wtorek, 27 grudnia 2022

Są odmienne typy, które nazywają "sortem"...

         Ach, święta. Okazja do obserwowania rodziny w naturalnym środowisku. Hałas. Awantury. Czepialstwo. Upierdliwości i inne wciórności. Z przyjemnością wróciłam do roboczej codzienności i spokojnej rutyny. Za to, jak już wspomniałam, miałam trochę czasu na obserwację. Nie tylko rodziny. Po prostu ludzi. I jeszcze mocniej utwierdziłam się w przekonaniu, że pustelnictwo jest mi pisane. Siedzenie "w szafie", co może być zrozumiałe bardzo dwuznacznie. Najbardziej jednak przerażają mnie ludzie, którzy za cokolwiek się biorą, natychmiast przeobrażają to w konkurencję...

        Znacie to uczucie, kiedy usłyszeliście utwór, który głęboko zapadł Wam w pamięć, puszczacie go na forum publicznym i nagle pada setka zdań typu "o, to ja znam coś genialniejszego!", "meh, znajoma komponuje lepiej", "ty, a posłuchaj tego! To dopiero coś!"? I tak się zastanawiacie, o co właściwie chodzi, skoro chcieliście tylko pochwalić się ulubionym utworem, pogadać o nim? Albo oglądacie serial, zagadujecie szukając wspólnych tematów i to samo: "trzy odcinki w weekend?! Ja obejrzałam trzy sezony!" albo "nie oglądaj tego szitu, XYZ sobie zobacz". To samo z książkami, grami i czymkolwiek jeszcze. Rywalizacja. Pęd. Nie mam pojęcia za czym. Po co. Przez to strasznie mi brzydną tytuły i wykonawcy. I nie wiem, czy tylko ja tak mam, czy inni też się z tym spotykają, ale nie podoba mi się to. Wracam do szafy, gdzie w spokoju mogę się oddać słuchaniu muzyki, oglądaniu seriali, czytaniu książek czy graniu w gry. Albo pisaniu. Z tym ostatnio gorzej, bo spędy rodzinne doprowadzają mnie do obłędu i nijak nie potrafię wieczorami skupić się na powieści. A jak mam pisać na odwal, to wolę zrobić sobie przerwę.

🎵 Maruder - Epic North 🎶

piątek, 23 grudnia 2022

Oddział chorych na raka - Aleksander Sołżenicyn

         Biorąc się za tę książkę myślałam, że mocno się zdołuję. Że treść pogrąży mnie w beznadziejności ludzi ciężko chorych, bez perspektyw na przyszłość, na normalne życie. Cóż, w wielu przypadkach pozostawali bez szans. Bezsilni. Ale nie tylko pacjenci i ich rodziny. Bez szans i sił byli także lekarze - nie konowały, które z polecenia snuły się po szpitalu, byle pieniądz się zgadzał, lecz ci, którym zależało na ozdrowieniu podopiecznych, dla których stracony pacjent był życiową porażką. Już dawno w tak intensywny sposób nie przeżywałam książki.

        Bezsilność. Dla mnie to był motyw wiodący tej historii, na którą składało się kilkunastu bohaterów o złożonych charakterach, naturalnych i skrajnie różnych życiorysach - postaci żywych i plastycznych, sympatycznych i antypatycznych, inteligentnych i prymitywnych. Nie mogłam się oderwać od wydarzeń rozgrywających się w ceglanych ścianach pawilonu numer trzynaście. Nie mogłam przestać zamartwiać się o Diomkę i Olega. Nie mogłam przestać złorzeczyć Jefriemowi i Pawłowi. Nie mogłam przestać współczuć Wierze i Ludmile.

        Nie mogę pominąć głębokiego przesłania politycznego, ale i tak to robię.

        Na zakończenie: myślałam, że mocno się zdołuję. I zdołowałam się, lecz nie realiami osób chorych, nie współodczuwaniem ich niedoli. Bardzo mocno zabolała mnie konkluzja, że na przestrzeni dekad zmieniły się rzeczone realia, ale ludzie nie zmienili się ani odrobinę...

środa, 21 grudnia 2022

Dziwne myśli nachodzą, kiedy jest się chorym

        Jak choćby taka, że przechodząc grypsko tysiąclecia czuję się jak facet przechodzący katar - umieram. O bogowie, jakie sceny kreuje odurzony lekami przeciwbólowymi umysł, kiedy skóra piecze, a mięśnie płoną, łomotem rozsadzając czaszkę! Większość czasu leżąc nie ma się zbyt wiele pola do popisu, wyłącznie notatnik w telefonie - a i to w chwili względnej świadomości. Za to zatapianie się w wydarzeniach toczących Estarion... Nie, wolałabym nie przebywać tam fizycznie w tej chwili. To zdecydowanie poszło nie w tę stronę, którą zakładałam. Ha! Za to dopracowałam pomysł pancerza dla pewnych wyjątkowych koni...

          Rozłożyło mnie w niedzielę tak srogo i sążniście, że nadal cierpię od bólu napuchniętego gardła. Tak to jest, kiedy nawet choroba w tym kraju zapomina, jak powinna funkcjonować i katar leci nie nosem, a gardłem, ale cóż. Bywa. Lepsze to niż coś znacznie gorszego. Przynajmniej dziś już normalnie posiłki spożywałam, bez potrzeby rozkładania ich na drobne porcyjki. W każdym razie granie się skończyło, pisanie się przerwało, pozostała tylko praca i w wolnych chwilach czytanie książek lub komiksów - jedno i drugie mogę robić na leżąco i przerywać, gdy tego potrzebuję. Ewentualnie dopisać coś do aktualnych scen, sporządzić notatki do następnych, wprowadzić coś nowego, jakieś spostrzeżenia, zmiany. Innymi słowy: jestem bezustannie aktywna w kronikarskim polu. Estarion nie śpi. Khaldun nie śpi. Ale ja muszę.

        Ach, w związku z pancerzami, odezwała się moja memiczna natura. Znalazłam kontrmem dla jednego z moich ulubionych - poniżej!

Kto gra, ten zna... W każdym razie nie gram kobietami. Zdecydowanie wolę zawiesić oko na tym cudzie po prawej... Co prawda naręczaki tego pana są niepełne - brak w nich nałokcic - ale brałabym w ciemno! Ach te płytowe zbroje... (tylko nie blachara proszę!) Eeeeto, w każdym razie! Kontrmem! Tak!

Jeżeli to jest zbroja płytowa, to bałabym się o własną moralność grając magiem 😆

🎵 Memory of a Dream - Peter Crowley 🎶

sobota, 17 grudnia 2022

W grudniu po południu

         Dni takie jak ten są miłą odmianą od codzienności. Szczególnie, że ostatnie dwa tygodnie spędziłam w domu z chorą Paladynką, jednocześnie pracując zdalnie w najbardziej morderczym okresie, czyli na przełomie roku. Myślałam, że coś wieczorami popiszę, ale jazda na trzy etaty wysysała ze mnie siły w stopniu pozwalającym wyłącznie na czytanie lub granie. A że wreszcie na Steam wyszedł Assassin's Creed Valhalla, to już w ogóle wsiąkłam. Rewelacyjna gra.

        Wracając do dnia dzisiejszego - Paladynka czasem wymyśla własne słowa, które skrzętnie zapisuję, jeśli są wybitnie oryginalne. No i masz ci los, dała życie nowemu bohaterowi, nadając mu niesamowite imię. Wpisuję je w przeglądarkę, a tam miła dla oka informacja, że nie znaleziono wyrażenia. W piątej księdze Elegii znajdzie! Nazwisko stworzyłam z pomocą koralików z literkami do nawlekania na nitkę (i brzmi pięknie salaldahadzko!). Losowałam i układałam, a kiedy wydawały się sensowne, skrupulatnie nanosiłam na papier. Dziś napisałam scenę wprowadzającą go do historii i już go polubiłam. Jak rany, ja tam wszystkich bez wyjątku lubię... Napisałam też moment łączący wattpadową historię Nimb Tarlatahru z Elegią o Nieśmiertelnym (dla chętnych podrzucam motyw przewodni, do którego wprost bajecznie płynęłam przez wydarzenia: Neon Drifter - Antti Martikainen 💖)

        Najwyraźniej brakowało mi pisania przez ten czas. Bałam się, że po tak długiej przerwie poleje się woda ze ścieku, a nie krew. Nie, leje się krew. Najczystsza. Szlachetna. I chociaż najwięcej jej będzie w WSB, tak w ZŻ nie zabraknie emocji i przygody.

Neth wysłał mi powyższy obrazek. No wypisz-wymaluj chłopaki 😍
 
 
🎵 Neon Drifter - Antti Martikainen 🎶

Drażliwe tematy - Neil Gaiman

         Nie przepadam za opowiadaniami. Są krótkie, nie odnajduję w nich punktu zaczepienia, a niewiele - naprawdę niewiele! - z nich budzi we mnie niedosyt. Neil Gaiman pisze świetne powieści, ma fenomenalną wyobraźnię i godną podziwu fantazję, ale jego opowiadania w żadnej mierze do mnie nie przemawiają. Nawet próbując w nie wniknąć, by je zrozumieć, mimowolnie zaczynam się nudzić. Zdecydowanie wolę głęboko fabularne serie z bohaterami, do których wracam na drodze toczącej się historii.

        Wielokrotnie mierziły mnie długie, wybitnie złożone zdania ("Problem z Cassandrą" to całkiem ciekawe opowiadanie, ale złożone z osiemnastu wersów zdanie to jakiś koszmar...). Znalazłam też prawdziwe perełki w postaci opowiadania o igloo powstałym z książek, czy choćby synu, który nigdy nie wrócił z rejsu.

