych od redagowania siedziałam i zastanawiałam się jak ja to w ogóle napisałam?! O bogowie, czy dam radę pisać tak dalej? Neth twierdzi że drugi tom wyszedł lepiej od poprzedniego, a ja tylko tępo patrzę przed siebie i nie wiem co robię. Stwierdziłam że dla rozkręcenia weny napiszę dziś coś innego, może wrócę do Mężczyzny z Koszmaru, do Nurklika i Niewiem. Nie, nie oceniajcie mojego warsztatu na podstawie blogowej opowiastki i postów, nie czytam ich bowiem więcej niż jeden raz przed opublikowaniem. Zdarzają się błędy, a owszem, ale nie piszę tego pod druk, pod czytelników wykładających na to fundusze (bez urazy, nie uważam blogowych czytelników za gorszych). Powieść Główną mam już tak wycioraną, że wiem w którym rozdziale co i jak. A niektóre sceny to mi się po nocach śnią... nie no, naprawdę, to co mi się ostatnio po nocach śni to już totalna abstrakcja.

    Tak przy okazji. Na fejsbyku nie będę się rozpisywała. Raczej będą tam notki informacyjne dotyczące punktów zwrotnych, z czasem może jakieś ciekawostki dla czytelników czy nie wiem co się tam jeszcze robi. Nic jeszcze nie wydałam, nie wybiegam więc zanadto w przyszłość skoro teraźniejszość ma wyższą wartość. 

    Teraz najważniejsze jest rozhuśtanie weny. Nie po to wzięłam dwa dni urlopu, by bezproduktywnie spędzić je na kanapie. Chcę pisać. Czytać też, ale pisać bardziej!

poniedziałek, 18 października 2021

Złośliwości

    Moja wena jest wyjątkowo złośliwa, by nie rzec, że po prostu wredna. Wyobraźcie sobie: leniwa niedziela podczas której cokolwiek nie robicie, to w głowie wciąż macie wydarzenia ze świata pisanego, świetne dialogi, emocje bohaterów przez was przepływające i tak dalej. Marzycie tylko o tym, by ugotować wreszcie ten obiad i zasiąść do pisania. Nawet Paladynkę już uczymy, że rodzice także chcą mieć chwilę dla siebie. Czasem wychodzi i sama się czymś zajmie, czasem nie i łazikuje za nami krok w krok. No i spójrzcie: wczoraj trochę się zajęła sobą, toteż wykorzystałam czas na wprowadzanie zmian w obecnie rozpracowywanym rozdziale. Super, pomysły same wyskakują z głowy, różnorodne słowa trafnie opisujące sceny napływają, tylko korzystać. Myślę sobie, Paladynka pójdzie spać, to będę miała bite trzy lub nawet cztery godziny na pisanie. I takiego wała. Przeczytałam jej Kicię Kocię na dobranoc, Neth zajął się usypianiem, siadłam do komputera i... co ja tu właściwie robię?

    Ależ się wściekłam przez to pokrętne poczucie humoru cholera wie czego... Akurat czasu miałam tyle, by skończyć 30 rozdział i dziś zaczynać 31. No nie ma bata, nie czuję tego. Nawet muzyka mi nie podchodzi. Jak dziś skończę te pięć stron, to będę szczęśliwa, bo i tak mam już ponad dwa tygodnie obsuwy z powodu nieoczekiwanego upadku na zdrowiu sprzed tygodnia, a jestem dopiero na pierwszym (z czterech) etapie konstruowania tomu. W tym roku chcę zacząć działać z trzecim tomem, póki nie gonią mnie poważniejsze terminy. Ale z drugiej strony za każdym razem powtarzam, że nie będę rąbać po łebkach. I oczywiście nie będę, każdy rozdział otrzyma tyle uwagi i skupienia, ile potrzebuje, a ja muszę sobie tylko poględzić...

    Tak na poprawę humoru wrzucam mój ulubiony memson. Cokolwiek go wyróżnia, mnie rozśmiesza do łez za każdym razem:


🎵Claim Your Weapons (feat. Atrel) - Christian Reindl🎶

czwartek, 14 października 2021

Kryzys twórczy

    Umowa z Wydawnictwem podpisana. 

    Rozdział 29 zamknięty. 

    Wchodzę w fazę kryzysu twórczego i jak zwykle popadam w paranoję, że tak mi już zostanie.

    Zjebka za 16 rozdział od Netha (w sumie słusznie mi się oberwało, bo powinnam rozdzielić go na dwa, a pojechałam streszczeniem, jak nie ja).

    Wszystko co czytam, uważam za miliard razy lepsze od tego, co piszę.

    Żeruje na mnie samokrytyka.

    Reasumując: potrzebuję motywacji. Albo po prostu czasu. Albo energii, jak niżej...

🎵Hope and Glory - Jo Blankenburg🎶



środa, 13 października 2021

Moje teorie matematykowe...

     Niepoczytalny i nieobliczalny to bardzo podobne słowa opisujące bardzo podobny stan. 

    Niepoczytalny powstało z myślą o humanistach.

    Nieobliczalny powstało z myślą o ścisłowcach.

    Tak po sprawiedliwemu. 

 P.S. Jo wim, że niepoczytalność określa zaburzenia psychiczne, a nieobliczalność świadome, nieoczekiwane dla otoczenia reakcje. Po prostu powyższe nasunęło mi się na myśl i nie odpuści, dopóki tego nie zanotuję. Innymi słowy, ludzie niepoczytalni równocześnie bywają nieobliczalni.

  

   Mimo to wciąż...

🎵Rise of the Immortals - Sound Adventures🎶


wtorek, 12 października 2021