        Ogólnie trochę mrocznie, czasem powiało grozą, jednak nie na tyle, żebym nocą zapalała światła w mieszkaniu idąc do toalety.

wtorek, 13 grudnia 2022

Assassin's Creed - Christie Golden

        Jedna ze słabszych książek napisanych przez jedną z moich ulubionych autorek - Christie Golden. Podejrzewam, że jest to wynik bazowania na cudzym filmowym scenariuszu, jak gdyby Christie tylko go "wzbogaciła", nie wkładając weń zbytnio serca. Wcale mnie to nie dziwi, szczególnie że jej własna twórczość (przede wszystkim z uniwersum Warcrafta) stoi na naprawdę wysokim poziomie. Niestety, w moim odczuciu Assassin's Creed fabularnie reprezentuje amerykańskie rozrywkowe kino akcji... z rażącym pominięciem podstawowych praw fizyki. Do obejrzenia filmu nie zachęca. Niemniej czego złego by nie mówić, w książkach z uniwersum Assassin's Creed zawsze podobało mi się przeplatanie nowożytności z "historycznymi" wydarzeniami minionych epok.
        Dla smaczku, po epilogu dodano "Regresje", czyli krótkie opowiadania dotyczące pobocznych asasynów - Moussy, Natana, Lin oraz Emira.
 
 
 👇

poniedziałek, 5 grudnia 2022

Dom Łańcuchów - Steven Erikson

         Monumentalne dzieło. Wybitnie epickie. Stworzone z fenomenalnym rozmachem. Zgadzam się z tym wszystkim, ale i tak wydarzenia z czwartego tomu "Malazańskiej Księgi Poległych" śledziłam raczej z chęci doczytania do końca, aniżeli zaspokojenia ciekawości czy przyjemności. Niemniej podobał mi się o wiele bardziej niż poprzednie i uważam, że warto tego molocha przeczytać, ale wyłącznie gdy jest się fanem dark fantasy. Co wrażliwszych odbiorców ta poniekąd antyutopijna powieść stłamsi i zdołuje. Tu nie ma miejsca dla książąt na białych koniach czy happy endingów. Za to jest go sporo dla Podpalaczy Mostów. I bardzo dobrze.

👇

piątek, 2 grudnia 2022

Melancholijny miesiąc roku

         Aaach, obkupiłam się pysznymi herbatkami. 6 grudnia wychodzi Assassin's Creed Valhalla na Steam. W pracy rozpoczęliśmy "tryb zimowy", toteż pracuję w domciu pod kocysiem. Wieczorkami pisanko i relaksik. Świąteczne prezenty dla dzieciorsów już kupione. Jeszcze tylko przetrwać rzekę krwi i normalnie żyć, nie umierać! Lubię zimę, ale tylko wówczas, kiedy nie muszę się ruszać z domu albo jeździć po sklepach.

        A teraz tak na poważnie. Lubię sobie ponarzekać, jak statystyczny Polak, ale naprawdę jestem szczęśliwa. I nie chodzi tu o chwalenie się, a raczej zwracanie uwagi na małe przyjemności, pierdolety, które sprawiają, że człowiekowi jest lepiej. Nie prowadzę Instagramowego życia. Nie bryluję w mediach społecznościowych. Raz spróbowałam i dogorywałam po tym przez miesiąc. To nie dla mnie najwyraźniej. Otaczam się ludźmi, których mogę nazwać przyjaciółmi (zaliczam do nich także Netha i Paladynkę!), z którymi lubię spędzać czas. Którzy podnoszą mnie na duchu, choć czasem palnę coś bez zastanowienia albo zawalę w istotnej (dla mnie) kwestii. Dopiero teraz rozumiem, że terapeutyczne "wyjście do ludzi" nie oznacza randomowego tłumu. Oznacza właśnie tych, którzy mają na nas zbawienny wpływ.

        Chyba o tym nie wspominałam, ale mój ojciec zaczął czytać "Białego Elfa". Cóż, nigdy nie mieliśmy zbyt dobrego kontaktu. Kiedyś myślałam, że to przez rozbieżność charakterów, ale teraz już wiem, że to tak naprawdę wynik podobieństwa. Jednak na wiele tematów mamy skrajnie odmienne spojrzenie i czułam się dziwnie widząc, jak kartkuje strony mojej powieści. Przerażało mnie to, chociaż po raz pierwszy dojrzałam w jego oceniających oczach dumę. Zlekceważyłam to spostrzeżenie uważając, że na siłę doszukuję się tego, czego nie ma. Głęboko zakorzenione lęki dały o sobie znać. Ale na jego prośbę dałam mu egzemplarz i czyta. Sukcesywnie. I jestem zdumiona, bo wcale nie ocenia, tylko rozmawia, pyta, docieka. Podsunął mi nawet całkiem oryginalny pomysł, który zamierzam wykorzystać w przyszłości. Niesamowite. Czytelnicy mogą narzekać na "Białego Elfa", na słowotok, na pierdołowatość Esta, na cokolwiek zechcą, ale dla mnie zyskał właśnie na wartości. Bo zbliżył do siebie ludzi, którzy całe doczesne życie byli sobie obcy. Wreszcie nawiązali porozumienie, rozpoczęli dialog.

        Nigdy nie jest za późno.

🎵 Heavy Drop - Antti Martikainen 🎶

wtorek, 29 listopada 2022

Tęga rozkmina nad betareaderami

         Doszłam do wniosku, że chyba przydałby mi się jakiś betareader [osoba na zlecenie czytająca i oceniająca utwór literacki przed jego wydaniem]. Neth oczywiście spełnia moje wygórowane wymagania - naprostowuje mnie, jak za bardzo popłynę, konstruktywnie krytykuje, podsuwa pomysły na urozmaicenie sceny i tak dalej, ale jednak nie jest szczególnie obeznany z literaturą. Nie uważam tego za wadę. Według mnie to nawet zaleta. Ma nieskalany umysł. Hehe.

        Podsunęłam mu więc zamysł na współpracę z betareaderem, który przyjął z entuzjazmem. No i zaczęła się mózgoburza. Będę się streszczać. Spasowaliśmy z tym pomysłem... Nie zdobędę się na współpracę z żeńską betareaderką, bo niestety kobiety uważam za zawistne (mam w tej materii spore doświadczenie, żaden mężczyzna nie potraktował mnie tak, jak traktowały właśnie one). Natomiast ciężko byłoby znaleźć betareadera płci męskiej chętnego do wczytywania się w sceny męsko-męskie. Neth na szczęście nie ma z tym problemu (wycwaniaczył się i Esta wyobraża sobie jako kobietę)...

        I tak oto pomysł umarł, zanim zdążył wykiełkować. Na szczęście pomysły na kolejne wydarzenia fabularne rozwijają się nad wyraz pomyślnie.

🎵 Mythic Legends (Remake) - Peter Crowley 🎶

czwartek, 24 listopada 2022

Zaczął się końcoworoczny koszmar...

        Jak co roku o tej porze - zimno, wietrzno, deszcz na dworze. Zapieprz zrobił się nieziemski, mimo spiny - powiew klęski... Oj tak, przygotowywaliśmy się do tego już w październiku, żeby w tym roku mieć mniej roboty i byłoby nam się udało, gdyby nie... przeprowadzka! Zapragnęli wykorzystać okres zimowy na generalny remont całego piętra! Jak rany, dwa dni pakowania kartonów przy jednoczesnym ogarnianiu spraw bieżących, których końca nie widać. Jestem wypruta. Pewnie nie ja jedna...

        To tak pokrótce. Jeśli chodzi o Elegię, zamknęłam pierwszy rozdział WSB. Teraz to już pójdzie, szczególnie że mam 64 strony notatek (czcionką 10). Ostatnio nie za wiele czasu było na pisanie, ale teraz to się zmieni, rzadziej do biura będę jeździła, więc wieczorami nie będę aż tak zmęczona. Niestety, przebywając wśród ludzi potrójnie zużywam energię i mimo że w pracy mam naprawdę fantastyczne towarzystwo, to wieczorami po prostu zdycham. Pomijam smutnych ludzi na przystankach, w komunikacji miejskiej, w sklepach, przedszkolu. Jestem aspołeczna, a jednak moim uniwersalnym wyrazem twarzy jest uśmiech. Nie rozumiem tego.

        Zmęczenie. Tak. Chciałam zagrać w coś niewymagającego. Chociażby nekrosem w betę DeCztery. I co? Okazało się, że już ją zakończyli... No więc pozostały mi tylko screeny. Którymi chętnie się z Wami podzielę.

        Mmm, gra łotrzykiem sprawiała mi wielką przyjemność. Nie ulega wątpliwości, że będzie to mój faworyt. Przynajmniej do czasu, kiedy nie pojawi się paladyn/krzyżowiec.

        Wraz z postępem zmienił się wizerunek... Kurdka, nie potrafiłam się zdecydować, jak Kattek ma wyglądać >.<

I na pamiątkę: pierwsza legenda w DeCztery 😆

 

🎵 You're Not Lost - Phil Rey 🎶

piątek, 18 listopada 2022

Jeden dzień Iwana Denisowicza i inne opowiadania - Aleksander Sołżenicyn

        To prawda, że czytam głównie książki z gatunku fantasy i science-fiction, ale prawdą również jest, że czytam wszystko, co uznam za interesujące. Z twórczością Aleksandra Sołżenicyna już dawno miałam ochotę bliżej się zaznajomić, szczególnie z "Archipelagiem GUŁag", a że wyhaczyłam świetną promocję w księgarni, to nie mogłam przejść obojętnie i... kupiłam kilka pozycji w twardej oprawie. No i masz, trzy opowiadania zawarte w tej pozycji przeczytałam dosłownie gubiąc się w rachubie czasu. Trudno mi jest cokolwiek napisać o tak osobistej w odbiorze, mocno wpływającej na wrażliwość literaturze, więc się streszczę.

        Jeden dzień Iwana Denisowicza to dla mnie niejako dowód na przykry fakt, że nawet w skrajnie łagrowych warunkach człowiek jest w stanie przyzwyczaić się do ponurej, brutalnej codzienności, wpaść w rutynę i wieść żywot niewolnika, jak gdyby innego nigdy nie miał. A zarazem gorzki, choć barwnie opisany obraz typowego dnia z życia więźnia łagru. Smutne to, choć czasem, podczas lektury, odnosiłam wrażenie, że zekom nawet odpowiadała narzucona przez innych rzeczywistość - praca niejako sprawiała im radość.

        Zagroda Matriony. Głębsze przemyślenia zostawię sobie, ale napiszę tyle, że tknęła mnie przedstawiona historia. Tak mocno, że całość przeczytałam na wdechu. Na wydech nie znalazłam czasu...

        Zdarzenie na stacji Koczetowka pozostawiło po sobie nieprzyjemne, śliskie poczucie niepokoju. Nie potrafiłam się oderwać od lektury i nawet nie chciałam, a gdy już to zrobiłam, okazało się, że skończył się tekst. I czuję się z tym dziwnie. Nigdy się nie dowiem, jak bardzo wspomniane w tytule zdarzenie zmieniło życie Zotowa. Piszę "zmieniło", a nie "odmieniło", bo podejrzewam, że mocno skrzywiło psychikę młodego, dającego z siebie 120% normy lejtnanta...

 

sobota, 12 listopada 2022

Tym razem też bez tytułu

         No i draft trzeciej księgi, czyli roboczo BJK, ukończony. Wchodzę na czwartą - WSB. Przy czym do ostatniego rozdziału z poprzedniej wracam, bo co rusz coś mi świta, że powinno być, a nie ma. Standard.

      W WSB Est stanie przed sumą wszystkich swoich strachów i jednym - nieznanym - więcej. Bohaterowie nie będą mieli (z nim) lekko, a złodupcy... będą, ale nie zdradzę co. Patrząc na notatki myślę, że do niezłego kociokwiku tu dojdzie. Ciekawi mnie, czy już w BJK Czytelnicy będą zastanawiać się nad pewnymi zwrotami akcji. Ja się nie zastanawiam, bo znam dalszy bieg wydarzeń... Za to Neth jest już na dziesiątym rozdziale i ma rozkminę. Tak po prawdzie to ja też, bo między 10 a 37 miałam gigantyczny rozstrzał czasowy... Jak odpocznę od wydarzeń z trzeciej, a Neth zgłosi obiekcje i poprawki, wtedy szarpnę całość ciągiem, żeby wyłapać ewentualne zgrzyty fabularne. Nie powinno ich być, ale nie wykluczam takiej możliwości - zresztą, na błędach uczę się najszybciej.

        Heh, Neth chyba powoli zaczyna rozumieć, dlaczego jedną szczególną postać darzę platoniczną wręcz miłością 😆 O kogo chodzi? To tajemnica. Żeby nie było, że Estariońska Kronikarka kogoś faworyzuje! 🙊 A poniższy komiks niesamowicie odpowiada tej konkretnej postaci. Szczególnie uniwersalny wyraz twarzy 😂

🎵 Ragnarok - Edgar Hopp 🎶

piątek, 11 listopada 2022

Assassin's Creed Valhalla. Saga Geirmunda - Matthew J.Kirby

        Bardzo przyjemnie spędziłam czas nad powyższą książką i z chęcią do niej zasiadałam w wolnych chwilach. Być może dlatego, że wprost zakochana jestem w "Sadze Winlandzkiej". A może dlatego, że jest to raczej mało wymagająca lektura.

        Na pewno atutem jest mocno wyczuwalny już od pierwszych stron książki skandynawski klimat za czasów podbojów wikingów. Subtelnie wpleciony weń wątek świetnie znany z uniwersum gier "Assassin's Creed" jest dodatkowym smaczkiem, który wcale nie psuje opartej na faktach historii. Zawód poczują jednak osoby, które spodziewają się, że postać Eivor wiodąca prym w grze również tu jest stroną narracji - nie, w książce jest wyłącznie epizodyczną bohaterką drugoplanową. Ogółem bohaterowie są plastyczni i różnorodni, przystępni w odbiorze, mnie jednak brakowało głębi pomiędzy nimi. Geirmund i Steinólfur bardzo szybko skradli moją sympatię, od początku widać w nich siłę, honor, odwagę i lojalność względem siebie. No i ten niewymuszony, naturalny męski humor...!

        Opisy są lekkie, a zarazem barwne i szczegółowe, silnie oddziałujące na wyobraźnię. Podobnie rzecz ma się z warsztatem sprawiającym, że czytelnik po prostu unosi się na falach fabuły, nieubłaganie mknąc do nieco przewidywalnego finału, który chciałoby się odwlec w czasie przy jednoczesnym nieprzerwanym czytaniu. 

 👇

poniedziałek, 7 listopada 2022

Ooo bogowieee, jakie to dobreee...!

         Nie ma mnie. Gram. A voice acting w całej serii jest po prostu balsamem dla mej skrzywionej duszy! Paladin Mike i Tiny Tina szczególnie!!! 😆

wtorek, 1 listopada 2022

Wattpad...

         Dałam się namówić... na założenie konta na Wattpadzie. Bo wreszcie mam co wrzucić do sieci! 😆

        Od pewnego czasu chodził za mną jeden z bohaterów, który pojawi się dopiero w trylogii wieńczącej. Niemniej jednak zaintrygował mnie do tego stopnia, że postanowiłam tchnąć w jego historię życie już teraz. Wydarzenia przedstawione w >>Nimbie Tarlatahru<< będą biegły równolegle do fabuły Elegii o Nieśmiertelnym, lecz pokażą konflikt z zupełnie innej perspektywy - pozornie obojętnych na losy ludzi isetualethartczyków, imperialnych elfów znanych ze swojej głęboko zakorzenionej ksenofobii.

        Młody Ziffant, niczym nie wyróżniający się posterunkowy z zachodniej stanicy Nimbu Tarlatahru, oraz tajemniczy, ekscentryczny Oro, jako pierwsi stają się ofiarami toczącego Khaldun obłędu spowodowanego wyszczerbieniem Macierzy Mocy. A kiedy aroganckie Imperium Isetualethartu bez wyjawiania powodu odmawia wsparcia estariońskiej monarchii w Wojnie Szalonego Boga, nikt nie podejrzewa, z jakimi problemami boryka się Błogosławiony Imperator...

        
        Tak na marginesie, to próbuję coś zrobić ze swoim "słowotokiem" - dla mnie każde zapisane słowo jest potrzebne 😂

🎵 Wings of Kynareth - Jeremy Soule 🎶

poniedziałek, 31 października 2022

Jeden z "tych" dni

         Tak, dzisiejszy dzień niewątpliwie należy do rodzaju tych, w których rozkojarzenie sięga apogeum, nic mi nie odpowiada i na nic nie mam ochoty. Apatia oraz postępująca za nią gnuśność rządzą się w najlepsze, korzystając z mojego chwilowego roztargnienia. Siadam do pisania, a w głowie kompletna pustka. W porządku, robię przerwę. Zasiadam do książki (a obecnie wciągnęłam się w wyjątkowo dobrą pozycję), czytam klika zdań i jakoś tak wyobraźnia mi szwankuje. Odkładam. Nawet muzyka nie maluje w moim umyśle barwnych obrazów nadciągających wydarzeń. To znak, że pora zająć się czym innym. Jak choćby katowaniem bety D4. Zapowiada się na fenomenalną produkcję, o ile czegoś nie spieprzą. Yacoszek, to jest gra, o której Ci wspominałam, ale nie mówiłam nic więcej, bo i tak jeszcze nie wyszła 😉

        Druga sprawa. Odkąd Neth zaczął szykować nowy regał, nerw mnie nie opuszcza. Wyobrażacie sobie, że aby postawić regał w mieszkaniu, trzeba kuć ścianę działową? 😆 Wyglądało to mniej więcej tak:

 
Nie, regał nie będzie na przestrzał. Na zdjęciu nie widać, ale ten w salonie wrócił już na swoje miejsce. Po prostu drugi (czwarty) znajduje się od strony przedpokoju. Stykają się pleckami.
 

A oto i on. Neth sam robił pomiar, ciął i składał go do kupy. Wreszcie wysokie półki na wysokie książki, które nie muszą już wystawać poza ani leżeć na wąskich półkach w salonie! Jak rany, doczekałam się.


Na koniec obecny widok z korytarza. Nim książki staną na półkach, konieczne jest ogarnięcie bałaganu i naprawienie ściany po stronie pokoju dziennego... Pomijam już, ile czasu spędziłam na sprzątaniu pyłu czy tam ogólnego syfu powstałego podczas "remontu". Nie wspomnę, jak na nerwy działają mi sprzęty i elementy wciąż zalegające nie na swoim miejscu... Ale efekt końcowy jest piorunujący. I nie mogę się doczekać, kiedy staną na nim pierwsze książki!

🎵 Talisman - Mark Petrie, PostHaste Music 🎶

niedziela, 30 października 2022

Gorath. Uderz pierwszy - Janusz Stankiewicz

         Jak rany, mam wyjątkowo mieszane uczucia w stosunku do powyższej pozycji. Z jednej strony jest to debiut, co doskonale rozumiem i mrużę oko, z drugiej - przeczytałam w Internecie tyle zachwalających opinii, że wyrobiłam sobie konkretne oczekiwania. Poprzeczka skoczyła w górę. I wtedy przypomniałam sobie, dlaczego nienawidzę czytać recenzji przed sięgnięciem po książkę... W związku z tym stworzyłam skalę, na podstawie której mierzyć zaczynam przeczytane tytuły.

        Zainteresowanych zapraszam niżej.

👇

wtorek, 25 października 2022

Bywa i tak...

     Czy nie mając oczekiwań, można czuć się zawiedzionym? Najwyraźniej. Cóż, popełniłam błąd wychodząc do ludzi. Okazuje się bowiem, że na przestrzeni lat moja fobia społeczna wcale nie została zredukowana do poziomu lekkiego zestresowania odczuwalnego podczas interakcji społecznych. Dowiodło tego wyjście ze strefy komfortu. I co, spece od pisania poradników o osiąganiu sukcesów? Pierwszy krok to wyjdź ze strefy komfortu. Wyszłam. Na bardzo długo. Walczyłam. Ale walczyłam ze sobą, zamiast - jak dotychczas - ze sobą kooperować. Wszystko, co zrobiłam w dobrej wierze, obróciło się przeciwko mnie. Została frustracja, zniechęcenie i poczucie braku wartości. Wracam do siebie. Do mojego małego, nazywanego introwertycznym świata. I wiecie co? Chyba tak będzie najlepiej. Nie nadaję się do tego. Zachowuję się sztucznie i tak też się czuję. A moi przyjaciele znają mnie na tyle by wiedzieć, czego się po mnie spodziewać.

        Dlatego też teraz, zamiast się zrażać, piszę z myślą, że kiedyś Paladynka sięgnie po koje książki, przeczyta je i pomyśli: "łał, co za świat! Ile możliwości!" I sama zacznie pisać. Okaże się lepsza i wskrzesi historię, która go zapoczątkowała. Pod warunkiem, że to ONA będzie tego chciała. 

      W związku z powyższym, ulatniam się z fejsbyka. To był błąd, że próbowałam zagrzać tam miejsce. Tam, gdzie panuje tłok, nigdy nie znajdzie się przestrzeni dla siebie. Dlatego w młodości uciekłam od subkultur. Dlatego nie przesiadywałam na forach czy innych Internetowych spędach, tylko małych, samotnych blogach. Gdzieś, gdzie nikt mnie nie znajdzie, gdzie będę robić to, co mi się żywnie podoba. Wtedy czuję się najlepiej. I nie widzę powodu, żeby to zmieniać.

        Wróciłam za to na lubimyczytac.pl - można się tam udzielać, ale można też wyłącznie uzupełniać biblioteczkę, pisać własne opinie, oceniać przeczytane pozycje. Trochę posprzątałam bałaganu, dodałam ostatnio przeczytane, wyrzuciłam śmieci sprzed x lat. I patrząc po statystykach zauważyłam, że wcale nie oceniam książek tak krytycznie, jak myślałam. Muszą być naprawdę tandetne albo wybitne, żebym dała najniższe bądź najwyższe noty - a takich jest mało. Patrzę szerzej na to, co czytam, sumuję plusy i minusy, czasem przymrużę oko.

       Tymczasem... Pora skończyć notatki i szykować się do nynania. Jutro wcześnie pobudka, koniec leniuchowania! I kawusia z rana...

🎵 Crossing the Rubicon - Phil Rey 🎶

poniedziałek, 17 października 2022

Z muzyką przez świat... ot, za pan brat!

       Teoretycznie miałam sobie popisać o tym, jak to ostatni rozdział rozszczepił się na dwa... Miałam nadzieję, że ten będzie ostatni, ale panowie postanowili inaczej. Mają zbyt wiele do powiedzenia/zrobienia/itd. Zresztą, przygotowań jak i samego wymarszu nie mogę potraktować po macoszemu. Nie róbmy dziadostwa. I tak oto rozdział 36 nie jest rozdziałem wieńczącym BJK 😶 W pierwszym drafcie będzie ich 37. No już trudno. I tak dawno przekroczyłam 1000 stron... 

      Korzystając jednak z okazji, że zostało mi jeszcze sporo powierzchni do zapisania, odniosę się do tytułu posta. Wreszcie mogę sypać nazwami jak z rękawa. Akurat rewelacyjny utwór leci w słuchawkach, aż chce się pisać! Co prawda to Dos Brains, którzy zajmują kilka pozycji na Liście Utworów Zakazanych, ale nie o nich teraz mi chodzi. Bez urazy.

      Estarion. Pozornie zwyczajna kraina zamieszkiwana przez ludzi, choć znajdzie się wśród nich kilku(nastu?) wygnanych imperialnych elfów, masę półelfów - którymi isetualethartczycy gardzą - oraz sporadycznie krasnoludów. Baśniowe zwierzęta dawno już wytępiono, a ziemie podporządkowano ludzkim potrzebom. Ludność uznawana za wysoko cywilizowaną. Magia wiodąca praktykowana jest przez czaromiotów z dziedziny czarodziejstwa. Ustrój polityczny - monarchia. Główna siła militarna leży w rękach Zakonu Paladynów, których funkcję zwierzchnika, czyli arcypaladyna, piastuje obecnie rządzący król. Władza wraz ze stanowiskiem dziedziczona jest w linii krwi.

       To na tyle informacji o krainie, którą przyjdzie Czytelnikom poznać w pierwszej księdze, czyli właśnie Białym Elfie. Bez szczegółów, które zdradziłyby wątki z drugiego tomu i kolejnych ksiąg. Co ma wspólnego z muzyką? Bardzo wiele. Bo nikt inny, jak Phil Rey Gibbons, nie oddaje z takim mistrzostwem klimatu Estarionu, z cholernym Zakonem Paladynów na czele! Praktycznie zdominował moją playlistę poświęconą tej części Khaldunu. >>TUTAJ<< zamieszczam link dla chętnych do osłuchania się. Co jakiś czas dodaję nowe świeżynki, które wpadną mi w ucho. Och, i nie sugerujcie się, proszę, tytułami - różnie to w moim przypadku bywa. Nie chcecie wiedzieć, jakie utwory mam pod etykietką "romantyczne"... 😅

 

      Co prawda poniższy komiks niewiele ma wspólnego z tematem poza gatunkiem, ale w budowniczym na dwóch ostatnich kadrach wprost się zakochałam! Jego mina jest bezcenna, godna uwiecznienia 😂

🎵 Winged Knight - Phil Rey 🎶

niedziela, 16 października 2022

Wspomnienie Lodu - Steven Erikson

      Jeżeli jeszcze kiedyś ktoś mi powie, że wiedzie popierdolony żywot, to odpowiem, że popierdolona to jest fabuła Malazańskiej Księgi Poległych. Życie może mieć co najwyżej skomplikowane... A o samej pozycji co mogę napisać? Że na pewno nie jest to moje "oooch, aaach". Orgazmu bynajmniej nie dostawałam, czego pozazdrościć mogę chyba wszystkim postaciom żeńskim w tej książce. Serio, napakowanych testosteronem twardzielek mam już po dziurki w uszach. Erikson nie potrafi tworzyć słabych postaci. Ale warsztat ma niebotycznie piękny. Choć... jeśli chcecie znać moje zdanie i nie boicie się spoilerów - patrzcie niżej!

piątek, 14 października 2022

Wena wrócił!!!

      Wena wrócił i nagle pisze się tak, jak gdyby nigdy się nie stracił. Serio, dziewięć stron draftu ciągiem i gdyby nie "piątek, piąteczek, piątunio!", pisałabym chyba jeszcze. Uwielbiam tych dwóch (z racji niewtajemniczenia jednego z bohaterów, nie mogę wypowiadać się o nim głośno bez spoilowania). Neth chyba nie podziela mojej opinii, ale on nie rozumie ich skomplikowanej, bromantycznej relacji 😆

      Jak by nie było, jestem już przy finale Trzeciej Księgi. I patrząc na ilość stron zaczynam się zastanawiać, czy nie podzielić rozdziału na dwa krótsze. Generalnie nie widzę potrzeby, ale wiecie, jak to ze mną jest. Zaraz niebożęta wyskoczą z czymś, co wybałuszy mi oczy i zetnie krew w żyłach. Szczególnie Est i jego pomysły z metaforycznej "czapy". Ale tym razem kto inny kradnie zakończenie. Mam nadzieję, że będzie moc...

 
🎵 Impossible - Thomas Bergersen, Two Steps from Hell, Merethe Soltvedt 🎶

P.S. Nie, nie jestem fanką hate-love...

poniedziałek, 10 października 2022

10.10.2022!

       A tak serio, to mało entuzjastyczna jestem dzisiejszego dnia. Fajnie, premiera Białego elfa i w ogóle. Ale jakoś tak... nie odczułam tego. Z drugiej strony - ślubu też tak nie odczułam. Narodzin Paladynki również. Chyba przestałam cokolwiek czuć. Albo tak się tym zawczasu jaram, że gdy przychodzi do rzeczywistego świętowania, nie mam już na to najmniejszej ochoty...

      Po dłuższej przerwie przeczytałam sobie dotychczas napisany rozdział wieńczący III Księgę i... podoba mi się. Zapewne kilkanaście razy zmienię jeszcze zdanie. Ale tak dla własnej świadomości piszę, że póki co jest dobrze. Zostały mi dwie sceny do napisania i kończę BJK. Neth siądzie dziś do 9 rozdziału. W poprzednim prawie nic nie zaznaczył na czerwono, ze trzy wyrazy typu powtórzenie czy niepasujące do kontekstu/sytuacji. Poważnie, jak Est czasem palnie... Wyrabia się chłopak.

       Z kolejnych nowinek, to rozwód profili fejsbykowych. Za dużo ludzie na imiennym mi się udzielają, przez co autorski zdycha 😆 Premiera nabrała mocy prawnej, toteż prywatny pozostaje prywatny, a Estariońska Kronikarka zaczyna wieść prym w świecie Khaldunu. Posty w formie opowiadań, przemycone w ten sposób informacje itepe. Cokolwiek, choć nie wróżę sukcesów. Będę przeszczęśliwa, jeśli Novae Res da zielone światło na wydanie drugiego tomu. Jest zdecydowanie lepszy od pierwszego, co najlepiej widać ciągiem czytając całość. Niestety, 1100 stron to jednak przegięcie (nie dla mnie, lubię takie kobyłki).

      Druga informacja. Przygotowuję słowniczek pod Elegię o Nieśmiertelnym. Powstanie co prawda na blogu, ale udostępniony na autorskim chyba będzie się aktualizował... prawda? Sprawdzimy, jak już coś napiszę i przypnę na tablicy, czy jak to się tam zwie. Najwyżej będzie tylko tu, trudno. Internety nie bogowie, nie da się ich ograć tak łatwo.

      Ostatnie... Zrobiłam etykietę z memami. Będę pod nią podpinała wszystko, co kojarzy mi się z Elegią. Oczywiście na etapie wydawniczym, co by nie spojlować czytelnikom serii. Już teraz podsyłam rozterki pewnego "dzieciaka"... (O bogowie, no cały on! 😂)

🎵 As The Sun Rises - Mark Petrie, PostHaste Music 🎶

poniedziałek, 3 października 2022

Emocjonalny rollercoaster...

     O bogowie, jak dawno mnie tu nie było. Błąd! Ogromniasty! Szczególnie, że przesadzam z fejsbykiem... zdrowo. Znaczy się, choro przesadzam. Za dużo interakcji społecznych. Niby godzina dziennie, ale zaczynam zaniedbywać inne sprawy. Znaczy te bardziej rozrywkowe - czytanie i oglądanie, ewentualnie granie... Och, granie to dopiero będzie! Nie żebym dostała zaproszenie do zamkniętej bety Diablo IV, nieee, no przecież nie mogłabym się tym nikomu pochwalić... 😊😏

        Dobra, ekscytacje na bok. Wrzesień był dla mnie wyjątkowo kiepskim miesiącem. Pod każdym względem kiepskim. Mamy piździernik, a ja nadal nie wypoczęłam po urlopie 😆 No doprawdy. Przynajmniej po trzech tygodniach paskudnego kataru widzę poprawę... Zaczynam żyć w duchu nauk Maga, pozytywy we wszystkim odnajduję. A przynajmniej się staram. Choć to, co opisuję w powieści, z pozytywami mało ma wspólnego. Dopieszczam ostatni rozdział III Księgi żeby z czystym sumieniem przejść do IV, na myśl o której wręcz tuptam z niecierpliwości. Neth aktualnie czyta 8 rozdział z III. Źle chyba nie jest, ale początek III w moim odczuciu mocny nie jest. Zresztą, w moim odczuciu nic z mojej twórczości nie jest mocne 😐

        Mocny mam podpis autorski. Znając życie, używać go będę raz do roku 😆 W każdym razie wygląda lepiej niż poniższy tekst.

🎵 Champion of the Radiant - Revolt Production Music 🎶

sobota, 1 października 2022

Leksykon Kroniki Estariońskiej (w trakcie przygotowania)

BIAŁY ELF - Księga I Elegii o Nieśmiertelnym


Bohaterowie:
Estalavanes - biały elf, uczeń Maga.
Luiza - człowiek, córka opiekunów z Cichobrzegu.
Derek - człowiek, syn opiekunów z Cichobrzegu.
Mag - człowiek, doradca przywódcy Kompanii Najemnej Niedźwiedzi.
Velren - imperialny elf, najemny tropiciel szkolony na agenta.
Lydrian - człowiek, najemny wojownik specjalizujący się w ochronie.
Colonell - człowiek, tropiciel Kompanii Najemnej Niedźwiedzi.
Elurielle - człowiek, kapłanka w służbie Sarvatesa.
Obserwator - humanoid, sługa Pana.
Pan - humanoid o niezrównanej sile.
Złowieszczy Niedźwiedź - człowiek, przywódca Kompanii Najemnej Niedźwiedzi.
Travis Arnelt - człowiek, sztukmistrz magii użytkowej, mistrz alchemiczny.



Miejsca:
Cichobrzeg - niewielkie miasteczko na zachodnim wybrzeżu Estarionu.
Estarion - ludzka kraina rządzona przez monarchę.
Khaldun - świat.
Aneil’Aranth - stolica Estarionu, a zarazem centralny ośrodek Zakonu Paladynów.



Organizacje:
Kompania Najemna Niedźwiedzi - najlepsza w Estarionie organizacja najemna (ludzka) prowadzona pod przywództwem Złowieszczego Niedźwiedzia.
Zakon Paladynów - zamknięta organizacja militarna będąca jednocześnie siłami zbrojnymi Estarionu. Na jej czele stoi arcypaladyn.



Terminologia:
Noclegownia - gospoda działająca od wieczora do świtu.
Wszechmocni - według wierzeń: trzynastu twórców świata i Macierzy Mocy, istoty obdarzone nieograniczoną mocą sprawczą, czczeni przez rasy zamieszkujące Khaldun.
Pozaświat - jeden ze światów równoległych, przynależny zmarłym. Według wierzeń, strzeżony przez Trzynastego Wszechmocnego.
Wtrącać trzy tarcze - miedziana tarcza jest estariońską walutą o najmniejszym nominale [grosz].
Macierz Mocy - otoka magiczna świata.



Panteon Wszechmocnych:
  1. -
  2. -
  3. -
  4. -
  5. -
  6. -
  7. -
  8. -
  9. -
  10. -
  11. -
  12. Sarvates - Wielki Anatom, ceniony przez felczerów oraz medyków nie będących użytkownikami magii (również nazywanymi kapłanami).
  13. -



Zapis dat w formacie estariońskim:
Przykładowo: 17d’9m’22r2t - czyli kolejno: siedemnasty dzień dziewiątego miesiąca dwudziestego drugiego roku drugiego tysiąclecia (17.09.2022).



Części składowe Macierzy Mocy - otoki magicznej Khaldunu:
  1. Energia magiczna - energia pozwalająca wykorzystywać moc zaklętą w ciele dotkniętym Macierzą Mocy (zasób).
  2. Esencja - błędnie nazywana duszą, nierozerwalnie połączona z energią magiczną. Nazwa często stosowana zamiennie z “energią magiczną”. Wyczuwalna dla smoków, poszukiwaczy oraz poprzez Macierz Mocy (czynnik). Esencja jest zapachem w mocy.
  3. Nurt - prądy mocy tajemnej płynące przez świat, nośniki sygnałów, przejawów oraz manifestacji magii. Smokom oraz wybitnym czaromiotom pozwalają widzieć i tworzyć obrazy użytkowników magii. Reminiscenci za jego pomocą odtwarzają wydarzenia. Nurt daje obraz w mocy.
  4. Splot (nurtu) - węzeł prądów mocy tajemnej, w którym kumuluje się esencja Macierzy Mocy. W takich miejscach stawiano niegdyś bastiony zwane Sanktuariami, których doglądali druidzi i zielone smoki.
  5. Kontrola mocy = wyczuwalność (ogólny, niepowiązany z użytkownikiem zapach) + dostrzegalność (wyraźna emanacja w nurcie).
  6. Źródło - nazwa określająca zewnętrzną siłę energetyczną próbującą wpłynąć na energię magiczną lub świadomość innego ciała. Tzw. osoba trzecia (trzecie źródło).
  7. Echo metamagiczne - niektórzy użytkownicy magii potrafią wykorzystać pozostałości własnej mocy z otoczenia, by szybciej powielić poprzednio utkane zaklęcie. Umiejętność instynktowna, niemożliwa do nauczenia się. Przynależna czarownikom. Czarodziejom tylko w przypadku złego doboru profesji (błąd podczas określania sposobu manifestacji).

Czarny Flaming - Dean Atta

      Zamówiona "na próbę", okazała się sztosem. Przeżywam teraz kryzys twórczy (uważam, że cokolwiek napiszę, gówno jest warte) i potrzebowałam (potrzebuję nadal?) odskoczni od znanych mi autorów-mistrzów. Sięgnęłam po pozycję w moich queerowych klimatach. Zaskoczyłam się niepomiernie. Po raz pierwszy zgadzam się z blurbem: "Czarny Flaming" to perełka, wręcz - czarna perła!

     Nie będę zdradzała fabuły, napiszę tylko, że absolutnie nie mam się do czego przyczepić. Autor stworzył dzieło efektowne, poniekąd widowiskowe jak sam tytułowy Czarny Flaming. Wiersz pisany prozą, otwierający oczy na sprawy związane z własną tożsamością, poszukiwaniem jej i próbami zrozumienia siebie samego. Trochę o zdrowym egoizmie, który w społeczeństwie wykorzenia się, uznając go za zły. O tym, że wcale nie widzimy prawdy, a nasze spojrzenia nie przenikają filtrów uprzedzeń oraz ignorancji, jakie wpaja nam się od małego.

     Nad lekturą spędziłam dwa wieczory. Tylko dlatego, że wczoraj zbyt późno do niej przysiadłam. I mam silne postanowienie, że książki powyższego autora kupować będę w ciemno.

poniedziałek, 26 września 2022

Kiedy nadal nie ma o czym pisać...

      Paladynka dopiero co wyzdrowiała, ale teraz przeziębienie mnie męczy. Nie ma to jak szczypiący od wilgoci nos i zapuchnięte oczy. Absolutny brak koncentracji, zmęczenie i totalne bezwenie...

     Księga III miała zostać ukończona w czerwcu bieżącego roku. Mamy koniec września, a ja utknęłam na ostatnim rozdziale. I licho mi to idzie, bo czego bym nie napisała, uważam to za kompletną katastrofę. Winą obarczam siedzenie w społecznościówkach i autopromocję. To mnie skutecznie deprymuje, nierzadko ogłupia. Odrywa od Świata Wymyślonego. A tu równe dwa tygodnie do premiery zostały. I odczuwam coraz większą niechęć. Do wszystkiego.

     W sumie to nie wiem, co jeszcze mogłabym napisać.

🎵 Enemy At The Gates - Phil Rey 🎶

niedziela, 11 września 2022

Kiedy nie ma o czym pisać...

    Miałam naprawdę długą przerwę w pisaniu Elegii. Kryzys tożsamości już dawno nie wszedł mi tak mocno, żebym stwierdziła: a ch*j tam, przecież nikomu się to nie spodoba, więc po co mi to? Przeczytałam swój pierwszy tom na włączonej najwyższej samokrytyce, wyszperałam kilka błędów (jakieś 5 na 650 stron, w dodatku efekt redaktorski, jako że w egzemplarzu pod korektę ich nie było - porównałam) i wywściekałam się na siebie za gniota puszczonego w świat. Nawet na Netcie nie zostawiłam suchej nitki, jak zaczął mi racjonalnie tłumaczyć moje nieracjonalne zachowanie względem siebie. Jestem beznadziejna, to moja wina, nie powinnam była się za to łapać, itp. Chyba jesienna chandra się o mnie upomniała. Nie wiem. Byle nie deprecha. Więzienie umysłu. Letarg.

    Jestem przerażona. Tak apatyczna i krytycznie nastawiona do życia już wieki nie byłam. Wszystko na nie. Wszystko mnie wk*rwiało. Cokolwiek bym nie zrobiła, choćbym zatańczyła jive'a na rzęsach, to i tak znalazłabym cokolwiek, byleby skrytykować własne umiejętności.

    Było źle, bo było jak kiedyś... i nagle wróciła ta lepsza część przeszłości. Ta, która z ruin stworzyła mnie na nowo. Muzyka, która uratowała mój świat. Najważniejszym z tych utworów jest "Rozkołysanka" zespołu Farben Lehre. Dlatego też spotkacie się z nią w pierwszym tomie Elegii o Nieśmiertelnym. Bo nie tylko moje życie poniższy utwór odmienił.

poniedziałek, 5 września 2022

Przegapiłam

     Wczoraj stuknął mi dwunastotysięczny dzień życia. Tak. 12 000, ale fajna liczba. Okrąglutka. I przegapiłam, a chciałam się pochwalić. No nic, chwalę się dziś, choć chyba nie ma czym.

    Kryzys twórczy zagląda mi przez ramię i ani nie dasz w pysk, bo i jak, ani nie przepędzisz - bo i jak? Nawet czytanie mi nie smakuje, bo krytyka i czepialstwo na najwyższych obrotach. Dopiero kiedy świat spłynie krwią, coś mi z tego przyjdzie. Może. I niestety popełniam błąd, czytając sobie w międzyczasie to, co niebawem trafi do szerszego (mam nadzieję) grona odbiorców. Tylko się pogrążam. Zaczęło się: to mogłam napisać tak, a tamto siak, tego mogłam przedstawić inaczej, a ten dialog to w ogóle z dupy poprowadzony. Ja to napisałam?! Nie, nie przyznaję się! Ech...

    Poważnie, informacyjnie przeglądam fejsbyka, na którym wręcz roi się od wybitnych, spektakularnych i [inne słowa pełne zachwytu] debiutów, pośród których czuję się... raczej miernie. Kojarzycie te sceny w serialach/filmach/życiu codziennym, kiedy taki niepozorny człowieczek z wyrazem kompletnej rezygnacji na twarzy zadziera głowę i szuka swojego nazwiska na liście przyjętych/zakwalifikowanych/uznanych itp.? Właśnie ja się teraz tak czuję. Kryzys wszedł mocno. Potrzebuję odbić się od dna. Pocieszam sama siebie, bo Wena gdzieś wsiąkł.

środa, 31 sierpnia 2022

Czy w ogóle warto...?

     Garbiąc się, opadam plecami na miękką poduszkę krzesła. Splatając na piersi ramiona wilkiem wpatruję się w rozerwany karton. Ten mniejszy. O połowę większy stoi nienaruszony tuż obok. Oba trwają w pozazdroszczenia godnym bezruchu. Z idealnym spokojem znoszą mój krytyczny wzrok.

    Wzdycham głęboko. I jeszcze raz. Robię to nieświadomie. Ostrzę kły w obawie, że cel rzuci się na mnie z pazurami, choć przecież jest to fizycznie niemożliwe. Kartony nie mają pazurów. Co najwyżej rogi. Wiele rogów, zważywszy na zawartość wyzierającą z papierowego wnętrza. Niewielki oddział książek mógłby mnie w mig spacyfikować, jednakże straty poniósłby ogromne. Nie ryzykujemy, dostrzegając w tym postępku wyłącznie bezcelowość.

    Z rezygnacją pocieram twarz, równocześnie porzucając nieustępliwość, w jaką niepotrzebnie się uzbrajałam. I po co mi to? - pytam samą siebie. I na co mi to było?

    Wena siedzi tuż obok mnie. Jego pozbawione wyrazu nieistniejące oczy śledzą moje zachowania - dla niego abstrakcyjne i niezrozumiałe. 

    W chwilach takich jak ta Kronikarze cieszą się z własnych osiągnięć. Jednak nie ona. Ona z uporem maniaka szukać będzie najdrobniejszego mankamentu, który zaważy na całokształcie. Zawsze tak robi, jednakże w chwili obecnej jej zacięcie przekroczyło zdrową normę.

    Prostuje się, spojrzenie kierując na pozostawione samym sobie kartony.

    - Świat Rzeczywisty pozna początki Jego historii - odzywa się bezbarwnym, nieistniejącym głosem. - Nie cieszy cię to, Kronikarko?

    Nawet nie silę się na odpowiedź. Z poczuciem niewyobrażalnej pustki spoglądam na wnętrze lewej dłoni. Symbol Jedynego wyraźnie odznacza się na jasnej, pociętej zgięciami skórze. Zaciskam pięść i wzdycham, znów unosząc twarz.

    - Powinno cieszyć - mówię w końcu. Przychodzi mi to z trudem. W chwili takiej jak ta wolałabym zostać sama. Albo chociaż zamilknąć, skoro pierwsze nie jest możliwe. Na próżno. Wena przychodzi do mnie zgodnie z własnymi kaprysami. Jak teraz. - Jesteśmy związani i tak długo piastować będę stanowisko, jak długo On będzie żył.

    - A później? - pyta zdawkowo.

    Wreszcie zaszczycam go pełnym politowania spojrzeniem. Wykrzywiam usta w sardonicznym uśmieszku mającym służyć za odpowiedź, ale przecież on tego nie zrozumie. On nie pojmuje ludzkiego jestestwa. Jest jak sztuczna inteligencja, która nieszczególnie ma ochotę uczyć się behawioryzmu istot organicznych.

    Odpuszczam dalszych, bezsensownych praktyk. Sięgam po czarną rękawiczkę bez palców leżącą na blacie biurka i naciągam ją na lewą dłoń. Nie zamierzam niczego dotykać bez odpowiedniego przygotowania.

    - To zależy - burczę wreszcie pod nosem.

    - Od czego?

    - Od popytu na usługi Pierwszej Estariońskiej Kronikarki.

    Kończąc rozmowę wstaję z krzesła i podchodzę do rozerwanego kartonu. Jedno zielone oko spogląda na mnie z wyczekiwaniem. Tracąc rozum szczerzę się głupio i sięgam po jedyną książkę leżącą przednią okładką do góry.

    - Witaj, stary przyjacielu - mówię cicho, a niechciane, zewsząd napływające emocje zniekształcają mój głos. Unoszę egzemplarz na wysokość twarzy. Czuję ciepło przenikające odsłonięte opuszki palców, miłe mrowienie. Powitanie. - Zostaniesz ze mną do końca, prawda? Dla reszty znajdziemy dobre miejsce, obiecuję.

    Wena obserwuje mnie w milczeniu. Czuję jego wzrok na swoich pochylonych plecach. A potem - jak zwykł czynić - po prostu zniknął.

     

🎵 Mythic Legends (Remake) - Peter Crowley 🎶

poniedziałek, 29 sierpnia 2022

Stagnacja oraz rzecz o estariońskiej organizacji najemnej

     Rozleniwiły mnie te wakacje. Wena co prawda już wróciła, ale z sił okradają mnie wieczorne rytuały związane z usypianiem Paladynki. A raczej intensywnie przeprowadzane rokowania. W szczególności mycie zębów. Było dobrze i nagle uruchomiło się "nie!". Jak rany... No i masz ci los, zasnęła przed dziewiętnastą, człowiek może wreszcie przysiąść do pisania i co? I psińco. Chyba znów siądę do lektury lepszych od siebie. Dowiem się może czegoś nowego. Chociaż jak na razie fabuła przetykana jest treścią w stylu: ona przespała się z tamtą, więc on przespał się z inną, na co ona z zazdrości na siłę (prawie) zaciągnęła tamtego, choć to na kim innym zawieszała oko... 😒

    Serio, nie wierzę, że to ten sam Steven Erikson od Odprysku Księżyca i Bram Domu Umarłych... Życie żołnierza/najemnika jest ciężkie, ale osobiście zauważam takie wycieczki cielesne za nieco uwłaczające. Kto wie, może ludzie ryzykujący każdego dnia utratą życia faktycznie odnajdują w tym jakąś pociechę, przyjemność, ale... No nie, nie podchodzi mi to.

    Hm, żeby teraz nie wyjść na hipokrytkę, skoro Estalavanes staje się najemnikiem. W każdym razie na Kompanię Najemną Niedźwiedzi mam nieco inne spojrzenie, w końcu to doskonale zorganizowana, świetnie prosperująca organizacja zrzeszająca najlepszych. Co zakontraktowani robią w międzyczasie, to już ich indywidualna sprawa. Niektórzy najemnicy zakładają własne rodziny, albo wspierają finansowo rodziny swoich kochanek. Ci przyjmujący zlecenia rzadko mają czas, by myśleć o czymkolwiek poza jak najszybszym wypełnieniem zadania. A niektórzy odnajdują bratnie dusze pośród swoich, choćby wśród nielicznych kapłanek Sarvatesa, służek czy - uwaga! - czarodziejek (hm, gdyby tylko patrzyły przychylnym okiem na pozbawionych magii prostaków). Żeby nie było, powyższymi trzema profesjami parają się zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Trudno natomiast o kobietę wojowniczkę/żołnierkę. Estariońskie prawo nie pochwala kobiet uprawiających wojenne rzemiosło, nie znaczy to jednak, że surowo tego zabrania. A Niedźwiedzie to nie tylko rębajły. Niemniej za pewne skandale grozić może utrata głowy... ale po cóż się ją ma, jeśli nie od parady? Otóż to, jeden taki ścichapęk bryluje w towarzystwie, przez nikogo nie podejrzewany.

    Ło, mogłabym napisać rozprawę o Niedźwiedziach i może kiedyś to zrobię na łamach Estariońskiej Kronikarki. Są naprawdę specyficzną formacją.

    Tymczasem, spróbuję coś napisać. Może mój zastój jest wyłącznie efektem narastającej gnuśności, a nie braku chęci? Przekonajmy się.

🎵 Spirit of the Moon (Instrumental) [Bonus Track] - Peter Crowley 🎶

piątek, 26 sierpnia 2022

Było, minęło

    Wyjazd dobiega końca, a urlop... jeszcze potrwa. W każdym razie już jutro wieczorem będę w domku, gdzie w spokoju dokończę III tom. Znaczy, nie dokończę go akurat jutro, to pewne. Ale znajome otoczenie i brak rozpraszających bodźców - pomijając już chroniczne wakacyjne zmęczenie - być może pozytywnie wpłyną no moją inwencję twórczą, której tutaj absolutnie mi brak z racji niezliczonych aktywności fizycznych. Coś tam porobiłam na profilu autorskim, ale gubię się tylko i plączę pośród bezliku niepotrzebnych mi opcji czy innych możliwości. Wkurza mnie toto. Nie mam do tego sił ni nerwów.
    Tak przy okazji, dostałam info z Wydawnictwa, że w przeciągu 14 dni roboczych otrzymam swoje egzemplarze autorskie Białego Elfa. Przeczytam przedpremierowo na papierze! 😆 Już w kilku sklepach internetowych znalazłam przedsprzedaż swojego dzieła. I nie powiem, żebym czuła jakąś ekscytację. Raczej narastającą niepewność, wątpliwość. Niechęć do śledzenia mediów społecznościowych i kształtowania ich z mojej strony. Zdecydowanie wolę pisać powieść, niż posty na FB czy gdzie indziej (bloga nie biorę pod uwagę, bo to taki mój mały zamknięty świat - Marudnik). Może to kwestia zdystansowania, intencjonalnego wyobcowania się ze społeczeństwa. Zawsze tak żyłam i nagła zmiana o sto osiemdziesiąt stopni wydaje mi się czymś nienaturalnym. Jedno jest pewne - na świecie mamy mnóstwo rewelacyjnych pisarzy i nie widzę pośród nich siebie.
 
    Gdyby nie Neth, Biały Elf nigdy nie zostałby wydany.
🎵 He Who Sows The Wind - Phil Rey 🎶 

sobota, 20 sierpnia 2022

Za jakie grzechy...?

     Nie lubię wyjazdów. Już pomijam moją niechęć do wyściubiania nosa z przytulnych czterech ścian, nawet nie mam na myśli stadnego przebywania w nadmorskiej miejscowości. Chodzi o pakowanie. I całą zakupową otoczkę. Serdecznie nie lubiłam tego przed narodzinami Paladynki. A po narodzinach to już w ogóle mam ochotę rzucić wszystkim w diabły (ale znając je, oddadzą mi z nawiązką, toteż nawet nie próbuję). Nigdy nie wiem, co ze sobą zabrać, bo moim zdaniem wszystko będzie potrzebne. Z drugiej strony, po co tyle brać, skoro to tylko pięć dni, a w razie czego sklepy są na miejscu? I to koszmarne wrażenie, że zapomniało się o czymś istotnym, o czymś, co zaważyć może na istnieniu całego świata. Jak rany, i jeszcze "sroczka mode" mi się uruchamia podczas zakupowego szaleństwa: weźmy taki czaderski ręcznik plażowy! Ooooch, spójrz jaki słodki dmuchaniec do wody! A ten kubeczek? Kubeczków z motywami z bajek nigdy dość! A potem patrzysz człowieku na stan konta i zastanawiasz się, którym kablem się dziś biczować...

    Ale pozytywy! Szukajmy pozytywów! Wysprzątałam chałupę, co by na powrót z wakacji było ładnie i czysto. Posłałam męża i dziecia po ostatnie dokupy (jakże potrzebnych towarów) i skończywszy obowiązki, postanowiłam odpicować nową fryzurę Esta. Tak, pod koniec III tomu "przypadkowo" zmieni uczesanie. Akurat piszę (zbyt duże słowo) przedostatni rozdział i jakoś opornie mi to idzie... Wracając do tematu stylówki, skończyło się na tym, że nabazgrałam jego obecną 😆 Wstyd pokazać, nawet Neth podziela moje zdanie (jakby mnie to w ogóle dziwiło...), dlatego też rysunek zostawię sobie. Przynajmniej widzę formę tzw. wyjściową.

    Tak, ja też wiele razy myślałam o zmianie fryzury na bardziej... ekstrawagancką. Frymuś nie jest ze mnie dumny 😅

🎵 Equitatus - Andrew Prahlow, Mark Petrie, PostHaste Music 🎶
 
P.S. Znaleźliśmy dziś w Galerii Katowickiej runę algiz wyrytą w płytce z jakiegoś metalu. A raczej Neth ją znalazł. W domu  wyszperałam dla niej nowy rzemień i jak łatwo się domyślić, noszę ją teraz na prawej ręce. Czy wierzę w ten "ezoteryczny bełkot"? Tak. Ale własnym rozumem.

piątek, 19 sierpnia 2022

Rozdział 2 - Światła martwej metropolii

    Obskurne budynki rosły między sobą niby na wyścigi, a najwspanialsze z nich ginęły w gęstych oparach kiepsko imitujących ołowiane chmury. Szare słupy stały niemal jedne na drugich, wzajemnie wspierając swoje schorowane, zaniedbane i pokruszone wiekiem cielska. Zbite w ciasne skupiska zajmowały tak wiele miejsca, że tylko sporadycznie przecinały je brukowane wyszczerbione drogi, równie stare co ich pnący się na szczyt nieszczęśni towarzysze. Może w istocie wyrastały z siebie nawzajem na podobieństwo wynaturzenia, drwiny z zapomnianej natury, której jak okiem sięgnąć nie było nigdzie widać. Na myśl przywodziły betonowe konary. Z ich chorych, połamanych końców wyrastały kolejne, cokolwiek niepodobne do pierwotnego założenia budowniczych.
    Ponad dwie godziny zajęło im dojście pieszo na przedmieścia pełne niskich, niejednokrotnie zrujnowanych parterowych domków, których okna straszyły kłami rozbitych szyb, a odór wydostający się ze środka odstraszał zarówno ewentualnych szabrowników, jak i dzikich lokatorów. Ale nie odstraszał szczurów, które niczym dumni gospodarze siedziały na progach wygryzionych drzwi obserwując przybyszów bystrymi czarnymi ślepkami. Idźcie dalej, mówiły. Niczego tu dla siebie nie znajdziecie.
    Nurklik niewiele pamiętał z trasy, jaką przyszło im pokonać z zaśnieżonej stacji przeładunkowej. Przez połowę czasu rzygał jak kot i to na własne życzenie. Przez drugą nie mógł nadążyć za natchnionym Niewiem gnającym przed siebie, jakby rękojeść miecza wystająca z opancerzonego brzucha była czymś zupełnie normalnym. Nawet ubrana w gruby płaszcz i wysokie buty na obcasie Poduszka uwijała się prędko, najwyraźniej nawykła do pokonywaniu dużych dystansów o własnych elfich siłach. I w tak ekstrawaganckim stroju.
    Sponiewierany kabalista powinien był przewidzieć, że nie jest dobrym pomysłem wpieprzanie co popadnie. A już na pewno nie po długotrwałej diecie narzuconej przez troskliwe książęce służby więzienne. Doprawdy, jeśli ktoś szukał szybkiego sposobu na pozbycie się nadwagi, to nawet miesiąc w lochach księcia czynił cuda. Nie lubisz ćwiczeń? Cela dwa na dwa metry to świetna wymówka od pocenia się z wysiłku. Kochasz jedzenie i nie zamierzasz z niego rezygnować? Kuchnia więzienna zadba o ciebie jak należy. Jeden posiłek dziennie. Zupka ze wspomagaczami. Bez podjadania. Znajomi nie dają ci odpocząć? Wartownicy są tak towarzyscy, że prędzej zaczniesz prowadzić ożywione dysputy z samym sobą aniżeli przekonasz jednego z tych służbistów do choćby chrząknięcia.
    Nurklik poznał to na własnej skórze. To i wiele więcej rozkoszy, jakie oferował areszt księcia. Och, byłby zapomniał o wycieczkach krajoznawczych w luksusowych transportowcach. Wisienka na torciku.
    Torcik.
    Znów zaczął rzygać.
    Uniósł głowę w momencie, gdy zuchwała Poduszka szarpnięciem spróbowała zatrzymać Niewiem. Półczłowiek nawet się na nią nie obejrzał. Odepchnął od siebie wiotką dziewczynę posyłając ją wprost na wydeptaną błotnistą ziemię i nie tracąc nic ze swojej nadludzkiej prędkości szedł dalej. Prawie biegł.
    Wymijając elfkę Nurklik podał jej dłoń, ale ona odbiła ją własną. Chłopak wzruszył ramionami, wyzywając w duchu wszystkie przeklęte emancypantki tego świata. Nie odsuń takiej krzesła, to zwyzywa cię nie gorzej niż wściekły krasnolud. A może i lepiej.
    Zostawiając pannę samą sobie i trzęsąc się z zimna chłopak maszerował za olbrzymem, co jakiś czas przecierając łzawiące od mrozu oraz torsji oczy. Był jak w amoku. Obaj byli. Niewiem szedł w sobie tylko znanym celu, zaś Nurklik podążał za nim nie mając własnego. Chociaż nie, można powiedzieć, że miał. O ile ucieczki na południe z precjozami księcia nie można było uznać za życiowy cel, tak z całą pewnością była nim chęć prowadzenia dostatniego życia na koszt satrapy.
    Nurklik schował ręce w głębokich kieszeniach wytartej skórzanej kurtki. Palce zacisnął na kilku pierścieniach, czy może sygnetach, w całości wykonanych z berynitu. Nie były obłożone zaklęciami. Nie wyczuwał ani krzty magii pod zmarzniętymi opuszkami. Zapewne książę ma nadwornego zaklinacza, który osobiście zajmuje się jego biżuterią i ochroną. To było wielce prawdopodobne.
    Zwinne palce kabalisty natrafiły na dwa owalne przedmioty, zimne jak on sam, lecz znacznie twardsze niż jego wątpliwa osoba. Jajka. Niewielka część zapasów, jakie zabrał z wagonu oficerskiego. Usilnie doganiając Niewiem wyjął je z kieszeni i obejrzał w ostrym, zimowym słońcu przebijającym zza grubych chmur. Były zwyczajne. A jemu znów robiło się niedobrze na sam widok jedzenia.
    - Nieeeeewieeeeeem! - zawołał ochryple. Treść żołądka mocno wypaliła mu gardło. - Niewiem! Nieeeewieeeeem! Niewiemniewiemniewiem! Niewiem, kurwa!
    Pojęcia nie miał, czy poskutkowało samo wrzeszczenie wniebogłosy, czy raczej dodany na końcu wulgaryzm, ale zawołany po imieniu obrócił głowę w stronę kabalisty, łypiąc na niego spode łba. Nurklik gotów był przysiąc, że jego niezwykłe oczy połyskiwały teraz żywym błękitem. To była nowość. Czwarty kolor do kolekcji. Jeszcze dwa i będzie tęcza. Miła odmiana od wszechobecnego brudnego betonu.
    Mężczyzna zatrzymał się i obrócił. Stercząca z rany rękojeść obleczona wytartą skórą wywołała kolejną falę trosji w oddychającym coraz ciężej chłopaku. Podchodząc Nurklik unikał patrzenia w jej kierunku, ale widok był tak niesamowity, że jego oczy same kierowały się ku niemu. Ranny bynajmniej nie przejmował się swoim stanem. Zapomniał o tej drobnej niedogodności. Albo był naćpany niebotyczną dawką suprykantów. Albo… albo Nurklik nie wiedział, co z nim było nie tak. Niewiem był żywy, bo umarli nie krwawią. A może był jednym z tych, co to nie czują swojego ciała? Jest taka choroba, nawet się o niej uczył. Tylko jak ona się nazywała…
    - Wreszcie się zatrzymaliście. - Poduszka zmaterializowała się tuż obok wielkoluda. Musiała mocno zadzierać głowę, by spojrzeć mu w oczy. Nurklik pomyślał, że przy jej wzroście zadarty nos był cechą nabytą, a nie wrodzoną. - Dokąd ci tak spieszno, elinczyku? Na stryczek?
    Niewiem nie odpowiedział. Zdawał się nawet nie słyszeć pytania, choć równie dobrze mógł je ignorować, tak jak ignorował niechcianą przewodniczkę. Kolor jego oczu wyblakł, przybierając szary odcień berynitu. Wpatrywał się prosto w zaskoczonego kabalistę, a jego niezmąconej myślą twarzy nie barwiła żadna emocja. Był martwy i tylko wyjątkowo żywe oczy zdradzały prawdę o tlącym się wewnątrz duchu.
    Poirytowana elfka wzięła się pod boki.
    - Mowę ci odebrało? Nurklik, czy on w ogóle słyszy nasz głos?
    Nurklik przelotnie zerknął na dziewczynę zastanawiając się, czy nie podążyć śladem kompana i nie zignorować jej paplaniny. Ostatecznie tak też zrobił przyjmując, że jest to najlepszy sposób postępowania z pyskatymi pannicami. Cios za cios, ladacznico. Nie chciałaś mojej pomocy przed chwilą, to nie licz na nią teraz.
    Skupił wzrok na pokrytym kilkudniowym zarostem obliczu Niewiem i wyciągnął ku niemu dłoń. W zagłębieniu spoczywała jadalna zawartość jego kieszeni. W tej jednej, niepowtarzalnej chwili mógł poczuć się jak książęcy stajenny dokarmiający smoka. Nie był do końca pewien, czy bestia odgryzie mu dłoń, czy ograniczy się wyłącznie do zgarnięcia pożywienia. Półczłowiek nie był bestią. A nawet jeśli był, to nie wobec niego.
    Grube, poplamione krwią i błotem palce zamknęły się na niewielkich kurzych jajkach. Na tle dużej dłoni zdawały się zaledwie przekąskami, które co najwyżej zaostrzą apetyt mężczyzny, a nie zaspokoją jego głód.
    Nurklik uśmiechnął się przepraszająco, wzruszając przy tym drżącymi ramionami.
    - Wybacz, nic więcej nie zmieściło mi się do kieszeni. - Resztki ciepła ustami opuszczały ciało chłopaka w postaci gęstych obłoczków. - Resztę musiałem wyrzucić, bo… No co ty robisz?!
    Osłupiały kabalista wychylił się w kierunku Niewiem, chcąc złapać go za ramię, ale zamarł w połowie ruchu. W przejawie dobrej woli oddał zapasy towarzyszowi i wszystko byłoby w porządku, gdyby nie zachowanie wielkoluda.
    Niewiem przyjął oferowany mu poczęstunek i natychmiast go schrupał. Schrupał. Schrupał jajka. Ze skorupkami. Chrzęszczały między mocnymi zębami, a odgłos ten osłabił kabalistę nie gorzej niż pustoszące ciało spazmy.
    - Czy ty jesteś normalny?! - wyjęczał, unosząc ręce w geście bezradności. - To się obiera ze skorupki! Czy ty nigdy przedtem nie jadłeś jajka?
    Niewiem mrugnął, na moment wyglądając na zaskoczonego. Obejrzał swoją pustą dłoń i ześlizgnął się wzrokiem na zdruzgotanego Nurklika. Zdawało się, że próbuje sobie coś przypomnieć, bo gęste, czarne brwi zmarszczyły się, zbiegając nad prostym, lekko spłaszczonym nosem. Nie trwało to dłużej niż kilkanaście sekund, kiedy oczy półczłowieka na powrót stały się jaskrawoniebieskie, a on sam zwrócił głowę w kierunku niedalekiej betonowej dżungli. Bez słowa pomaszerował obraną ścieżką, zostawiając wstrząśniętą parę samą ze sobą.
    Poduszka otrząsnęła się jako pierwsza.
    - Z jakiej dziczy trzeba wyjść, by tak się zachowywać?
   - Pojęcia nie mam - odpowiedział Nurklik. - Ale wiem, że zaraz znów będę rzygał. Panienka wybaczy ten brak zahamowań.
    - Tylko pamiętaj, żeby nie wyciągać dłoni z kieszeni - rzuciła na odchodne, zrywając się biegiem za majaczącym na horyzoncie Niewiem.
    Nurklik podejrzewał, że chodziło nie o ich zawartość, ale same dłonie. A dokładniej palce. Paliczki każdego kabalisty pokrywały proste tatuaże oznaczające poziom przeszkolenia i stopień osiągnięty w konkretnej dziedzinie. Rzeczywiście, Nurklik jak przez mgłę pamiętał, że elfka już na powitaniu oskarżyła go o bycie kabalistą. Jakby na północy posługiwanie się magią było grzechem. Praktyką zakazaną.
    Magia była niebezpieczna. A zjednoczeni kabaliści mogli być niepowstrzymaną siłą na miarę rozszalałego żywiołu. Co to mogło oznaczać dla niego? Wymiotował z myślą, że jego kara śmierci została odroczona na bliżej nieokreślony czas. Musiał się stąd wydostać. Jak najdalej na bezpieczną część kontynentu. Mniej srogą. Mniej zdewastowaną. Mniej niebezpieczną.
    W Nurkliku nie było już nic, czego mógłby się pozbyć, ale jego organizm wcale tego nie zauważał. Zamarzał żywcem, ponieważ energia w jego ciele nie mogła się odnowić. Szarpany torsjami słabł z każdą kolejną chwilą i tylko wrodzony upór pchał go do przodu.
    Samotność w takim miejscu oznaczała pewną śmierć. A skoro z pomocą Niewiem udało mu się zwiać z transportu, to uda mu się także wrócić na południe, w przyjazne, rodzinne strony. Może zabierze bliskich krewnych i wyniosą się na Wyspy. To była dobra myśl. Pokrzepiająca. Myśl, której mógł się chwycić, by we względnym zdrowiu opuścić to koszmarne, zabójcze miejsce.
    Plując kwaśną śliną ruszył truchtem za dwójką towarzyszy. Ledwie trzymał się w pionie, ale przynajmniej nie będzie mu tak diabelnie zimno. Kilka razy poślizgnął się na grząskim błocku. Nieraz wszedł w zmrożoną kałużę głębszą, niż mogło się zdawać na pierwszy rzut oka. Czuł się podle i dziwiło go niepomiernie, że jego obecny stan mógł się pogorszyć jeszcze bardziej. I pogarszał się z każdym kolejnym kilometrem. Glany były zawiązane zbyt luźno, by uchronić jego stopy przed kontaktem z lodowatą wodą. Kurtka, nawet zapięta, była zbyt cienka i krótka, by ogrzać go w surowym klimacie północy. Podobnie stare spodnie mające więcej dziur niż materiału. A wyszli dopiero poza granice opuszczonych przedmieść martwej metropolii…
    Poduszka próbowała przegadać niebieskookiemu Niewiem do rozumu. Skutek tego był taki, że ona wrzeszczała na niego bez opamiętania, a on jak gdyby nigdy nic szedł dalej, żwawo wyciągając długie nogi. Okryte płytami pancerza buty stukały na bruku, rozpryskując błoto i cholera wie co jeszcze. Wszędzie unosił się odór jasno świadczący, że wciąż mieszkają tu ludzie. Ludzie, którzy wyparli naturę daleko poza granice swoich miast. Jakby nie wiedzieli, że jej wściekłość gotowa jest zmieść ich z powierzchni ziemi.
    Nurklik podejrzewał, że skuwająca ten rejon wieczna zima była efektem ubocznym ludzkich działań. Nie był druidem, więc nie mógł tego poczuć na własnej skórze. Cieszyła go świadomość, że oszczędzono mu słuchania krzyków natury, wrzasków pierwotnego ducha świata. Niechybnie by oszalał.
    Tak jak oszalała Poduszka, stojąca teraz z zakrwawionym mieczem w dłoni i z przerażeniem w oczach spoglądająca na brzuch Niewiem. Jakby zaskoczyła ją otwarta rana w ciele mężczyzny. Jakież to dziwne, że ostrze zostawia po sobie dziurę.